Dobiegające końca rządy PiS zapamiętamy na długo. Po roku 1989 żadna inna ekipa tak bardzo nie była skorumpowana i tak ostentacyjnie miała w pogardzie… prawo i sprawiedliwość. Nic dziwnego, iż dla znaczącej części aparatu partyjnego Prawa i Sprawiedliwości utrata władzy równa się konieczności odpowiedzialności karnej.
– Ta kampania będzie odmienna niż te, które poznaliśmy przez wiele lat funkcjonowania polskiej demokracji. Bo też stawka jest inna. PiS nie walczy tylko, żeby zostać w polityce, czy żeby być w polityce. PiS walczy, żeby być na wolności. I w związku z tym uczyni wszystko, co będzie mógł, żeby pozostać na wolności. To znaczy, żeby wygrać te wybory – zauważył Leszek Miller na antenie TVN.
– Wyobrażam sobie, iż w kręgach kierowniczych PiS jest takie przekonanie, czy adekwatnie taka wątpliwość, iż „no dobrze, ale co się stanie, o ile my pójdziemy za kraty?”, „co się z nami stanie?”, „co się stanie z naszymi rodzinami?”. Bo prędzej czy później za te wszystkie szachrajstwa, za to łupienie naszego wspólnego gospodarstwa, oni będą musieli odpowiedzieć – przekonywał były premier.
Tu nie chodzi o trywialny odwet. Po prostu winni tego całego zła, które przetoczyło się przez Polskę po 2015 r. będą musieli ponieść karę.