PiS ma nowego wroga. To niezależni historycy

1 tydzień temu

Wystawa „Nasi chłopcy. Mieszkańcy Pomorza Gdańskiego w armii III Rzeszy” w Muzeum Gdańska wywołała burzę w polskiej debacie publicznej. Tytuł ekspozycji, nawiązujący do losów Pomorzan wcielonych do Wehrmachtu podczas II wojny światowej, stał się pretekstem do ostrej krytyki ze strony polityków Prawa i Sprawiedliwości, w szczególności Przemysława Czarnka.

Były minister edukacji i nauki w rozmowie z Magdaleną Ogórek na antenie Telewizji wPolsce24 zarzucił twórcom wystawy sprzyjanie „niemieckiej polityce historycznej” i określił ich jako „ukrytą opcję niemiecką”, „Niemców udających Polaków” lub „po prostu durni”. Czy jednak ta retoryka nie jest kolejnym przejawem politycznego wykorzystywania historii?

Wystawa w Muzeum Gdańska porusza trudny temat mieszkańców Pomorza, którzy w wyniku przymusowego wcielenia walczyli w armii III Rzeszy. Temat ten wymaga szczególnej wrażliwości, zważywszy na złożoność losów Polaków pod okupacją niemiecką. Tytuł „Nasi chłopcy” budzi jednak skojarzenia z niemieckim serialem „Nasze matki, nasi ojcowie”, który w Polsce był krytykowany za relatywizowanie odpowiedzialności Niemców za II wojnę światową. Jak zauważył Czarnek: „Do tego można zrobić trzecią część 'nasi chłopcy w Wehrmachcie’”. Jego słowa wskazują na dostrzeżenie w tytule wystawy próby rozmycia historycznej odpowiedzialności.

Czarnek w swojej wypowiedzi posługuje się ostrym, polaryzującym językiem. Określenie twórców wystawy jako „ukrytej opcji niemieckiej” lub „durni” wpisuje się w szerszą strategię PiS, która polega na wskazywaniu wrogów wewnętrznych i zewnętrznych. „To, iż w polskim narodzie są ludzie, którzy nazywają się Polakami, a walczą z polskością i walczą przeciwko Polsce, no to już jest szczególnie groźne” – stwierdził polityk, sugerując istnienie agentury niemiecko-rosyjskiej wśród polskich elit. Taka retoryka buduje obraz historyków jako zdrajców lub niekompetentnych osób, które działają na szkodę narodowych interesów.

Magdalena Ogórek w rozmowie z Czarnkiem zauważyła, iż fraza „polskie obozy koncentracyjne” nie wzięła się znikąd, wskazując na długotrwały proces „rozmiękczania” polskiej narracji historycznej. Czarnek rozwinął tę myśl, krytykując Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku za rzekome wybielanie niemieckich zbrodni: „Stworzono muzeum II wojny światowej, które pomaga się Niemcom wybielić rzeczywistość II wojny światowej”. Jego słowa odzwierciedlają przekonanie, iż niektóre instytucje kulturalne i historyczne w Polsce działają wbrew polskiej racji stanu.

Krytyka Czarnka pomija jednak istotny aspekt: wystawa w Muzeum Gdańska nie gloryfikuje Wehrmachtu, ale opowiada o tragicznych losach ludzi zmuszonych do służby w armii okupanta. Jak zauważył sam Czarnek: „Jeśli ktoś chciałby opowiedzieć historię o Polakach wcielonych siłą do Wehrmachtu, a przecież tacy byli, to zrobiłby to inny w sposób”. Problemem wydaje się więc nie sama tematyka, ale sposób jej prezentacji, który w oczach krytyków może prowadzić do nieporozumień.

Spór wokół wystawy wpisuje się w szerszy konflikt między PiS a środowiskami historyków, którzy nie podzielają narodowo-konserwatywnej wizji przeszłości. Oskarżenia o „ukrytą opcję niemiecką” mogą prowadzić do dalszej polaryzacji społeczeństwa i podważania niezależności instytucji kultury. Co więcej, takie działania mogą odstraszać badaczy od podejmowania trudnych tematów historycznych, co w dłuższej perspektywie zaszkodzi polskiej nauce.

Wystawa w Muzeum Gdańska stała się pretekstem do kolejnej odsłony politycznej walki o pamięć historyczną. Retoryka Przemysława Czarnka, choć chwytliwa, upraszcza złożoną rzeczywistość i stawia historyków w roli wrogów narodu. Zamiast konstruktywnej dyskusji o tym, jak opowiadać o trudnych kartach polskiej historii, mamy do czynienia z eskalacją emocji i podziałów. Czy polska debata historyczna jest w stanie wyjść poza ramy politycznych oskarżeń? To pytanie pozostaje otwarte.

Idź do oryginalnego materiału