Polscy strażacy mają na swoim koncie liczne misje ratunkowe do innych krajów, pogrążonych m.in. pożarami. W ramach Unijnego Mechanizmu Ochrony Ludności w razie katastrof udzielają pomocy innym państwom. Dziś mówią, iż pomagając za granicą, uczą się, jak działać w warunkach zmieniającego się klimatu. Przyznają, iż to, co dzieje się na południu Europy, może za jakiś czas wydarzyć się w Polsce.
Rozmawiamy z bryg. Grzegorzem Borowcem, zastępcą naczelnika wydziału w Biurze Planowania Operacyjnego Komendy Głównej Państwowej Straży Pożarnej, niezwykle doświadczonym strażakiem, wielokrotnie uczestniczącym w zagranicznych misjach ratunkowych i dowodzącym modułami GFFV Poland*.
- Czytaj także: Strażak wspomina powódź: „Krzyczał na mnie polityk. Nie jesteś tu od rządzenia” [WYWIAD]
Pożary we Francji i Grecji skutkiem suszy i…
Klaudia Urban, SmogLab: Proszę opowiedzieć o swoich doświadczeniach w gaszeniu pożarów u greckich i francuskich sąsiadów. Które pożary były tragiczniejsze?
Bryg. Grzegorz Borowiec: Wydaje mi się, iż te w Grecji. W zeszłym roku we Francji było sporo pożarów. My byliśmy dysponowani w okolice Girone, niedaleko Bordeaux. Tam był jeden wielki pożar torfowisk. W okolicy, w której akurat my działaliśmy, spaliło się właśnie kilka tys. ha torfowisk i lasów. Warta opowiedzenia jest geneza tego pożaru. W XVIII w. był to rejon rozległych terenów bagnistych. Zdecydowano się tam na zasadzenie monokultury leśnej. Po prostu posadzono sosny. W ogromnych ilościach. Sosny przez lata spokojnie rosły, bo torfowiska pod spodem cały czas utrzymywały dużą wilgotność. To się nie zapalało dość często.
Dodatkowo utrzymywano tam gospodarkę leśną (…) i Francuzi starali się to trzymać w ryzach. Z tego, co powiedział mi Polak, który mieszka tam od II wojny światowej, kilka lat temu w kraju zmieniło się prawo. Zaprzestano bieżącej gospodarki leśnej, czyli wszystkie gałęzie, które usuwano, pozostawiono na ziemi, żeby las był bardziej zbliżony do pierwotnego. To spowodowało, iż po zsumowaniu z suszą w regionie, doszło do obniżenia poziomu wody. Niestety w przypadku torfowiska jego gaszenie trwa miesiącami. Ten pożar, który rozpoczął się w zeszłym roku w lipcu, został w 100 proc. zgaszony dopiero pod koniec października. To była mozolna, ciężka praca, żeby zlokalizować źródła, skąd pożar mógł wyjść. o ile on jest kilka metrów pod ziemią, to choćby kamery termowizyjne nie są w stanie takiego pożaru wychwycić. Ogromna trudność polegała na przegrzebywaniu tego wszystkiego.
Pożary na olbrzymich połaciach terenu
A tegoroczne pożary w Grecji? Polscy strażacy byli tam około 2 tygodnie.
Pożary w Grecji różnią się po pierwsze rozmiarami (…) W momencie, kiedy przyjechaliśmy (…) samo rozrzucenie pożarów po różnych częściach Grecji spowodowało, iż strażacy nie byli w stanie przenieść się do każdego jednego miejsca i efektywnie gasić. To sprawiło duże problemy w zarządzaniu tym wszystkim. Dlatego Grecy zdecydowali się poprosić o pomoc międzynarodową. Przyjechało bardzo dużo grup. W tym samym czasie co Polacy byli też m.in. Bułgarzy, Słowacy i Rumuni. (…) Mniej więcej 2 tygodnie po naszym powrocie znowu pojawił się silny wiatr i Grecy znów poprosili o pomoc. Pojechali też Czesi i Niemcy. Były samoloty ze Szwecji, Francji, Włoch, więc cała Europa starała się pomóc Grekom. Ilość próśb o pomoc ze strony Grecji świadczyła o tym, iż sytuacja była bardzo ciężka i trudna do opanowania przez grecki rząd.
W czasie naszego pobytu mieliśmy 3-4 dni z ekstremalnie wysokim zagrożeniem pożarowym. Piątka w 5-stopniowej skali. Takich dni jest w Grecji kilka w ciągu roku. Potem to zagrożenie spadło dlatego, iż temperatura obniżyła się z 45 st. C. do „zaledwie” 30 st. C. To jest ogromna różnica. Wiatr trochę ustał i zdecydowaliśmy się na powrót.
Czy nasi strażacy wtedy ucierpieli?
Ciężko nazwać to ucierpieniem. Zdarzało się, iż osoby trafiały do ambulatorium ze względu na odwodnienie czy przegrzanie. Natomiast po podaniu płynów, schłodzeniu, ratownicy wracali do pracy. Nie było przypadków, które spowodowały trwałe wyłączenie strażaków z działań. Chwilowe problemy zdrowotne wynikały z tego, iż jak tam przyjechaliśmy, od razu zostaliśmy rzuceni do walki z pożarami. Różnica temperatur [Polska-Grecja] wystawiła organizmy na szok. Przy tak dużych działaniach niestety zawsze istnieje ryzyko, iż ktoś sobie coś zrobi – niekoniecznie na skutek działania samego ognia. Nie trzeba jechać do Grecji, żeby skręcić nogę.
Grecka roślinność jak pudełko zapałek
Jak zachowuje się grecka, oleista, tak inna niż nasza, roślinność, gdy wybucha jej pożar? Czy warunki służby w klimacie śródziemnomorskim są zgoła inne niż w umiarkowanym?
Główne różnice? Przede wszystkim roślinność jest tam bardzo sucha. Ona jest jednym wielkim pudełkiem zapałek, gdy mamy kilkumiesięczną suszę. Wystarczy podłożenie jakiejkolwiek iskry i wszystko momentalnie zaczyna się palić. jeżeli dodamy do tego silny wiatr i brak możliwości dostępu do takiego pożaru (zwykle są to pagórki z gęstą, niską roślinnością) to jest gotowy przepis na spory pożar w krótkim czasie.
Grecka roślinność jest właśnie oleista. Mamy drzewa z olejkami eterycznymi. To wszystko jest skrajanie łatwopalne. Jak mówili nasi greccy koledzy, gdy taka roślina się pali, zaczyna wystrzeliwać na boki żywicę i powoduje rozprzestrzenianie ognia oraz poparzenia u strażaków. Ta roślinność jest specyficzna. (…) po 7 min. niewielki kłąb dymu zamienił się w szalejący pożar, który trzeba było gasić przy użyciu śmigłowców, pojazdów i działało tam 100-120 strażaków. Są to rzeczy, których sobie nie wyobrażaliśmy. Bardziej doświadczony strażak mówił, iż jeszcze takiego pożaru nie widział. U nas możemy gasić setki pożarów lasów, ale nie doświadczymy czegoś takiego, co zdarza się w warunkach śródziemnomorskich przy silnych podmuchach wiatru.
Szwedzkie lasy były wyzwaniem. Konieczny był buldożer
Jak wyglądały wcześniejsze, zagraniczne akcje ratunkowe w innych lokalizacjach?
W 2018 r. odbył się nasz pierwszy zagraniczny wyjazd z tymi modułami. Podczas pożarów lasów w Szwecji było zupełnie inaczej przez roślinność – bardzo dużo lasów sosnowych bez dróg pożarowych. W Polsce mamy o tyle komfortową sytuację, iż lasy są utrzymywane, powiedzmy w wysokim stopniu zabezpieczenia pożarowego, są wyznaczone drogi pożarowe, przygotowane dostrzegalnie. Natomiast w niektórych krajach takich rzeczy nie ma. Tak właśnie było w Szwecji, gdzie dostęp do głębokich lasów był możliwy praktycznie tylko buldożerem, który musiał zrównać część lasu. A najpierw trzeba było wyciąć drzewa, później przyjechać buldożerem i zrobić drogę. Dopiero wtedy mogliśmy wjechać w te tereny, więc nie było możliwości swobodnego wjazdu do lasu i aktywnego gaszenia pożaru.
Pamiętam, iż w Szwecji mieliśmy dość spory problem, żeby używać środka pianotwórczego. Bo o ile taki środek dodamy do wody, choćby w niewielkich ilościach, bardzo pomaga w zmniejszeniu napięcia powierzchniowego wody. Najprościej mówiąc, woda jest wtedy „bardziej wilgotna”, lepiej przenika przez materiały, głębiej je penetruje, jest w stanie głębiej wniknąć w ściółkę. A w Szwecji ze względów ekologicznych było to zabronione, więc mogliśmy korzystać z samej wody. Gdybyśmy mieli możliwość korzystania z choćby niedużych dodatków środka pianotwórczego, na pewno pożary byłyby dużo szybciej przez nas złapane.
Mniejsze zło
Czego bali się szwedzcy ekolodzy?
Tam większość wody z jezior nadaje się do spożycia, więc po prostu bali się, iż ta woda zostanie skażona. Środek pianotwórczy to jest nic innego jak taki zwykły środek do mycia naczyń, tylko w innym stężeniu. Zawiera dokładnie te same związki powierzchniowo czynne, natomiast tam są dodawane jeszcze takie, które mają zapewnić, iż piana będzie się utrzymywać. Ze względu na to, iż woda jest tam wysokich klas jakości, ekolodzy obawiali się, iż może zostać w jakiś sposób zanieczyszczona. Po prostu, iż środek pianotwórczy trafi do ziemi, rozłoży się, a potem woda będzie gdzieś skażona. To jest zawsze takie balansowanie – co możemy zrobić, a czego nie i jaki będzie to miało wpływ na całą resztę.
Pytanie, co w tej sytuacji było mniejszym złem.
No właśnie. To już nie zależy od nas – dostaliśmy informację, iż nie możemy z tego korzystać i po prostu nie korzystaliśmy. Natomiast na pewno zdajemy sobie sprawę, iż to w jakiś sposób wydłużyło działania. Takie gaszenie na pewno można przeprowadzić bardziej efektywnie. Każdy kraj wyznacza swoje reguły czy granice i my nie możemy ich przekraczać. Nie jesteśmy od tego, żeby narzucać jakieś rozwiązania. Jesteśmy po to, żeby ich wspomóc. Żeby kraj wyszedł z kryzysu i to bez dodatkowych szkód.
Strażacy nie widzą w sobie bohaterów. Służą z powołania
Jakie emocje towarzyszą strażakom podczas udzielania tej pomocy w czasie wyjątkowo niebezpiecznych, wielkoskalowych akcji, jak te zagraniczne? Czy czujecie się bohaterami?
Zawsze ciężko jest odpowiedzieć na takie pytania. Generalnie staramy się nie postrzegać siebie jako bohaterów. [Za granicą] robimy praktycznie to samo, co w Polsce, tylko czasami skala jest zupełnie inna. Czy będziemy gasić pożar mieszkania na warszawskiej Pradze, czy pożar lasów w okolicach Aten, robimy praktycznie tę samą pracę. To jest coś, czemu poświęcamy nasze życie i co po prostu lubimy robić. Chyba nie znam strażaka, który by nie lubił swojej pracy. Z założenia każda osoba będąca strażakiem robi to z zamiłowania i powołania do niesienia pomocy. Więc o ile mamy szansę jechać, pomagać ludziom i potem widzimy ich uśmiechnięte twarze, czy jak przychodzą dziękować [to jest największa radość].
Strażacy gaszą pożary i zmieniają zagraniczny wizerunek Polaków
A jakiś szczególnie poruszający moment?
Po Turcji pamiętam ludzi, którzy na nas czekali, gdy wróciliśmy z działań. Na lotnisku w Warszawie czekały na nas tłumy Turków. Oni przyszli nam podziękować za uratowanie ich rodaków. To jest niesamowite – pamiętam, iż się tam prawie popłakałem. To są już takie emocje, iż ciężko jest sobie z tym poradzić. Na pewno jest to ogromna satysfakcja, o ile możemy gdzieś pojechać i pomóc tym ludziom w momencie, w którym oni sami nie są w stanie sobie pomóc. To jest moment bezradności, bo katastrofa jest tak duża, iż wychodzi poza możliwości danego społeczeństwa czy państwa. Każdy przejaw międzynarodowej solidarności, wyciągniętej dłoni już dużo dla nich znaczy. Tak naprawdę ci ludzie będą nas pamiętać jeszcze długo po tym, jak te miejsca opuścimy. To jest też wizytówka naszego państwa i naszej służby.
Jadąc za granicę, staramy się prezentować Państwową Straż pożarną z jak najlepszej strony i robić to najlepiej, jak umiemy. Wiemy, iż później nikt nie będzie pamiętał, czy to był strażak z takiej, czy innej Jednostki Gaśniczo-Ratowniczej, a będzie wspominał, iż byli strażacy z Polski. Zostawiamy po sobie obraz całej służby. Wydaje mi się, iż często pieniądze, które kraj wypłaca na działania PR-owe, żeby zaprezentować się z najlepszej strony na różnego rodzaju eventach, są niewspółmierne z tym, co my potrafimy zrobić w ciągu 2 tygodni. Nasi polscy ambasadorowie podkreślają na spotkaniach, iż my np. w tydzień potrafiliśmy zrobić taką robotę, która im zajmuje ileś lat. To budowanie marki.
Pamiętam też z pobytu w Szwecji, iż [mieszkający tam] rodacy przychodzili do nas i dziękowali nam za to, iż zmieniło się postrzeganie Polaka z osoby, która przychodzi tylko popracować za najniższą krajową, aż do rangi bohatera, który pomaga. To jest ogromna radość, iż naszym niewielkim wkładem możemy aż tak oddziaływać na postrzeganie wszystkich Polaków.
Klimat się zmienia. Polscy strażacy doskonalą umiejętności szykując się na powtórkę z południa Europy
Czy w codziennej służbie strażacy obserwują skutki postępujących zmian klimatu?
Z mojego doświadczenia mogę powiedzieć: widać, iż klimat ulega zmianom. Powstają ekstremalne zjawiska pogodowe jak niedawna powódź w Libii czy długotrwałe pożary. Kiedyś sezon pożarów lasów nie był tak dynamiczny. Pożary w rejonie Morza Śródziemnego nie pojawiły się rok czy 2 lata temu. To są zjawiska sezonowe – coroczne. Każdy z tych państw borykał się z nimi od lat, natomiast skala i ilość tych pożarów jest w tym momencie wyższa, niż w poprzednich latach. To wymaga wsparcia ze strony innych krajów. o ile więc mamy sytuację taką, iż temperatury w zasadzie przez cały wrzesień są w okolicach 30 st. C. To też znaczy, iż coś jest z klimatem zdecydowanie nie tak. Pamiętam z dzieciństwa, iż takich temperatur można się było spodziewać w środku lata, a nie np. w połowie września. Coś zaczyna się zmieniać.
Polscy strażacy uczą się, jak walczyć ze skutkami zmian klimatu
Czy możemy spodziewać się podobnych kataklizmów w Polsce?
My też staramy się – chociażby przez udział w takich działaniach poza granicami kraju – pomagając gasić pożary w tych śródziemnomorskich, wykorzystujemy tę okazję do podpatrzenia i skopiowania części rozwiązań, które są tam stosowane. Chodzi o rzeczy typowo związane z działaniami ratowniczymi. Czyli np. w jaki sposób gaszą Grecy, Francuzi, czy inni. Jaką mają taktykę, sprzęt. To wszystko staramy się powoli implementować w naszej służbie.
Bo prędzej czy później, o ile dojdzie do jeszcze bardziej intensywnego następowania zmian klimatycznych, może się okazać, iż znajomość takich taktyk, techniki i obsługi takiego sprzętu może nam się przydać u nas w kraju. Naprawdę może się mocno przydać. Więc korzystamy z tego, iż mamy okazję być na miejscu, staramy się wyciągać wnioski. Nie tracić chwil, które nam zostały, żeby się przygotować na ewentualne powtórzenie się kiedyś w Polsce tych scenariuszy południowych.
Black Hawk do zadań specjalnych. Pożary, których się nie zapomni
Brzmi niepokojąco realistycznie. Co jeszcze sprawia trudność podczas takich akcji?
Byłem jeszcze w Turcji podczas pożarów lasów w 2021 r. Wtedy gasiliśmy praktycznie tylko przy pomocy helikopterów. Tam byliśmy naszym helikopterem Black Hawk i takim podwieszanym zbiornikiem. Tam też [utrudniały] temperatury i usytuowanie pożarów wysoko w górach (morze i kilka km od niego góry wysokości 2 tys. m n.p.m) – nie było dostępu z ziemi. Fizycznie pociągnąć z ziemi linie gaśniczą z punktu, który miałby stałe zaopatrzenie wodne, ciągnięcie tego wszystkiego w górę, było niemożliwe. Tam gasiło się praktycznie wyłącznie przy pomocy samolotów i helikopterów. Było ich bardzo dużo; przez cały dzień latały i gasiły zrzucając niewyobrażalne ilości wody. To był jedyny sposób, żeby tam dotrzeć.
Tak samo w 2022 r. w Czechach, gdzie były skały, które nie pozwalały na to, żeby wprowadzić tam ratowników. Tam też nasz helikopter wraz z chłopakami ze straży pożarnej i z Czechami pomagali w gaszeniu pożarów. Niestety nie zawsze jest możliwość podjechania do samego punktu i zgaszenia tego przy pomocy samochodów.
Straż pożarna stawia na rozwój
Co w związku z tym Państwowa Straż Pożarna planuje ulepszać, wprowadzać?
Teraz będziemy rozwijać sposoby gaszenia pożarów bez pomocy pojazdów. Można powiedzieć, iż będziemy mieli piechotę – ludzi wyposażonych w sprzęt podręczny, hydronetki plecakowe, niewielkie pompy. To będą zespoły do działania typowo w głębi niedostępnych terenów. One będą miały za zadanie prowadzić gaszenie z bardzo małą ilością wody lub wręcz bez jej użycia.
Takie sytuacje niestety na świecie się trafiają. Przywołam pożary w Kanadzie z początku tego roku. Od naszych portugalskich kolegów dowiedzieliśmy się, iż stu kilku Portugalczyków dostało do gaszenia kilka tys. ha. U nas to jest praktycznie niewyobrażalne. Kilka tys. ha to największy pożar w Polsce – w latach 90-tych 9,5 tys. ha w Kuźni Raciborskiej. Tak naprawdę przy pożarach śródziemnomorskich to jest nic. Skala jest zupełnie inna. I w razie czego musimy się przygotować, szkoląc się z takich nowych taktyk jak gaszenie przy użyciu niewielkiej ilości wody. Żebyśmy wiedzieli, jak zgasić pożar, gdy w okolicy nie ma dostępnego jeziora, rzeki, nie ma skąd wziąć wody.
W tym momencie jesteśmy na etapie zakupu wyposażenia dla pierwszej grupy. Będziemy mieli ubranych około 90 strażaków, z których 45 osób jest przewidzianych do wysyłania poza granicę kraju. Ona będzie gotowa, żeby ją wysłać w razie zapotrzebowania. I prawdopodobnie będziemy w stanie ją dysponować już od przyszłego sezonu. Pilotażowo robimy to na bazie dwóch województw – wielkopolskie i lubelskie. Zobaczymy jak to się sprawdzi i czy jest zasadne rozwijanie tego. Staramy się przetestować to, co podpatrzyliśmy za granicą. Kto nie spróbuje, ten na pewno się nie dowie.
* moduł GFFV – Ground Forest Fire Fighting using Vehicles to moduł gaszenia pożarów lasów z ziemi z użyciem pojazdów w tej chwili w ramach Mechanizmu Ochrony Ludności Unii Europejskiej.
–
Zdjęcie tytułowe: fot. mł. kpt. Łukasz Nowak/rzecznik prasowy Opolskiego Komendanta Wojewódzkiego PSP w Opolu