Friedrich Merz ma tendencję do publicznego przedstawiania swoim europejskim partnerom listy rzeczy, które chciałby, żeby zrobili. Podczas swojego pierwszego szczytu Rady Europejskiej głównie rozkoszował się jednak – jak to ujął – „dobrą atmosferą”.
Zaskoczeniem było przyznanie się przez Friedricha Merza podczas wieczornego briefingu po wczorajszym (26 czerwca) szczycie, iż zabrał głos dopiero pod koniec dyskusji i to „z pewną rezerwą” – co dobrze podsumowuje ten niezbyt imponujący debiut.
Inni unijni przywódcy byli podzieleni w sprawie sankcji wobec Rosji i reakcji na groźbę ceł ze strony USA, ale Merz nie zajął jeszcze wyraźnego stanowiska.
Polityk z Sauerlandu chętnie podkreśla, iż swoją karierę zaczynał w Parlamencie Europejskim w latach 80. Uważa on Europę za najważniejszy element swojego planu działania – UE ma według niego przede wszystkim pomóc w ograniczaniu biurokracji, wzmacnianiu bezpieczeństwa i zawieraniu umów handlowych.
Jeśli jednak ktoś spodziewał się, iż lider największej gospodarki UE wkroczy na brukselską scenę polityczną jako dominująca postać, musiał się rozczarować – jego udział w rozmowach kuluarowych był ledwie zauważalny.
Po części mogło to wynikać z faktu, iż był to już trzeci szczyt dużej skali w ciągu półtora tygodnia dla Merza – po spotkaniach G7 i NATO – co pozbawiło jego obecność elementu nowości.
Ale częściowo może to być też wina samego Merza, który w dużej mierze unikał brukselskich korespondentów, wygłosił nijakie oświadczenie prasowe na rozpoczęcie szczytu bez odpowiadania na pytania, a na zakończenie ograniczył się do krótkiej konferencji prasowej.
„Urojenia” Merza
W wielu momentach dało się zauważyć rozdźwięk między publicznie deklarowanymi ambicjami Merza a mało spektakularnym, rutynowym przebiegiem szczytu.
Bardziej aktywny w Brukseli Merz był, gdy jeszcze przewodził opozycji – wielokrotnie drwił z powściągliwości swojego poprzednika Olafa Scholza, o którym krążyła anegdota, iż podczas szczytów potrafił „przez całe godziny” milczeć.
Merz zapowiadał wcześniej, iż podczas szczytu „ruszy z miejsca” osiemnasty pakiet unijnych sankcji wobec Rosji. Okazało się jednak, iż rozmowy w Brukseli utknęły w martwym punkcie, a sprzeciw Słowacji sprawił, iż przywódcy odłożyli głosowanie w tej sprawie.
Kanclerz ostro też skrytykował prowadzone przez Komisję Europejską negocjacje z USA w sprawie umowy o cłach – uznał je za „zbyt skomplikowane” i postulował raczej szybkie, uproszczone porozumienie.
Idealnym scenariuszem Merza byłyby obustronne zniesienie ceł, zwłaszcza na samochody. Unijni urzędnicy określili to podczas szczytu w rozmowie z „Financial Times” jako „urojenia”.
Sam Merz na koniec wczorajszego spotkania brzmiał dużo bardziej pokornie. Powiedział dziennikarzom, iż 16-godzinny szczyt nie wydawał mu się długi, „bo prowadziliśmy naprawdę intensywne, dobre, technicznie wymagające dyskusje”.
Dodał, iż wyjeżdża z „bardzo dobrym poczuciem, iż Unia Europejska zrozumiała, co jest stawką”.