Premier Morawiecki chwali się na prawo i lewo, iż w budżecie państwa są pieniądze. Z których można pokryć wszelkie szalone obietnice PiS. Problem w tym, iż nie jest aż tak różowo. Rząd upycha swoje wydatki gdzie się da, tylko nie w budżecie.
– Wyobraźmy sobie firmę, w której zarząd pominął w bilansie rocznym ponad 80 proc. zaciągniętych kredytów. Audytor po przeprowadzeniu badania jej sprawozdania finansowego odmówiłby złożenia podpisu. Miałoby ono przecież tyle wspólnego z rzeczywistością, co „Pulp Fiction” Tarantino z filmem dokumentalnym – zauważa Krzysztof Kowlaczyk na łamach „Rzeczpospolitej”.
– [Tymczasem] w minionym tygodniu Sejm dał absolutorium rządowi z wykonania budżetu państwa w 2022 r. Wiedział, iż ma ono tyle wspólnego z rzeczywistością, co owo dzieło Tarantino – dodaje dziennikarz.
Rząd bowiem robi wszystko, by wydatki państwowe, finansowane z zaciąganych długów dzięki „wehikułom finansowym, które obdarzył gwarancjami Skarbu Państwa”. Dlatego Morawiecki może się chwalić niskim deficytem budżetowym.
Sęk w tym, iż taka podwójna księgowość może się skończyć tylko w jeden sposób: zjawiskową plajtą. I ku temu Polska rządzona przez PiS zmierza dziarskim krokiem. Jest jak w starym dowcipie: stanęliśmy już nad przepaścią i zrobiliśmy znaczący krok naprzód.