PiS jeszcze próbuje utrzymać się na powierzchni, ale im bardziej macha rękami, tym szybciej tonie. Wystąpienie Jarosława Kaczyńskiego, w którym po latach znów wyciąga postać Andrzeja Leppera, to już nie polityka – to desperackie grzebanie w przeszłości w poszukiwaniu czegokolwiek, co jeszcze zadziała na elektorat. Tylko to już nie działa.
Kaczyński, który przez lata kreował się na mistrza politycznych szachów, tym razem przeszarżował. Kolejne próby ożywiania starych sporów, dawnych konfliktów i nieistniejących już układów świadczą tylko o jednym: PiS-owi skończyły się pomysły. Gdy polityczna benzyna się wypala, zaczyna się grzanie kotleta po raz dziesiąty – choćby jeżeli ten kotlet dawno się rozpadł. PiS zawsze miał jedną niezawodną broń: mity, manipulacje, spiski, insynuacje. To była ich polityczna amunicja, gdy trzeba było przykryć realne problemy, porażki czy wpadki. Ale dziś, gdy sytuacja gospodarcza, społeczna i polityczna jest zupełnie inna niż 10 czy 15 lat temu, te same sztuczki wyglądają jak teatrzyk na prowizorycznej scenie.
Każde kolejne takie wystąpienie pokazuje, iż formacja Kaczyńskiego straciła zdolność tworzenia własnej narracji. Teraz próbuje pożyczać emocje z historii, rozpalać konflikty sprzed dekad i odgrzewać nazwiska, które dla młodych wyborców nie znaczą już nic. To jakby próbować wywołać burzę dzięki zepsutego wiatraczka.
I tu jest najważniejszy wniosek:
Jeśli partia musi sięgać po duchy przeszłości, to znaczy, iż przyszłości już nie ma.
PiS będzie się łapał coraz to nowych teorii, opowieści i wyimaginowanych wrogów, bo taka jest logika ugrupowania, które traci grunt pod nogami. Im bardziej słabnie, tym głośniej krzyczy. A im głośniej krzyczy, tym bardziej widać, iż to już ostatnie tchnienie.
Ten spektakl ma tylko jeden finał: koniec tej formacji w obecnym kształcie. Widać to coraz wyraźniej. choćby głośne słowa upadłego prezesa tego nie zasłonią.

9 godzin temu















