Nic tak nie obnaża prawdziwej natury partii jak utrata władzy. Gdy PiS kontrolowało państwo, mogło ukrywać swoje wady za propagandą TVP, za milionami z budżetu, za siecią spółek obsadzonych swoimi ludźmi. Dziś, gdy tego wszystkiego nie ma, widzimy PiS nagie – sfrustrowane, chaotyczne, pozbawione pomysłu na siebie. Dla PiS przegrana była traumą. Przez lata partia wierzyła we własną propagandę – iż jest jedyną siłą zdolną rządzić Polską, iż ma poparcie „milionów prawdziwych Polaków”, iż Tusk i opozycja to margines. Kiedy rzeczywistość uderzyła w twarz – przegrane wybory, utrata większości w Sejmie – PiS popadło w histerię.
Każde ich wystąpienie od tamtej pory to desperacka próba wmówienia społeczeństwu, iż „Polska upada”, iż „zdrada jest wszędzie”, iż „Tusk to tamto”. Ale te krzyki zdradzają jedno – paniczny strach przed politycznym niebytem. Desperacja PiS objawia się w trzech wymiarach: retoryce, działaniach i strategii. Retoryka – coraz ostrzejsza, coraz bardziej oderwana od faktów. Działania – chaotyczne, pełne prób blokowania rządu za wszelką cenę. Strategia – żadna. Bo jaką strategię może mieć partia, która myśli tylko o powrocie do stołków?
Najbardziej widać to w Sejmie – gdzie PiS zamiast konstruktywnej opozycji prezentuje spektakle krzyku i wyzwisk. I w mediach – gdzie dawna machina propagandowa zamieniła się w rozpaczliwy chór sfrustrowanych działaczy, którzy bez telewizji publicznej tracą wpływy i poparcie. Największym paradoksem jest to, iż Polska… oddycha. Po latach wrzasku i ciągłego stanu wojny politycznej pojawiła się szansa na normalność. Rząd Tuska ma swoje problemy, ale debata publiczna odzyskuje przestrzeń dla merytoryki, a nie tylko partyjnych obelg. I to jest największy strach PiS – iż Polacy przekonają się, iż życie bez tej partii jest po prostu spokojniejsze.