W Izbie Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych we wtorek uznano, iż pierwsze dziesięć protestów wyborczych nie kwalifikuje się do merytorycznego rozpatrzenia. Jak pisze "Gazeta Wyborcza", w tym samym czasie wybuchła "afera wokandowa", ponieważ z harmonogramu izby wynikało, iż rozpoznanie jednego z protestów miało trwać minutę. Kontrowersje budzą też sędziowie, którzy wnioskami się zajmują.