Kiedy już Trump zostanie prezydentem i rzeczywiście chciałby próbować zajmować tę wielką wyspę, pomijając to, w jakim stopniu byłoby to realne, to wojsko USA już jest największą siłą na niej. Pentagon musiałby tylko wysłać posiłki do praktycznie jedynej dużej bazy wojskowej na Grenlandii, która akurat jest amerykańska i niespecjalnie jest coś, co mogłoby temu przeszkodzić.
REKLAMA
Zobacz wideo
Nie wykluczył użycia siły
Trump przejawia zainteresowanie Grenlandią od lat, ale nasiliło się ono szczególnie w ostatnim czasie, po ponownym wygraniu wyborów prezydenckich. Prezydent-elekt zaczął wygłaszać twierdzenia dotychczas bardziej pasujące do autorytarnych przywódców państw z ambicjami imperialnymi, takimi jak Chiny czy Rosja. Stwierdził między innymi, iż Kanada powinna być stanem USA, iż USA powinny ponownie przejąć kontrolę nad Panamą i Kanałem Panamskim, no i nad Grenlandią. W przypadku tej ostatniej argumentuje to "interesami bezpieczeństwa", albo "interesami ekonomicznymi" USA. Podczas swojej wtorkowej (poniedziałkowej czasu lokalnego) konferencji prasowej w rezydencji Mar-a-Lago na Florydzie powiedział między innymi, iż zajęcie Grenlandii byłoby "kluczowe" dla wysiłków wojska w śledzeniu statków Chin i Rosji, które mają być "wszędzie dookoła". - Ja tu mówię o obronie wolnego świata - stwierdził. Najwięcej emocji wywołało jednak to, iż nie chciał wykluczyć użycia siły zbrojnej do tego celu.
Tak jak zawsze w ocenie wypowiedzi Trumpa, należy pamiętać, iż to, co mówi i to, co naprawdę chce zrobić to dwie różne rzeczy. Pokazuje to jasno jego kariera. Tego rodzaju retoryka, choć w oczywisty sposób niepokojąca i godząca w fundamenty dobrych relacji pomiędzy sojuszniczymi państwami NATO, może być po prostu otwarciem negocjacji z Europą na temat jej przyszłych relacji z USA. Warto przy tym pamiętać, iż jeżeli chodzi o bezpieczeństwo Ameryki Północnej, to Amerykanie zapewniają je sobie przy pomocy Grenlandii od dekad. Na praktycznie jaką skalę chcą i przy oficjalnej zgodzie rządu Danii, która formalnie sprawuje kontrolę nad wyspą.
Grenlandia jest terytorium autonomicznym Danii. Jej mieszkańcy są obywatelami Unii Europejskiej, choć sama wyspa do niej nie należy. Grenlandczycy mają dużą swobodę w decydowaniu o swoich sprawach, ale za politykę zagraniczną i obronność odpowiada praktycznie wyłącznie Kopenhaga. Tą drugą funkcję Dania realizuje przy pomocy kilku okrętów i samolotów patrolowych. Nie ma żadnych stałych baz duńskich wojsk lądowych czy lotnictwa bojowego na Grenlandii. Amerykanie mają natomiast jedną dużą i długie tradycje utrzymywania znaczących sił na wyspie.
Wielka arktyczna baza USA
Co do zasady Trump ma bowiem rację, iż Grenlandia jest ważna z punktu widzenia interesu bezpieczeństwa USA. Wyspa leży pomiędzy wschodnim wybrzeżem Ameryki Północnej i większością Rosji, niegdyś ZSRR. Od początku zimnej wojny była więc traktowana jako strategicznie istotna z punktu widzenia bezpieczeństwa USA. Najpierw w kontekście wykrywania i zwalczania bombowców strategicznych ZSRR, oraz wspierania działania bombowców USA mających lecieć w drugą stronę. Potem i dzisiaj w kontekście wykrywania rakiet międzykontynentalnych nadlatujących z ZSRR/Rosji. Dodatkowo jako platforma do ogólnego sprawowania kontroli nad Arktyką, gdzie na ograniczoną skalę, ale jednak działają siły zbrojne ZSRR/Rosji.
Chcąc realizować te cele, Amerykanie zbudowali na początku lat 50. na Grenlandii dużą bazę. Przedsięwzięcie przeprowadzono z dużym rozmachem, niespotykanym wcześniej tak daleko na północy. Opiewano je w amerykańskiej propagandzie jako tytaniczny wysiłek i wielkie osiągnięcie ludzkości oraz technologii. Nazwano ją Thule, od pobliskiej placówki handlowej i misyjnej założonej na początku XX wieku przez duńskiego polarnika Knuda Rasmussena. Nieliczną rdzenną ludność przymusowo wysiedlono. Od 2023 roku baza nazywa się formalnie Pituffik, od pierwotnej nazwy okolicy używanej przez autochtonów. Baza Thule była przez całą zimną wojnę strategicznym obiektem kontrolowanym przez siły powietrzne USA. Początkowo stacjonowały tam myśliwce, potem regularnie bywały bombowce strategiczne. Umieszczono tam też silne radary i systemy meteorologiczne. Obiekt służy też do testów broni w warunkach arktycznych i do ćwiczeń w skrajnych warunkach. Thule była też centrum całej obecności USA w regionie, w tym zapleczem do eksperymentalnych prac nad budową baz ukrytych w grenlandzkim lądolodzie. Początkowo Pentagon rozważał ukrycie tam rakiet balistycznych zdolnych sięgnąć ZSRR. Powstała jedna baza zasilana reaktorem jądrowym, Camp Century. Projekt jednak gwałtownie zarzucono jako niepraktyczny.
Dzisiaj już jako Pituffik baza jest pod kontrolą Sił Kosmicznych USA i jej kluczową funkcją jest wczesne ostrzeganie przed atakiem rakietowym ze strony Europy oraz Azji, komunikacja z satelitami oraz obserwacja tego co się dzieje na orbicie. Nie ma tam na stałe sił stricte bojowych, ale jak najbardziej jest gotowość do ich szybkiego przyjęcia drogą lotniczą. Dostęp do bazy od strony morza jest możliwy tylko latem i tą drogą co roku przybywa większość zaopatrzenia. Pituffik pozostaje najbardziej wysuniętą na północ bazą wojskową USA. Formalnie funkcjonuje dzięki porozumieniu rządu Danii na uchodźstwie i USA z czasów II wojny światowej, ratyfikowanemu tuż po niej przez odrodzony duński parlament. Zezwala ono Amerykanom na ustanawianie baz na Grenlandii tak długo jak "będą istnieć zagrożenia dla bezpieczeństwa i pokoju kontynentu amerykańskiego". Ta szeroka zgoda została scementowana w drugiej wersji porozumienia zawartej w latach 50., po tym jak Dania przystąpiła do NATO. Co do zasady Amerykanie mają więc bardzo szerokie prawo do używania Grenlandii, tak jak to uznają za konieczne do obrony swojego kraju. Nie wspominając o tym, iż to terytorium sojusznika z NATO, które USA zobowiązały się bronić przed agresją zewnętrzną.
Powód ekonomiczny, styl niespotykany
Gdyby jednak Trump faktycznie zechciał postawić politykę zagraniczną USA na głowie i zwrócić się przeciw Danii oraz Grenlandii, to militarna inwazja na tę wyspę nie byłaby dla amerykańskiego wojska wielkim wyzwaniem. To jednak rozważania z kategorii dotychczas zupełnie absurdalnych. Inwazja byłaby trywialna przynajmniej początkowo, bo nie miałby kto stawiać oporu. Bronić wyspy mogłaby faktycznie tylko duńska flota, ale jej potencjał jest drastycznie mniejszy niż US Navy wspieranego przez USAF. Potem tradycyjnie Amerykanie mogliby mieć problemy z utrzymaniem w ryzach niechętnej lokalnej populacji, która w tej chwili jednoznacznie wypowiada się przeciw jakiejkolwiek faktycznej dominacji USA. No, chyba iż wkroczymy jeszcze głębiej w realia fantastyki i założymy, iż Amerykanie na dodatek zaczną stosować metody terroru przynależne państwom autorytarnym i dyktaturom.
Wszystko to jednak wydaje się absurdalne. Bardziej realne wydaje się to, iż cała ta sytuacja jest zagrywką w stylu Trumpa mającą na celu wywarcie presji na Grenlandię oraz Danię z zamiarem uzyskania jakichś ustępstw. Ponieważ w zakresie bezpieczeństwa militarnego USA mają praktycznie wszystko, co by mogli potrzebować, to pozostają kwestie gospodarcze. Na Grenlandii jest dużo niewykorzystanych złóż surowców, w tym jedne z największych zasobów rud metali ziem rzadkich. Aktualnie nie są jednak wydobywane, pomimo wielu lat zapowiedzi i prób. Po prostu warunki klimatyczne czynią takie przedsięwzięcie trudne i praktycznie nierentowne przy obecnych cenach surowców. W przyszłości, przy wzroście zapotrzebowania na rzadkie metale używane zwłaszcza w bateriach i elektronice, ociepleniu klimatu i nowych technologiach wydobywczych, grenlandzkie złoża być może staną się znacznie bardziej istotne. Niewykluczone, iż o to Amerykanom chodzi. Zapewnienie sobie dogodnych warunków do potencjalnej eksploatacji górniczej Grenlandii.
Trudno jednak zaprzeczyć, iż styl, w jakim to robią, jest bez mała szokujący. Tego rodzaju retoryka ze strony prezydenta-elekta pod adresem bądź co bądź bliskiego sojusznika, to rzecz niespotykana. Wyraźnie pokazuje, iż otwarcie wzdychający do rządów twardej ręki Trump czerpie wzorce z takich postaci jak Putin czy Xi i też chce "twardo" grać o to, co uznaje za interesy USA. Dotychczasową dyplomację, grę pozorów i granie demokratycznymi wartościami, najwyraźniej uznaje za zbędny ozdobnik dla siły.