Pomocnik Jarosława Kaczyńskiego i kandydat PiS na prezydenta, Karol Nawrocki ogłasza swoje ambicje prezydenckie, jedyne, co przychodzi na myśl, to: „Ile tym razem zapłacimy za litr benzyny?” Nie, nie chodzi o cenę za podręczniki IPN-u, ale o realną stawkę, jaką Polacy zapłacą, jeżeli wizja państwa historycznego spod znaku PiS znów rozgości się w Pałacu Prezydenckim.
Bo przecież już to przerabialiśmy. Gdy prezes Kaczyński miał premiera od wszystkiego – czyli Daniela Obajtka – benzyna kosztowała po ponad 8 zł, diesel dobijał do 10 zł, a cukier był towarem reglamentowanym jak za PRL-u. Obajtek, człowiek z kilkunastoma willami i kilkudziesięcioma stanowiskami, nie tylko „zarządzał” Orlenem – on dosłownie próbował zatankować PiS-owi wygraną. Kosztem portfeli milionów Polaków. A teraz na scenę wkracza Karol Nawrocki – niby historyk, a w praktyce kolejny kandydat do roli notariusza partii rządzącej. Człowiek, który z IPN-u uczynił biuro promocji politycznej, nieco przeterminowanej jak ulotki z Biedronki sprzed miesięcy. Prezydent z przeszłością w glorii rekonstrukcji historycznej, a nie wizji przyszłości.
Nawrocki to kandydat marzeń dla PiS – lojalny, bezkrytyczny i gotowy podpisać wszystko, co mu podsuną. Podwyżkę VAT-u? Proszę bardzo. Dalsze rozdawnictwo bez pokrycia? Podpisane. Kolejna ustawa zamrażająca ceny prądu i udająca, iż inflacja nie istnieje? Czemu nie. A to wszystko okraszone patosem o Żołnierzach Wyklętych, którymi przykryje każdą dziurę budżetową.
PiS pokazał już, co potrafi – inflacja dwucyfrowa, ceny paliw na poziomie zachodnich metropolii przy zarobkach wschodnioeuropejskich, a do tego drożyzna, która zmusiła miliony Polaków do powrotu do najtańszych marketów. Nie mówiąc o tym, iż kraj zamienił się w „demokraturę” z jednym telefonem z Nowogrodzkiej decydującym o losie całych instytucji.
Z Karolem Nawrockim jako prezydentem wracamy do tego samego scenariusza – tylko bardziej napompowanego, bardziej narodowo-katolickiego i bardziej absurdalnego. Wyobraźmy sobie państwo, w którym prezydent RP rozpoczyna orędzie od cytatu z „Inki”, a kończy podpisaniem ustawy o zamrożeniu cen paliw… do wysokości 7,99 zł, „bo 8 to byłaby przesada”.