Zaprzysiężenie Karola Nawrockiego na prezydenta RP, zaplanowane na 6 sierpnia 2025 roku, budzi poważne kontrowersje, które wykraczają poza ramy proceduralne.
Mec. Michał Skwarzyński, adiunkt KUL, w rozmowie z portalem wPolityce.pl ostrzega, iż próby zablokowania Zgromadzenia Narodowego mogą prowadzić do przemocy i siłowej zmiany ustroju. Jego wypowiedzi, choć alarmujące, stawiają istotne pytania o stabilność polskiej demokracji i intencje opozycji. Czy Prawo i Sprawiedliwość (PiS), wspierające Nawrockiego, eskaluje napięcie, sugerując ryzyko zamieszek? Czy istnieje realne zagrożenie użycia siły w celu zapewnienia objęcia urzędu przez prezydenta elekta?
Karol Nawrocki wygrał wybory prezydenckie z poparciem 50,89% głosów, pokonując Rafała Trzaskowskiego. Wynik został zatwierdzony przez Sąd Najwyższy, a Zgromadzenie Narodowe, zgodnie z art. 114 Konstytucji RP, ma przyjąć przysięgę prezydenta. Skwarzyński twierdzi, iż jakakolwiek próba zakłócenia tego procesu, np. przez bojkot lub siłowe działania ze strony koalicji rządzącej, byłaby równoznaczna z zamachem stanu. Podkreśla, iż brak prezydenta z demokratycznym mandatem mógłby prowadzić do chaosu, w tym zamieszek, a choćby użycia policji i wojska dla utrzymania władzy przez obecny rząd. Te sugestie rodzą pytanie: czy takie scenariusze są realistyczne, czy też służą mobilizacji zwolenników PiS?
Z perspektywy prawnej, Skwarzyński ma rację, wskazując na konstytucyjny obowiązek Zgromadzenia Narodowego do przyjęcia przysięgi prezydenta. Art. 130 Konstytucji jasno określa, iż prezydent obejmuje urząd po złożeniu przysięgi, a wszelkie działania uniemożliwiające ten proces mogą być interpretowane jako naruszenie porządku konstytucyjnego. Jednak jego retoryka, sugerująca możliwość użycia siły przez opozycję lub rząd, wprowadza element spekulacji, który wymaga ostrożnej analizy. Czy PiS, poprzez takie wypowiedzi, nie eskaluje napięcia, podsycając obawy o przemoc? Skwarzyński, przewidując zamieszki w przypadku zablokowania zaprzysiężenia, implicite wskazuje na gotowość zwolenników Nawrockiego do aktywnego sprzeciwu. Czy takie sugestie nie są formą nacisku, który może destabilizować sytuację?
Z drugiej strony, zarzuty Skwarzyńskiego wobec koalicji rządzącej, w tym Donalda Tuska i Adama Bodnara, zakładają intencję celowego podważania wyniku wyborów dla politycznych korzyści. Oskarżenie o dążenie do uchwalenia ustawy abolicyjnej, która miałaby zwolnić rząd z odpowiedzialności karnej, jest poważne, ale brak na to dowodów w debacie publicznej. Czy takie twierdzenia nie są próbą odwrócenia uwagi od pytań o legitymizację prezydentury Nawrockiego w obliczu doniesień o nieprawidłowościach wyborczych? Choć Sąd Najwyższy potwierdził ważność wyborów, wątpliwości podnoszone przez opozycję, dotyczące np. pracy PKW, wymagają transparentnego wyjaśnienia. Ignorowanie tych kwestii może zaostrzyć konflikt.
Ważnym pytaniem jest, czy PiS, sugerując ryzyko przemocy, nie stosuje groźby jako narzędzia politycznego. Skwarzyński podkreśla poparcie społeczne Nawrockiego, szacowane na 10-11 milionów głosów, i przewiduje, iż jego zwolennicy nie zaakceptują zablokowania zaprzysiężenia. Czy takie wypowiedzi nie są formą mobilizacji, która może prowadzić do eskalacji napięć społecznych? Równie istotne jest pytanie o odpowiedzialność rządu: jeżeli istnieją wiarygodne dowody na nieprawidłowości wyborcze, czy odroczenie zaprzysiężenia nie byłoby uzasadnione dla ochrony zaufania do demokracji?
Wypowiedzi Skwarzyńskiego stawiają istotne pytania o granice legalności w procesie zaprzysiężenia prezydenta. Choć jego obawy o zamach stanu mają podstawy konstytucyjne, sugestie dotyczące przemocy i zamieszek budzą niepokój o intencje PiS. Czy partia nie wykorzystuje groźby destabilizacji, by siłą zagwarantować urząd Nawrockiemu? Z kolei koalicja rządząca musi rozważyć, czy jej działania nie przyczyniają się do kryzysu zaufania. Polska demokracja wymaga dialogu, a nie eskalacji, by uniknąć scenariuszy, które mogą prowadzić do realnego konfliktu.