Paweł Lisicki: Ukraina jest w tej chwili w znacznie gorszej pozycji negocjacyjnej niż przed przed dwoma laty

2 godzin temu

„W polityce najważniejsze znaczenie ma czas. Ten, kto przegapi adekwatny moment, może stracić wszystko”, pisze na łamach tygodnika „Do Rzeczy” Paweł Lisicki.

W ocenie publicysta „właściwym momentem”, gdy można było zawrzeć najlepszy z punktu widzenia Ukrainy kompromis w trwającej wojnie z Rosją były marzec i kwiecień 2022 roku. „Jak wskazywały także zachodnie media, wówczas takie porozumienie było możliwe, ale zostało zerwane wskutek presji premiera Wielkiej Brytanii Borisa Johnsona, a także – można przypuszczać – Joe Bidena. Od tego czasu pozycja Ukrainy z kilku powodów znacząco się pogorszyła”, podkreśla.

Lisicki wylicza kwestie, które sprawiają, iż w obecnej sytuacji, to Rosja ma w ręku wszystkie atuty, jeżeli chodzi o ewentualne negocjacje pokojowe z Ukrainą.

Mimo buńczucznych zapowiedzi, iż sankcje nałożone przez Zachód na Rosję zaczną działać po roku, najpóźniej dwóch latach od wybuchu wojny nic takiego się nie stało, a rosyjska gospodarka nie została zduszona.

Ponadto po ponad dwóch latach trwania wojny widzimy, iż po stronie Rosji opowiedziała się większa część państw globalnego południa, nie tylko Chiny czy Iran, ale także Indie czy większość państw arabskich i afrykańskich.

Kolejna kwestia wskazana przez Lisickiego, to możliwości Rosji do przestawienia swojej gospodarki na tryb wojenny, co oznacza, iż jej potencjał militarny nie został osłabiony.

Czwarta sprawa, to „demograficzne wyczerpanie” armii ukraińskiej.

„Po piąte, śmiały i zuchwały atak na Kursk, który miał w zamyśle wzmocnić pozycję negocjacyjną Kijowa, a może choćby doprowadzić do upadku Putina, okazał się fiaskiem. Nie tylko nie odciągnął Rosjan od Donbasu, ale także uwikłał w beznadziejną walkę doborowe jednostki ukraińskie. Co gorsza, wzmocnił, a nie osłabił, poparcie społeczne dla władz w Moskwie. Po szóste, korzystając z wojny na Ukrainie, coraz śmielej zaczął poczynać sobie na całkiem innym, a znacznie ważniejszym dla USA teatrze wojennym Beniamin Netanjahu. To zaś oznacza, iż Amerykanie, stając w obliczu wielkiej wojny na Bliskim Wschodzie, muszą ograniczyć swoją aktywność na Ukrainie”, wylicza redaktor naczelny „Do Rzeczy”.

„Wszystko to sprawia, iż Kijów jest w tej chwili w znacznie gorszej pozycji negocjacyjnej niż przed dwoma laty, a choćby przed rokiem. Oczywiście główna odpowiedzialność za to spada na ukraińskie przywództwo, na czele z prezydentem Wołodymyrem Zełenskim. Jednak nie mam wątpliwości, iż swoje dołożyli do tego ci politycy, także polscy, którzy namawiali Kijów do bezwzględnego oporu. Sprzedawali iluzje i składali obietnice, których nie mogli dotrzymać”, podsumowuje Paweł Lisicki.

Źródło: tygodnik „Do Rzeczy”

TG

Idź do oryginalnego materiału