Paweł Lisicki, redaktor naczelny „Do Rzeczy”, ponownie zaskakuje opinię publiczną swoimi wypowiedziami, które brzmią, jakby zostały skopiowane prosto z propagandowych przekazów Kremla. Jego ostatnia refleksja na temat wojny w Ukrainie, wyrażona w słowach: „Tymczasem kompletnie nie wiadomo, o co chodzi Zełenskiemu. Nie wiadomo, dlaczego giną dziesiątki i setki tysięcy ludzi”, rodzi pytanie – czy Lisicki zdaje sobie sprawę, iż brzmi jak rzecznik Władimira Putina?
Od początku rosyjskiej inwazji na Ukrainę narracja Kremla stara się zdeformować rzeczywistość, kwestionując sens ukraińskiego oporu i obarczając winą za ofiary Władimira Zełenskiego, a nie agresora, którym jest Rosja. Lisicki, powielając ten przekaz, zdaje się odwracać uwagę od oczywistego faktu: to Rosja rozpętała wojnę, to Rosja morduje cywilów, niszczy miasta i gwałci prawo międzynarodowe.
Chcesz czytać więcej wewnętrznych informacji ze świata polityki i mediów? Prosimy o obserwowanie naszego profilu na Facebooku oraz na Twitterze. Proszę o lajkowanie i podawanie dalej naszych wpisów - w ten sposób możemy zrobić dla Ciebie więcej. |
Wojna w Ukrainie nie jest wynikiem „niezrozumiałych” działań prezydenta Zełenskiego, jak sugeruje Lisicki, ale wynikiem brutalnej agresji Putina, który próbuje podporządkować sobie sąsiedni kraj. To, iż naród ukraiński broni swojej suwerenności, jest zarówno naturalne, jak i moralnie słuszne. Twierdzenie, iż „nie wiadomo, dlaczego giną ludzie”, brzmi jak kpina z heroizmu Ukraińców, którzy oddają życie za wolność swojego kraju.
Warto zapytać, czy Lisicki faktycznie nie rozumie, o co chodzi Zełenskiemu, czy jedynie udaje, iż tego nie wie. Powielanie narracji Putina w Polsce – kraju, który dobrze zna brutalność rosyjskiego imperializmu – jest co najmniej niezrozumiałe. Czy Lisicki nie widzi, iż takie słowa osłabiają solidarność z Ukrainą? Czy nie zdaje sobie sprawy, iż jego opinie mogą być wykorzystywane przez rosyjską propagandę jako dowód na rzekomy brak jednomyślności w Europie?
Nie można wykluczyć, iż Lisicki celowo przyjmuje takie stanowisko, by przyciągnąć uwagę i wzbudzić kontrowersje. W końcu „Do Rzeczy” od lat balansuje na granicy sensacji i dezinformacji. Jednak w kontekście wojny w Ukrainie taka strategia jest szczególnie niebezpieczna. Polska, jako kraj graniczący z Ukrainą, ma moralny i historyczny obowiązek wspierać swojego sąsiada, a nie relatywizować rosyjską agresję. Lisicki swoim komentarzem ułatwia zadanie propagandystom Putina, którzy od miesięcy próbują przekonać świat, iż obrona Ukrainy jest „bezsensowna”.
Dziennikarz ma prawo do własnych opinii, ale ma też obowiązek opierać się na faktach i działać w interesie społeczeństwa. W czasach wojny słowa mają szczególną wagę, a ich konsekwencje mogą być tragiczne. Sugerowanie, iż obrona Ukrainy jest niezrozumiała, to nie tylko akt cynizmu, ale i zdrada tych, którzy walczą o wartości takie jak wolność, niepodległość i prawa człowieka.