PiS bez złudzeń. Odsunięcie Terleckiego to objaw głębszej słabości Kaczyńskiego

13 godzin temu

Ryszard Terlecki przez lata uchodził za jednego z najbliższych współpracowników Jarosława Kaczyńskiego, człowieka, który znał układ sił w klubie parlamentarnym Prawa i Sprawiedliwości lepiej niż ktokolwiek inny. Tym większe zdziwienie w ostatnich miesiącach budzi jego marginalizacja. Z relacji „Newsweeka” wynika, iż obecne odsunięcie Terleckiego od najważniejszych politycznych decyzji w PiS nie jest przypadkiem, ale konsekwencją jednego, źle przyjętego pomysłu.

Kluczowy moment miał nastąpić podczas kampanii prezydenckiej. Terlecki miał prywatnie zasugerować Kaczyńskiemu, iż kandydat partii, Karol Nawrocki, nie ma realnych szans na zwycięstwo. Jednak to nie sama diagnoza wyborcza miała być problemem, ale strategia, którą Terlecki zaproponował w odpowiedzi. Według opisu osób z kręgu Nowogrodzkiej, w rozmowie w cztery oczy miał on powiedzieć: „Jarek, odejdź, bo będzie katastrofa w wyborach prezydenckich”.

Plan zakładał, iż w połowie roku odbędzie się kongres wyborczy PiS, na którym Kaczyński oddałby przywództwo w partii. Wybór nowego prezesa miał stworzyć wrażenie odświeżenia ugrupowania, co – w założeniu – miało zwiększyć szanse Nawrockiego. Problem w tym, iż Kaczyński od lat opiera swój styl zarządzania partią na centralizacji władzy w swoich rękach. Jakiekolwiek sugestie o ustąpieniu z funkcji, choćby taktyczne, traktuje jako próbę podważenia swojego autorytetu.

Sama rozmowa mogła być więc tylko katalizatorem procesu, który zaczął się wcześniej. Źródła cytowane przez tygodnik przypominają, iż Terlecki podpadł Kaczyńskiemu już podczas konfliktu w strukturach PiS w Małopolsce. W tamtym czasie nie potrafił „spacyfikować” Beaty Szydło, która otwarcie sprzeciwiała się części decyzji centrali partii. Brak skuteczności w kontrolowaniu regionalnych napięć mógł zostać odebrany jako dowód słabnących zdolności Terleckiego do utrzymywania dyscypliny.

Zarówno w przypadku sporu małopolskiego, jak i sugestii o odejściu Kaczyńskiego, na pierwszy plan wychodzi wspólny mianownik: utrata zaufania. W PiS lojalność wobec prezesa jest nie tylko wymogiem formalnym, ale podstawowym warunkiem przetrwania w ścisłym kierownictwie. Kto raz zostanie uznany za nielojalnego, traci wpływy bez względu na wcześniejsze zasługi.

Jednocześnie cała sytuacja pokazuje słabość samego Jarosława Kaczyńskiego. Zamiast rozwiązywać problemy poprzez merytoryczną debatę wewnętrzną, prezes PiS przez cały czas funkcjonuje w logice wykluczania i odsuwania osób, które wyrażają inne poglądy. Takie podejście, sprawdzające się w okresach pełnej dominacji politycznej, w warunkach opozycji może okazać się destrukcyjne. Eliminowanie doświadczonych polityków ogranicza zdolność partii do adaptacji i utrudnia wyciąganie wniosków z porażek wyborczych.

W przypadku Terleckiego ironia losu polega na tym, iż jego diagnoza dotycząca słabości kandydata Nawrockiego wcale nie musiała być błędna. Problemem była forma jej przedstawienia i – przede wszystkim – propozycja, by ratunkiem było symboliczne odejście Kaczyńskiego. Takie rozwiązanie w oczach prezesa nie tylko podważało jego pozycję, ale sugerowało, iż to on jest częścią problemu, a nie jego rozwiązaniem.

Z punktu widzenia obserwatora polityki trudno nie zauważyć, iż obaj politycy stali się ofiarami własnych nawyków. Terlecki – przekonania, iż można w wąskim gronie powiedzieć liderowi to, co się naprawdę myśli, i nie ponieść konsekwencji. Kaczyński – głębokiego przekonania, iż jakakolwiek zmiana przywództwa byłaby równoznaczna z utratą kontroli nad partią.

Odsunięcie Terleckiego jest więc nie tyle jednostkowym ruchem kadrowym, ile sygnałem, iż w PiS brakuje przestrzeni na wewnętrzną debatę. Gdy najbliżsi współpracownicy muszą wybierać między lojalnością a mówieniem prawdy, zwykle wybierają to pierwsze. Cena za takie podejście może okazać się wysoka – w postaci zamknięcia partii w bańce własnych złudzeń.

W efekcie cała sytuacja mówi więcej o stanie przywództwa w PiS niż o samym Terleckim. Kaczyński, choć formalnie wciąż niekwestionowany lider, otacza się coraz węższym gronem polityków, którzy nie stawiają mu trudnych pytań. To może dawać poczucie stabilności, ale w polityce bywa niebezpieczne: w odcięciu od krytycznych opinii łatwo przecenić własną pozycję i nie dostrzec nadchodzących porażek.

Marginalizacja Terleckiego jest więc w istocie marginalizacją innego sposobu myślenia o przyszłości PiS. jeżeli partia zamierza odbudować swoją pozycję, będzie musiała zmierzyć się z faktem, iż wewnętrzne wyciszanie niewygodnych głosów nigdy nie prowadzi do odnowy – niezależnie od tego, jak mocną władzę ma w swoich rękach lider.

Idź do oryginalnego materiału