„PetroStates” i „ElectroStates”. Świat podzielony na dwa bieguny

1 dzień temu
Zdjęcie: Fot. Depositphotos


Po jednej stronie producenci ropy i gazu, po drugiej państwa, które postawiły na OZE

Paliwa kopalne i energia odnawialna to dwa oblicza światowej energetyki. Coraz mocniej zarysowuje się podział na "PetroStates" i "ElectroStates". Wyścig o dominację pomiędzy węglowodorami a elektronami zdefiniuje nie tylko energetyczny, ale też geopolityczny krajobraz nadchodzących lat - piszą Tatiana Mitrova i Anne-Sophie Corbeau z Uniwersytetu Columbia na łamach "The National Interest".

Do "PetroStates" autorki zaliczają takie kraje jak USA, Arabię Saudyjską i Rosję, którą są największymi producentami ropy i gazu. Chcą one przez cały czas zwiększać wydobycie paliw kopalnych, a poprzez ich eksport umacniać swoje wpływy na świecie.

Natomiast "ElectroStates" to Chiny oraz Unia Europejska, które w elektryfikacji swoich gospodarek upatrują sposobu na uniezależnienie od importu surowców energetycznych. Z tej dwójki to jednak Państwo Środka ma o wiele mocniejszą pozycję pod względem rozwoju zielonych technologii i związanych z nimi łańcuchów dostaw, co jest najważniejsze dla osiągnięcia strategicznej niezależności.

- Ta asymetryczna rywalizacja pomiędzy węglowodorami a elektronami wykracza poza systemy energetyczne, odzwierciedlając głębsze spory o globalne wpływy i odporność ekonomiczną - uważają Tatiana Mitrova i Anne-Sophie Corbeau. Dodają przy tym, iż paliwa kopalne dotychczas były instrumentami władzy, ale ich role mogą przejąć elektrony i surowce krytyczne.

Jednocześnie podkreślają, iż ten obraz jest bardziej złożony, gdyż poszczególne strony stosują hybrydowe strategie. W efekcie Chiny czy UE wciąż importują duże ilości paliw, Arabia Saudyjska inwestuje w produkcję zielonego wodoru, a amerykański Teksas - tradycyjnie ropą i gazem stojący - mocno rozwija też fotowoltaikę i magazyny energii.

Według autorek kluczowym pytaniem jest to, czy "PetroStates" będą chętne i zdolne do koordynacji rynków paliwowych w obliczu spadającego popytu. Polityczne interesy USA, Arabii Saudyjskiej i Rosji są rozbieżne, więc w kwestii węglowodorów musiałyby szukać taktycznego porozumienia. Z kolei "ElectroStates" stoją w obliczu coraz większych napięć handlowych, gdyż UE obawiają się rosnącej dominacji Chin w zielonych technologiach.

- "PetroStates" mogą próbować utrzymać kontrolę nad cenami i przychodami z paliw kopalnych, ale to "ElectroStates" przejmują wiodącą rolę w nowych technologiach. Oba obozy są wewnętrznie podzielone, ale to skala, szybkość i koordynacja - szczególnie w Chinach - mogą ostatecznie określić ich pozycje w globalnym, postwęglowodorowym porządku - czytamy na łamach "The National Interest".

Subsydiowanie energii dla niemieckiego przemysłu budzi obawy w UE

Plany niemieckiego rządu dotyczące subsydiowania energii dla przemysłu prawdopodobnie są niezgodne z unijnymi zasadami pomocy publicznej. Unia Europejska coraz bardziej nagina swoje własne zasady, co daje Berlinowi przestrzeń do negocjacji mimo obaw innych państw członkowskich - ocenia Politico.

Według założeń próg cenowy dla energochłonnych firm w Niemczech miałby wynosić 50 euro za MWh, a rząd na sfinansowanie tego mechanizmu wsparcia miałby przeznaczyć ok. 10 mld euro do 2030 r.

Zamrożenie cen na tym poziomie pozwoliłoby znacząco ograniczyć koszty w przemyśle i zwiększyć konkurencyjność niemieckiej gospodarki. Przez minione dziesięciolecia jej siła była w dużej mierze oparta na silnym eksporcie, ale kryzys energetyczny i odcięcie dostaw rosyjskiego gazu tę pozycję mocno nadwyrężyły.

Berlin, jak wskazuje Politico, ma świadomość, iż taki mechanizm wsparcia może być niezgodny z unijnymi zasadami pomocy publicznej. Niemniej w ostatnich latach Komisja Europejska sama coraz swobodniej podchodziła do zasad konkurencji, chcąc w ten sposób ożywić gospodarkę osłabioną pandemią i kryzysem energetycznym. Tak, aby UE nie traciła coraz mocniej względem USA oraz Chin.

Unii trudno jest wypracować wspólne programy wsparcia, więc poluzowano zasady pomocy publicznej, aby rządy same mogły pomagać swoim gospodarkom. Jednak to w oczywisty sposób daje bogatszym krajom większe możliwości dotowania firm. W efekcie unijny wspólny rynek, na którym teoretycznie dla wszystkich podmiotów powinny obowiązywać te same zasady, staje się coraz bardziej zniekształcony.

Eksperci, z którymi rozmawiało Politico, oceniają, iż Bruksela prawdopodobnie nie pozostanie bezkrytyczna wobec planów Berlina, ale finalnie będzie chciała osiągnąć jakiś kompromis. KE musi mieć też na uwadze jedność UE, a przymykanie oka na praktyki wybranych państw może ją wystawić na szwank.

Dlatego w oficjalnym stanowisku KE wskazuje, iż "niemieckie władze muszą ściśle współpracować z Komisją, aby zapewnić pełne poszanowanie przepisów UE, które gwarantują konkurencję". Ponadto Bruksela w czerwcu ma przedstawić m.in. wyniki konsultacji Paktu dla Czystego Przemysłu (Clean Industrial Deal), który według przewodniczącej KE Ursuli von der Leyen ma stworzyć ramy wsparcia dla energochłonnego przemysłu i pomóc w jego dekarbonizacji.

Największa elektrownia szczytowo-pompowa w Wielkiej Brytanii idzie do remontu

Około 1 mld funtów będzie kosztować remont ESP Dinorwig w północnej Walii. Ten największy w Wielkiej Brytanii magazyn energii w przeszłości pomagał już w uniknięciu rozległych blackoutów, a przy rosnącej mocy OZE znaczenie takich obiektów jest coraz większe - informuje "The Guardian".

Dziennik odwołuje się do wydarzeń, które miały miejsce latem 2019 r. Wtedy licząca 1,8 GW mocy oraz ponad 9 GWh pojemności ESP Dinorwig miała najważniejsze znaczenie dla zabezpieczenia brytyjskiego systemu elektroenergetycznego przed rozległym blackoutem.

Obiekt oddano do użytku w 1984 r. i po przeszło 40-letniej eksploatacji nadszedł czas na jego generalny remont. Właściciel, francuskie Engie, zapowiada, iż prowadzone etapami prace potrwają około 10 lat i pochłoną co najmniej 1 mld funtów. Przedsięwzięcie obejmuje również remont niedalekiej ESP w Ffestiniog, oddanej do użytku w 1963 r., która ma 360 MW mocy i ponad 1,4 GWh pojemności.

Dzięki inwestycji obiekty mają być gotowe na kolejne 25 lat eksploatacji. "The Guardian" podkreśla, iż w przeszłości, gdy podejmowano decyzję o ich budowie, to zakładano, iż będą one służyły przede wszystkim magazynowaniu nadwyżek energii produkowanej przez elektrownie jądrowe.

Wówczas gwałtownie rosła w Wielkiej Brytanii moc energetyki jądrowej, a w tej chwili dynamicznie rośnie moc energetyki odnawialnej. W tej sytuacji ESP pozwalają magazynować nadwyżki energii z fotowoltaiki i wiatraków, a następnie oddawać ją do sieci, gdy brakuje słońca i wiatru. Natomiast w sytuacjach awaryjnych, na wezwanie operatora, mogą się one uruchomić w nieco ponad minutę.

Brytyjski rząd zakłada, iż do 2035 r. powinny powstać magazyny energii o mocy 18 GW, z czego 10 GW powinny stanowić magazyny długoterminowe, takie jak właśnie elektrownie szczytowo-pompowe.

Budowa nowych ESP stanowi jednak wyzwanie z uwagi na ograniczoną liczbę lokalizacji, mających odpowiednie ukształtowanie terenu oraz zasoby wodne. Ponadto utrudnieniem dla takich mocno ingerujących w otoczenie inwestycji mogą być kwestie związane z ochroną środowiska i protestami społecznymi.

Kluczowe jest także finansowanie takich wielkoskalowych inwestycji, co pokazują opóźniające się plany budowy pierwszej od kilku dekad nowej elektrowni szczytowo-pompowej w Wielkiej Brytanii. Chodzi projekt Coire Glas w górzystej Szkocji o mocy 1,3 GW i pojemności aż 30 GWh. Inwestor, którym jest spółka SSE, czeka z podjęciem finalnej decyzji inwestycyjnej do momentu, gdy będą znane ostateczne szczegóły rządowego programu wsparcia.

Z Chińczykami w bateriach lepiej współpracować niż rywalizować?

Przedstawiciele Umicore i Eramet, spółek wyspecjalizowanych pozyskiwaniu surowców m.in. dla przemysłu bateryjnego, wzywają do zaniechania kolejnych prób ambitnej rywalizacji z chińskimi koncernami. Ich zdaniem z takimi potentatami jak BYD czy CATL lepiej szukać współpracy niż konkurować bez większych szans na powodzenie - informuje "Financial Times".

Dziennik powołuje się na wypowiedzi Christel Bories, która pod koniec maja stanęła na czele francuskiej grupy górniczej Eramet. Podobny pogląd ma Bart Sap, dyrektor belgijsko-francuskiego koncernu Umicore, zajmującego się m.in. wydobyciem i recyklingiem metali.

Prezentowanie przez nich opinie to także pokłosie tegorocznej, definitywnej upadłości szwedzkiej spółki Northvolt, która miała zmniejszyć poziom uzależnienia Europy od importu chińskich baterii. Northvolt był jednym z najlepiej finansowanych europejskich startupów w historii, ale mimo wielomiliardowego wsparcia nie zdołał choćby rozkręcić produkcji na większą skalę.

Według Christel Bories dążenie do całkowitej autonomii europejskiego przemysłu bateryjnego nie ma szans na realizację, bo chińskie koncerny - na czele z takimi graczami jak CATL czy BYD - pod względem rozwoju technologii i łańcuchów dostaw mają wiele lat przewagi nad Europą. Zarówno szefowa Eramet, jak i Bart Sap z Umicore uważają, iż europejskie firmy powinny szukać partnerstw z koncernami z Państwa Środka.

Natomiast rolą polityków powinno być tworzenie regulacji, które będą mobilizowały chińskie przedsiębiorstwa do inwestowania w Europie. Ponadto decydenci powinni poświęcić więcej uwagi recyklingowi surowców, gdyż w tej chwili duża część odpadów bateryjnych jest eksportowana i przetwarzana poza Europą.

CATL ma już fabryki baterii w Niemczech i na Węgrzech, gdzie w tym roku produkcję w swoim zakładzie ma też rozpocząć BYD. Ponadto CATL i Stellantis, właściciel takich marek jak Fiat czy Peugeot, zapowiedziały zainwestowanie 4 mld euro w fabrykę w Hiszpanii.

Niemniej niektórzy eksperci, tacy jak Julia Poliscanova z branżowej organizacji Transport & Environment, wskazują, iż jak dotąd inwestujące w Europie chińskie firmy niechętnie dzielą się wiedzą, a najważniejsze stanowiska rezerwują dla pracowników zza Wielkiego Muru. Julia Poliscanova podkreśla, iż bez nacisku na transfer technologii i umiejętności Europa będzie stawać się montownią dla chińskich koncernów.

Idź do oryginalnego materiału