Debata prezydencka w Końskich, która odbyła się w piątek w hali sportowej w województwie świętokrzyskim, miała być areną merytorycznej wymiany poglądów między kandydatami na urząd prezydenta. Zamiast tego stała się kolejnym przykładem politycznych gierek, w których Prawo i Sprawiedliwość (PiS) po raz kolejny pokazało swoją hipokryzję i skłonność do manipulacji. Szczególną rolę w tej sprawie odegrał poseł PiS Paweł Szefernaker, szef sztabu kandydata Karola Nawrockiego, który w swoich komentarzach próbował odwrócić uwagę od rzeczywistych problemów, rzucając bezpodstawne oskarżenia wobec organizatorów debaty.
Szefernaker, występując w poniedziałek na antenie TVN24, nazwał debatę „jedną wielką ustawką” zorganizowaną przez sztab Rafała Trzaskowskiego. Takie stwierdzenie jest nie tylko krzywdzące, ale i ironiczne, zważywszy na to, jak PiS przez lata manipulowało mediami publicznymi, w tym TVP, by promować swoich kandydatów i narracje. Debata w Końskich, choć niepozbawiona organizacyjnych niedociągnięć, była próbą stworzenia przestrzeni dla kandydatów różnych opcji politycznych – od Rafała Trzaskowskiego, przez Szymona Hołownię, po Magdalenę Biejat i Krzysztofa Stanowskiego. Fakt, iż zaproszenie na debatę pojawiło się późno, nie był wynikiem złej woli, ale dynamicznej sytuacji, w której kolejni kandydaci, jak Hołownia czy Biejat, potwierdzali swoją obecność.
Tymczasem Szefernaker, zamiast skupić się na merytorycznej ocenie wystąpień, wolał rzucić cień podejrzeń na finansowanie wydarzenia. Zapowiedział, iż PiS „będzie badać, ile to kosztowało i kto za to zapłacił”. Brzmi to jak desperacka próba odwrócenia uwagi od słabego występu Karola Nawrockiego, który w czasie debaty bardziej skupiał się na tanich chwytach, takich jak wręczenie Trzaskowskiemu flagi LGBT, niż na przedstawieniu konkretnych propozycji programowych. Tego typu gesty nie tylko obniżają poziom debaty publicznej, ale też pokazują, iż PiS przez cały czas stawia na polaryzację i tanie emocje zamiast rzeczowej dyskusji.
Oskarżenia Szefernakera o rzekomą „ustawkę” są tym bardziej absurdalne, iż PiS przez osiem lat swoich rządów nie miało skrupułów, by wykorzystywać publiczne instytucje do własnych celów politycznych. TVP za rządów Jacka Kurskiego stała się tubą propagandową partii, a kampanie wyborcze PiS wielokrotnie budziły pytania o finansowanie – wystarczy wspomnieć kontrowersje wokół zaangażowania państwowych spółek w promocję kandydatów partii. Teraz, gdy debata w Końskich została zorganizowana przez sztab Trzaskowskiego przy współpracy TVP, TVN i Polsatu, PiS nagle odkrywa w sobie troskę o przejrzystość finansową. Trudno nie dostrzec w tym hipokryzji.
Co więcej, Szefernaker nie przedstawił żadnych dowodów na poparcie swoich oskarżeń. Mówienie o „badaniu kosztów” bez wskazania konkretnych nieprawidłowości to klasyczny chwyt PiS, który ma na celu zasianie wątpliwości i podważenie wiarygodności przeciwników politycznych. W tym samym czasie partia unika rozliczenia własnych działań, takich jak niejasne finansowanie kampanii czy wykorzystywanie publicznych środków na partyjne eventy.
Sam Karol Nawrocki, kandydat popierany przez PiS, nie pokazał się w Końskich z dobrej strony. Jego gest z flagą LGBT był nie tylko niepotrzebną prowokacją, ale też świadectwem tego, jak PiS wciąż próbuje grać na społecznych podziałach. W odpowiedzi Magdalena Biejat, przejmując flagę i deklarując brak wstydu wobec tego symbolu, pokazała więcej odwagi i autentyczności niż Nawrocki, który ograniczył się do populistycznych zagrywek. Trzaskowski, choć nie bez winy w eskalacji emocji, zdjął flagę na ziemię, co można odczytać jako próbę uniknięcia wpadnięcia w pułapkę zastawioną przez kandydata PiS.
Debata w Końskich, mimo swoich niedoskonałości, była ważnym wydarzeniem, które pokazało różnorodność kandydatów i ich wizji dla Polski. Niestety, PiS, zamiast wykorzystać tę okazję do przedstawienia konstruktywnych propozycji, wolało skupić się na krytykowaniu organizacji i rzucaniu niepopartych dowodami oskarżeń. Postawa Pawła Szefernakera i Karola Nawrockiego to smutny dowód na to, iż partia Jarosława Kaczyńskiego nie ma nic nowego do zaoferowania – tylko więcej podziałów, podejrzeń i politycznego chaosu.