![](https://images4.polskie.ai/images/289565/27606612/aa9d00bfd1ea4d22826a0855e0369307.jpg)
Prezentujemy fragment książki „Tajemnice pałacu prezydenckiego” Dominiki Długosz, która premierę miała 12 lutego
– Andrzej jest zdecydowanie zbyt swobodny w takich kontaktach. Nie wiem, czy to wynika z jakiejś głębokiej naiwności, czy z nieprzystosowania do roli, czy z jakiegoś idiotycznego poczucia, iż w internecie wszyscy są kumplami. Nie mam pojęcia. Do roli prezydenta trzeba dorosnąć, zrozumieć, iż z tym się łączą wyrzeczenia, co chyba do niego nigdy nie dotarło. Takim wyrzeczeniem na przykład jest, iż jak siedzisz, pijesz wino i przeglądasz internet, to nie gadasz z ludźmi. Po prostu – rozkłada ręce nasz rozmówca, który był niegdyś w otoczeniu prezydenta.
Ale Andrzej Duda – co przewija się w wielu rozmowach – zwyczajnie lubi zainteresowanie kobiet. Lubi widzieć błysk w oku i wiedzieć, iż budzi emocje u płci przeciwnej. Bardzo trudno mu z tego zrezygnować.
– Te historie, które mu się przydarzyły w czasie prezydentury, nie były przypadkowe, bo Andrzej łatwo nawiązuje kontakt z kobietami – mówi osoba z bliskiego otoczenia prezydenta. – Zaznaczam od razu, iż moim zdaniem nie chodzi tu o jakieś bliższe znajomości, tylko o takie wirtualne gadanie, iż jakaś kobieta chce go poznać jako człowieka, a nie tylko jako prezydenta.
To, iż prezydent nie umiał przerwać takich kontaktów, wywoływało nie tylko plotki, ale też sytuacje potencjalnie niebezpieczne.
Jolka Rosiek (tak o sobie pisała) była atrakcyjną góralką z Beskidu Sądeckiego, która przez kilka miesięcy przekonywała opinię publiczną na ówczesnym twitterze, iż jest w romantycznym związku z prezydentem. Twierdziła, iż w esemesach wyznawał jej miłość i iż ona też go kocha, a prezydentowa miała o wszystkim wiedzieć. „Spotykaliśmy się z Andrzejem u naszych przyjaciół w Tarnowie od 2015 r. Agata o nas wiedziała od początku. Wtedy, kiedy poznaliśmy się z Andrzejem, byli w trakcie unieważnienia małżeństwa – mieli ku temu podstawy” – opowiadała Rosiek.
Jolka Rosiek twierdziła, iż życie pary prezydenckiej to tylko fasada, a prawdziwe są publikowane przez nią esemesy rzekomo od prezydenta. Było tam o miłości, tęsknocie i przyszłości. Były też zrobione na publicznym spotkaniu w Zakliczynie zdjęcia. Jolanta patrzy Andrzejowi głęboko w oczy. Przytula się. Prezydent robi sobie z nią selfie. Kobieta relacjonuje to potem tak: „Pocałowałam go w szyję chyba kilka razy wczoraj. Byłam tak podjarana, iż nie wiedziałam, co mówić. Najchętniej bym go nie wypuszczała z ramion… ale rzeczywistość jest okrutna”. To rozgrzewało opinię publiczną, a pałac prezydencki milczał jak zaklęty.
![](https://images4.polskie.ai/images/289565/27606612/033dd551bf3084d1cc5adfe4e63ca904.jpg)
Duda ze swoja wielbicielką, Zakopane, 2020 r.
– Ja nie wiem, jak było – mój rozmówca ponownie się asekuruje – ale myślę, iż to po prostu była dziewczyna z problemami, która do niego kiedyś napisała na Twitterze, a on odpowiedział coś jak to on, może raz, drugi. I ona na tym zbudowała sobie legendę.
Sytuacja była potencjalnie bardzo niebezpieczna. Po pierwsze, dlatego iż osobie obcej z bardzo dużymi emocjami wobec głowy państwa udało się dotrzeć tak blisko, żeby prezydenta objąć. Wyobraźmy sobie, co by było, gdyby nie była to osoba „zakochana”, a wręcz przeciwnie. Po drugie, w postach Jolki Rosiek pojawiały się wątki startu Andrzeja Dudy. To był luty 2020, początek kolejnej kampanii wyborczej, a „zakochana” kobieta pisze publicznie, iż obiecał jej, iż nie będzie już startował. Takie wrzutki mogą mieć wpływ na kampanię wyborczą. W pałacu prezydenckim zaczęły się pojawiać wówczas podejrzenia, iż cała ta historia jest zaplanowana przez służby. Być może obce.
– Nie chcę o tym rozmawiać. Naprawdę, bo to jak najgorzej świadczy o naszych służbach. Nie chcę tego rozwijać, ale te posty były publiczne. Namierzenie takiej osoby, ochrona kontrwywiadowcza prezydenta to jest jedno z podstawowych zadań SOP. Tyle – podsumowuje mój rozmówca.
Rok po wybuchu afery Jolka Rosiek napisała, iż żałuje tej historii. Konkretnie tego, iż związała się z Dudą, bo wciąż utrzymywała, iż był to związek romantyczny. Andrzej Duda nigdy się do tego nie odniósł.
„Na początku to był horror. Naprawdę nie wiedzieliśmy, co z tym zrobić”
W kampanii 2015 r. Andrzej Duda spotkał także Izabelę Pek. Młodą działaczkę PiS z Pomorza, którą oczarował jego chłopięcy uśmiech. „Ma piękny uśmiech i oczy chłopca zdziwionego światem” – pisała. Izabela Pek poznała PiS od środka i w czasie swojej działalności politycznej, i w czasie bardzo głośnego romansu z posłem Stanisławem Piętą.
To, co wydarzyło się w tej relacji, uprawdopodabnia podejrzenie, iż tak samo, jak w przypadku Jolki Rosiek, prezydent kontaktował się z kobietą i ten kontakt został źle zinterpretowany.
– Pisaliśmy sobie. Andrzej Duda nie rozwiewał moich marzeń, nie opuszczał naszych nocnych pogawędek. Kreśliłam bajkowe scenariusze, a prezydent nie wyprowadził mnie z błędu – mówiła o tej relacji Pek.
Pytam Izabelę Pek, czy uważa, iż może Andrzej Duda jest narcyzem, który po prostu uwielbia zainteresowanie kobiet sobą i trochę nimi manipuluje. Jest oburzona tą sugestią.
– Narcyzm to najgorszy rodzaj zaburzenia, bo nie ma empatii, jest podły i nikczemny. Nie widzę w nim tych plugawych cech osobowości. Prezydent jest, jaki jest, bo jest z PiS i wisi nad nim nieustannie groźba, iż jak odejdzie choć o krok od linii, to zostanie z niczym. PiS to nie jest zwykła partia, do znudzenia będę powtarzała. To struktura bliższa sekcie czy mafii. Tam powiedzenie „kto nie z Mieciem, tego zmieciem” nie jest sloganem, tylko groźbą z natychmiastowym terminem wykonalności – mówi Pek i dodaje, iż Duda sam w sobie jest fajnym gościem. A dlaczego nie rozwiewał jej marzeń o wspólnym życiu? – Myślę, iż nie rozwiewał, bo zwyczajnie mnie lubił, lubił to, iż może normalnie pogadać i czuć się Andrzejem, a nie Prezydentem. Gdyby rozwiewał, to ta bańka by pękła i oboje stracilibyśmy iluzję.
Andrzej Duda jest wciąż młodym politykiem, a kiedy wchodził do pałacu, miał zaledwie czterdzieści trzy lata. W związku ze swoją żoną jest od liceum. To kawał czasu. Trudno czasem się nie nudzić. A przecież, jak mówią znajomi, to zainteresowanie kobietami Andrzeja Dudy było tylko wirtualne. Tu lajk, tu komentarz, tam wymiana zdań. Tak też było z rzeczniczką partii Korwina-Mikke Jolantą Solarz.
Tak jak Izabela Pek, była bardzo atrakcyjną blondynką. Na Twitterze napisała, iż jeżeli prezydent przyjmie ślubowanie od trzech sędziów Trybunału Konstytucyjnego, to ona wrzuci do sieci zdjęcie „bez kiecki”. Ktoś zwrócił jej uwagę, żeby oznaczyła prezydenta, jeżeli chce, żeby jej apel dotarł do niego. Solarz odparła, iż Andrzej Duda ją obserwuje i zobaczy post. I tu wkroczył prezydent komentując jednym słowem: „uważnie”, dodając przy tym symbol mrugnięcia okiem.
![](https://images4.polskie.ai/images/289565/27606612/6d0a93a1ce3d3c23051d579d84ec7e66.jpg)
Andrzej Duda
Wpadki internetowe Andrzeja Dudy to jest cała epopeja. Trzeba przyznać, iż Duda był pierwszym prezydentem, który w tak zaawansowany sposób używał mediów społecznościowych. Do czasów Lecha Kaczyńskiego adekwatnie w Polsce ich nie było, a Bronisław Komorowski po prostu ich nie używał. Duda sporą część swojej pierwszej kampanii oparł o internet. Budował tam poparcie i zasięgi, organizował twittupy dla osób z sieci, które prawdopodobnie wówczas pierwszy raz widziały na żywo i z bliska polityka z pierwszych stron gazet. To przyniosło mu nie tylko popularność, ale także zbudowało legendę o nowoczesności kandydata.
I tak mu zostało. Zamiast oddać komuś do prowadzenia także swoje prywatne profile albo zawiesić je na czas prezydentury, zaczął brylować na socialach.
– Na początku to był horror – zżyma się polityk PiS. – Naprawdę nie wiedzieliśmy, co z tym zrobić. Te wszystkie „ruchadła leśne” czy inne dziwolągi. A on nie widział w tym niczego nagannego. Co chwilę w partii ktoś sobie pokazywał jakiś dialog prezydenta z jakimiś nołnejmami z internetu. Poważny człowiek, głowa państwa i pisze z jakąś foczką czy innym pimpusiem.
Najpopularniejsze profile, które wchodziły w interakcję z prezydentem, to „ruchadło leśne”, „dzika foczka”, „Pimpuś sadełko”, „je**ij się daniel”, „Gejowa Łafka z sosny” czy „seba sra do chleba”. Andrzej Duda nie tylko z nimi rozmawiał, ale także zaczynał obserwować. – Jakiś absurdalny, posunięty zdecydowanie zbyt daleko infantylizm – mówi polityk z dawnego otoczenia Dudy. – Ale moim zdaniem to wynika z tego, iż on naprawdę nie dorósł do tej roli. Nie ma w sobie powagi. Próbował się odnaleźć, znaleźć swoją formułę prezydentury i z jednej strony być tym fajnym gościem, który codziennie rozmawia z ludźmi, a codziennie to znaczy w socialach, a z drugiej nabrać powagi tymi wykrzyczanymi przemówieniami. Ani jedno, ani drugie się nie udało.
Prezydentowi się też często myliły okienka i zamiast do swojego rozmówcy pisał coś publicznie na portalu X. A z tego wynikały kolejne plotki i dywagacje. Tak było na przykład, kiedy minister obrony Mariusz Błaszczak ogłosił, iż Ukraińcy postanowili kupić od nas kolejne Groty. Na profilu prezydenta nagle znalazł się wpis: „Nie, nie było takich ustaleń. Szczerze mówiąc, nie wiedziałem o tym, ale też jak widać nie dał mi tego. A mógł dać do ogłoszenia jutro w Radomiu. Życie…”. Prezydent miał być następnego dnia w Radomiu w fabryce broni. Ale ten post pokazał też przy okazji, jak bardzo partia i ministrowie nie szanują głowy państwa, skoro nie informują go o takiej decyzji.
– O ten wpis bym się go nie czepiał. Używa telefonu normalnie jak człowiek, wysyła esemesy, wrzuca posty, odpowiada na DM. Czasem się można pomylić. Naprawdę w kategorii wpadki prezydenta ta nie jest najgorsza – mówią dawni koledzy Andrzeja Dudy.
Milcząca Dama
![](https://images4.polskie.ai/images/289565/27606612/fcc92433653ed05d7297191eedf9d5d8.jpg)
Agata Kornhauser-Duda
Czepiała się prezydentowa i nie ma co się dziwić. Ile razy można przeczytać w gazetach, iż małżonek po nocach rozmawia z „ruchadłem leśnym”? Po 2017 r. jednak sporo się zmieniło. Pierwsza dama zamieszkała w Warszawie, a prezydent przestał korespondować z podejrzanymi kontami na ówczesnym Twitterze. Agata Kornhauser-Duda zaczęła coraz częściej towarzyszyć mężowi, a w pałacowych social mediach pojawiają się zdjęcia w stylu Michelle i Baracka Obamy, pokazujące bliskość pary prezydenckiej.
– Udało się przemówić Andrzejowi do rozsądku i przekonać go, iż jednak głowa państwa to głowa państwa i zwyczajnie nie może karmić plotkarzy. Wystarczy, iż i tak połowa własnej partii go nie szanuje, to po co jeszcze im dorzucać materiał, żeby mieli z czym lecieć do prezesa – opowiada współpracownik prezydenta.
Doniesienia o kryzysie w prezydenckim stadle Andrzej Duda komentował w wywiadzie dla zaprzyjaźnionych dziennikarzy. „Plotki były, są i będą. Niektóre plotki są zabawne, inne po prostu są kalumniami, jak ta o rzekomym kryzysie w moim małżeństwie, iż źle się dzieje. Jesteśmy małżeństwem od dwudziestu lat, parą jesteśmy od czasów licealnych. Kochamy się, lubimy, nigdy na szczęście nie było w naszym związku poważniejszego kryzysu i nadal, za co Bogu dziękuję, nie ma” – mówił Andrzej Duda.
Książkę”Tajemnice pałacu prezydenckiego” możesz zamówić tutaj
![](https://images4.polskie.ai/images/289565/27606612/88a363d083492c30d2dda7abe59d35ea.jpg)
„Tajemnice pałacu prezydenckiego”
Z tej sielankowej wersji prezydenta wynika, iż największym problemem w małżeństwie pary prezydenckiej było to, iż Agata Kornhauser udawała przed Andrzejem Dudą, iż lubi jeździć na nartach, a dopiero po ślubie okazało się, iż serdecznie tego nie znosi.
Pierwsza dama miała być atutem prezydenta i w kampanii rzeczywiście nim była. A w dodatku zrobiła coś, co przeraziło jedną część polityków PiS, ale u innych wzbudziło cichy podziw. W czasie kampanii powiedziała z mównicy do siedzącego w pierwszym rzędzie Jarosława Kaczyńskiego: „Ja się pana nie boję, panie prezesie”.
Nawet kiedy pierwsza dama już uporządkowała swoje sprawy z prezydentem, pozostała najbardziej niemą ze wszystkich prezydenckich małżonek. Po prostu nie zabiera głosu w żadnej sprawie, chociaż ludzie z otoczenia prezydenta mówią, iż to nie wynika z braku opinii, bo zdecydowanie ma własne zdanie.
– On nie jest pantoflarzem, ale Agata potrafi go przekonać do wielu spraw. Postawić na swoim. Bywa bardzo nieustępliwa – słyszę.
I zdecydowana. Jedna z anegdot mówi, iż jakoś na początku prezydentury Andrzeja Dudy prezydent rozmawiał przez telefon z Joachimem Brudzińskim. Było nerwowo i ostro. Słychać było, iż poseł PiS po prostu krzyczy na prezydenta. Czegoś od niego żąda. Pierwsza dama po prostu wyjęła telefon z ręki prezydenta i ze słowami: „Andrzej nie może teraz rozmawiać” rozłączyła rozmowę.
A zatem mówić umie, tylko nie chce. Powód jej milczenia, zdaniem osób znających parę prezydencką, jest bardzo prosty – jej poglądy są znacznie bardziej liberalne niż Andrzeja Dudy, ale przede wszystkim niż większości polityków i wyborców PiS.
– To nie jest tak, iż ona jest lewaczką, liberałką i iż najchętniej by poszła w Czarnym Marszu z transparentem „wypier*****” – opowiada mi polityk znający pierwszą damę. – To proszę włożyć od razu między bajki. Ona po prostu nie jest konserwatywną radykałką. W sprawie aborcji na przykład jest znacznie bardziej liberalna niż Andrzej. Ale chodzi nie tylko o poglądy na aborcję. PiS ma z nią większy problem, bo ona nie wierzy w zamach smoleński.
W środowisku politycznym aż huczy od plotek, iż to także jest element umowy między pierwszą damą a partią: małżonka prezydenta ma zachować swoje poglądy dla siebie i nie niszczyć mężowi kariery politycznej.
– Sądzę, iż Agata mogła się zgodzić na taki układ bardzo dawno temu, a potem już przepadło – rozkłada ręce polityk PiS, którego pytam, czy w tych plotkach jest chociaż ziarno prawdy. – Ona bardzo nie chciała, żeby Andrzej startował na drugą kadencję. Źle się czuła w roli pierwszej damy, nie znalazła i choćby chyba niespecjalnie szukała swojego stylu na tę rolę, mam wrażenie, iż od dziesięciu lat czuje się więźniem. Zakładam, iż mogła się zgodzić na jakąś propozycję ze strony PiS w zamian za to, iż po prezydenturze partia zapewni Andrzejowi jakieś stanowisko. Tylko iż to było jeszcze w czasach, kiedy partia potrzebowała Andrzeja. Do startu w wyborach w 2020 r. i do klepania wszystkiego, jak popadnie.
Zaskakujące zachowanie Agaty Kornhauser-Dudy
![](https://images4.polskie.ai/images/289565/27606612/f6aadedb727b3a1dcd3eae56b2ae9b81.jpg)
Andrzej Duda i Agata Kornhauser-Duda
Agata Kornhauser-Duda przez dziesięć lat w pałacu nigdy nie udzieliła wywiadu, ale parę razy spotkała się z dziennikarzami przy okazji nieoficjalnych spotkań mediów z prezydentem. Były to spotkania o tyle zaskakujące, iż pierwsza dama zachowywała się nieco ekscentrycznie i chyba miała do dziennikarzy sporo pretensji o to, iż prezydent nie ma specjalnie dobrej prasy. Była głośna i wchodziła z dziennikarzami w krótkie, acz dość gwałtowne spory.
Pretensje te wyrażała w dość nieoczekiwanych momentach. Kiedy Andrzej Duda wygrał po raz drugi, w czasie wieczoru wyborczego wystąpiła również prezydentowa. Nagle i zaskakująco.
„Drodzy dziennikarze. Chciałabym, żebyście szanowali polityków i rodaków. I mój wybór. o ile nie chciałam udzielać wywiadów, to był to mój wybór. Dlaczego? To był mój milczący sprzeciw przeciwko manipulacji, dezinformacji, które w mediach występują. Nie daję na to zgody” – perorowała do zgromadzonych, wywołując lekki niepokój wśród ludzi prezydenta. Dalej zresztą było jeszcze dziwniej.
„Panie redaktorze Pawle Wroński, przed pierwszą turą napisał pan, iż zakwitł kwiat paproci i prezydentowa się wypowiedziała. Panie redaktorze, to dzisiaj jest ten dzień, a iż kwiat paproci kwitnie raz na sto lat, to pewnie ani ja nie doczekam się rzetelności z pana strony, ani pan nie doczeka się ze mną wywiadu”.
Agata Kornhauser-Duda zwróciła się do Pawła Wrońskiego, wówczas dziennikarza „Gazety Wyborczej”, chociaż ten nigdy nie prosił o wywiad z pierwszą damą, a jego tekst nie był specjalnie złośliwy. Był raczej jednym z wielu wytykających pierwszej damie wieloletnie milczenie.
– To był po prostu efekt tego, iż ją naprawdę dotyka krytyka mediów. Są takie momenty, iż jest wkurzona, bo przyjęła taką, a nie inną strategię kontaktów ze światem. Może czasem chciałaby coś powiedzieć, ale to już za daleko zabrnęło. A może zwyczajnie jest nieszczęśliwa – dywaguje mój rozmówca pracujący w pałacu.
![](https://images4.polskie.ai/images/289565/27606612/96647347a0abe5b3607aafcb6e9eb717.jpg)
Agata Duda podczas noworocznego spotkania z korpusem dyplomatycznym
Chyba raz zdarzyło się, iż pierwsza dama zabrała głos w sprawie istotnej. I też odbyło się to w nietypowych okolicznościach. Kiedy Trybunał Konstytucyjny orzekł zaostrzenie prawa do aborcji, a Polki wyszły na ulice, prezydent zgodził się na telefoniczną rozmowę z Polsatem. To samo w sobie było dziwaczne, bo od orzeczenia minął już tydzień. Gdyby biuro prezydenta zadzwoniło i zapowiedziało, iż prezydent chciałby się wypowiedzieć, to w każdej telewizji znajdzie się dziennikarz, sprzęt i producent, którzy to zrobią w ciągu godziny. Na dodatek Andrzej Duda był gościem przez telefon.
Nagle prezydent powiedział: „Panie redaktorze, tu obok siedzi moja żona i chciałaby zabrać głos, więc ja przekazuję słuchawkę”. To był chyba jedyny raz, kiedy Agata Duda zabrała głos nie w czasie oficjalnego spotkania.
Powiedziała: „Przez ostatnie pięć lat spotkałam bardzo wiele kobiet, które, chociaż miały takie prawo, to nie zdecydowały się na usunięcie ciąży i wychowują niepełnosprawne dzieci. Spotkałam też kobiety, które w czasie ciąży dowiedziały się, iż ich dzieci zaraz po porodzie umrą. Mam do tych kobiet ogromny szacunek i uważam je za bohaterki. Nie wiem, czy one same uważają się za bohaterki, myślę, iż mają do tego podejście jak każda inna matka i po prostu bezgranicznie kochają swoje dzieci. Natomiast stawiam pytanie – czy każdy jest zdolny do heroizmu i czy kobiety muszą być zmuszane do heroizmu. Mam tutaj wątpliwości”.
To była najdłuższa wypowiedź pierwszej damy w tej sprawie. I bardzo się w PiS-ie nie spodobała. Partia uznała, iż choćby te parę zdań to było za dużo i z Nowogrodzkiej do pałacu poszedł bardzo wyraźny sygnał, żeby Agata Kornhauser-Duda wróciła do wcześniejszego milczenia. I następnym razem milczała.
– A to przecież ona przekonała Andrzeja, żeby nie podpisał ustaw Czarnka – opowiada polityk PiS. – Wszyscy w PiS-ie byli zaskoczeni, bo wcześniej Andrzej się nie opierał. Chyba było mu obojętne. Podpisać to podpisać. Ale Agata mu zaczęła kręcić dziurę w brzuchu i nie podpisał. Tam był też jakiś konflikt polityczny z Nowogrodzką i Andrzej się choćby ucieszył, iż może im zagrać na nosie.
Ale najgłośniej na Nowogrodzkiej komentowano nie to, co pierwsza dama kiedykolwiek powiedziała, ale to, czego nie zrobiła. Jest wrzesień 2016 r. Następnego dnia do kin ma wejść „Smoleńsk” Antoniego Krauzego. Dzień wcześniej zaproszeni goście mają możliwość zobaczyć film na przedpremierowym pokazie w Teatrze Wielkim. W loży prezydenckiej zasiada Andrzej Duda. Bez pierwszej damy i córki. To nie byłoby jeszcze najgorsze. Najgorsze było, iż dość nieostrożnie albo ostentacyjnie obie panie w tym czasie wybrały się do warszawskiej Kinoteki na film Woody’ego Allena.
– To zostało na Nowogrodzkiej zauważone i skomentowane. Jak się pani domyśla, nieprzychylnie. Oczywiście, iż prezes by tego sam z siebie nie odnotował, ale usłużni mu donieśli. Wszyscy wiemy, iż prezes stosuje metodę „znaczących gestów” w swoich rozgrywkach i wie, kiedy ktoś robi to samo. Powszechne było przekonanie, iż pierwsza dama wykonała właśnie taki gest wobec Nowogrodzkiej. Gdyby po prostu jej nie było na premierze „Smoleńska”, byłoby to absolutnie niezauważalne, ale pójście na inny film do kina w centrum Warszawy to już jest gest. Przecież musiały wiedzieć, iż je ktoś zauważy. Pierwsza dama i pierwsza córka z dwoma borowcami wchodzą do kina w Pałacu Kultury. Będziemy się oszukiwać, iż to nic nie znaczyło? – opowiada poseł PiS.
Znaczyło bardzo dużo: iż pierwsza dama dystansuje się od politycznego zaplecza swojego męża i od powszechnie deklarowanej w PiS wiary w zamach w Smoleńsku.
CZYTAJ WIĘCEJ: Tajemnica relacji Andrzeja Dudy i Marty Kaczyńskiej. „Jarosław strasznie się zirytował”