W polskiej polityce rzadko mamy do czynienia z tak wyrazistymi postaciami jak Przemysław Czarnek. Były minister edukacji, dziś wiceprezes Prawa i Sprawiedliwości, raz po raz pokazuje, iż w polityce liczy się dla niego przede wszystkim powrót do władzy i lojalność wobec partyjnego lidera. W najnowszym wywiadzie dla portalu wPolityce.pl mówił: „PiS walczy o bezwzględną większość i samodzielne rządy”. I zaraz dodał: „Jeśli koalicja będzie konieczna, to do Konfederacji jest nam najbliżej”.
Na pierwszy rzut oka można odnieść wrażenie, iż to naturalna deklaracja – partia, która przegrała wybory w 2023 roku i od tamtej pory pozostaje w opozycji, szuka sposobu, by wrócić do gry. Ale jeżeli przyjrzymy się bliżej, widać wyraźnie: Czarnek i PiS nie rozmawiają już o wizji Polski, tylko o układankach personalnych i politycznych sojuszach, które mają zapewnić im drogę powrotną do rządzenia.
Czarnek przez lata przedstawiał się jako obrońca „tradycyjnych wartości” w szkołach. Jednak jego ministerialne decyzje wywoływały chaos, niepewność i poczucie, iż edukacja w Polsce staje się zakładnikiem partyjnej ideologii. Obowiązkowe lektury zamiast inspirować – odstraszały, programy były pełne politycznych aluzji, a nauczyciele zamiast wsparcia dostawali kolejne rozporządzenia i listy „co wolno, a czego nie”.
Nieprzypadkowo wielu pedagogów podsumowywało tamten czas jednym słowem: centralizacja. Czarnek chciał, aby szkoła była nie przestrzenią wolnej myśli, ale instytucją wychowującą posłusznych obywateli. Trudno o większy kontrast wobec tego, co powinno być fundamentem edukacji w XXI wieku.
W rozmowie z wPolityce.pl Czarnek podkreślał: „Jeśli będzie konieczność zawierania koalicji, to z całą pewnością Konfederacja będzie jednym z koalicjantów do dyskusji”. To zdanie mówi o nim i o PiS więcej niż wszystkie wystąpienia na partyjnych konwencjach. Zamiast szukać porozumienia w centrum sceny politycznej, PiS coraz bardziej przesuwa się na prawo, flirtując z ugrupowaniem, które słynie z kontrowersyjnych, często skrajnych poglądów.
Czarnek tłumaczy to dobrem Polski: „Nie należy patrzeć na partyjne interesy, ale na dobro Polski”. Tyle iż w jego ustach brzmi to jak czysta ironia. Bo czy dobro Polski naprawdę oznaczałoby koalicję z ugrupowaniem, które wprowadza do debaty język skrajności i wykluczenia?
Czarnek posługuje się retoryką, która od dawna dominuje w PiS: Polska jest oblężoną twierdzą, a tylko partia Kaczyńskiego potrafi ją obronić. W rozmowie padają stwierdzenia, iż Mentzen „obrażał PiS” i iż „premier Morawiecki obnażył wiele kłamstw”. Zamiast rzeczowej analizy – mamy teatr polityczny, dobrze znany z ostatnich lat.
Ta narracja ma jednak coraz mniej wspólnego z realnymi problemami obywateli. Ludzie chcą sprawnej służby zdrowia, dobrej edukacji dla dzieci, stabilnej gospodarki. Tymczasem PiS z Czarnkiem na czele skupia się na tym, jak odzyskać władzę za wszelką cenę.
Deklaracja Czarnka o możliwej współpracy z Konfederacją to w gruncie rzeczy dowód słabości. Partia, która jeszcze niedawno rządziła samodzielnie, dziś mówi: „będziemy musieli szukać koalicjantów”. I choć Czarnek zapewnia: „PiS walczy o bezwzględną większość”, każdy, kto obserwuje życie publiczne, wie, iż to coraz mniej prawdopodobne.
PiS próbuje dziś przykleić łatkę skrajnej prawicy jako swojego naturalnego sojusznika. Ale to ryzykowna gra – nie tylko dla samego PiS, ale także dla całej Polski. Bo im bliżej takiego sojuszu, tym dalej od polityki odpowiedzialnej i stabilnej.
Kiedy słyszymy Czarnka, trudno oprzeć się wrażeniu, iż Polska jest wciąż traktowana jako pole bitwy o stołki i wpływy. Jego słowa – i cała strategia PiS – pokazują, iż odzyskanie władzy stało się dla tej partii celem samym w sobie.
A przecież polityka powinna być służbą. Powinna odpowiadać na pytania: jak poprawić jakość życia obywateli? jak odbudować wspólnotę? jak sprawić, by Polska była miejscem, w którym każdy czuje się u siebie?
Dopóki jednak w polskiej polityce będą dominować takie postawy, jak u Czarnka – pełne pychy, ideologii i obsesji na punkcie przeciwników – dopóty zamiast rozwoju będziemy oglądać kolejne akty tego samego spektaklu. Spektaklu, który Polakom coraz częściej się po prostu nudzi.