Patryk Słowik, bardziej propagandzista niż dziennikarz WP, opublikował kolejnytekst – tym razem o rzekomym porzuceniu przez Koalicję Obywatelską obietnicy rozdzielenia funkcji ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego. Zatytułowany prowokacyjnie „Kropiwnicki się wygadał. Kolejna obietnica KO do kosza?”, miał być mocnym ciosem w obecną władzę. Wyszło jednak odwrotnie – zamiast celnej analizy dostaliśmy chaotyczny wywód, który bardziej kompromituje Słowika niż obnaża polityków.
Już sam wstęp tekstu Słowika zaskakuje. Zamiast przedstawić główny problem – sprzeczne sygnały ze strony rządu w sprawie reformy prokuratury – dziennikarz serwuje czytelnikowi streszczenie kariery Roberta Kropiwnickiego, dorzucając stare kontrowersje o wyborze sędziów „na zapas”. Ma to chyba podgrzać atmosferę, ale w efekcie czytelnik długo czeka, aż tekst przejdzie do sedna. W publicystyce to grzech kardynalny: zamiast ostrza dostajemy wstęp pozbawiony tezy. Środkowa część artykułu przypomina bardziej kalendarium niż analizę. Słowik skrupulatnie wylicza deklaracje KO z lat 2019, 2020, 2023 i 2024, ale nie potrafi zbudować z tego narracji. Brakuje mu pytania: czy to rzeczywiste złamanie obietnicy, czy tylko opóźnienie legislacyjne? Autor cytuje kolejne wypowiedzi, ale nie wyciąga wniosków – przez co czytelnik dostaje listę faktów, ale nie jest w stanie zrozumieć o co autorowi chodzi, gdzie jest clou sprawy.
Gdy wreszcie Słowik przechodzi do konkluzji, robi to w formie serii pytań retorycznych. To mogłoby być mocne narzędzie felietonisty, ale tutaj wypada blado – pytania są rozwleczone i nie prowadzą do puenty. Zamiast mocnego oskarżenia czy choćby ostrego komentarza, tekst kończy się… kolejnym pytaniem. Efekt? Zamiast ciosu w rząd mamy tekst, który rozmywa problem i zostawia czytelnika z poczuciem niedopowiedzenia. Styl Słowika także zaskakuje. Wplecione pojedyncze mocne sformułowania („paplanina bez konsekwencji”, „wygaduje bzdury”) sugerują, iż autor chciał napisać ostry felieton. Ale ponieważ większość tekstu ma ton raczej chłodnej kroniki wydarzeń, efekt jest schizofreniczny. Ani to rzeczowa analiza, ani bezkompromisowa publicystyka – raczej niedokończony projekt.
Widać, iż Słowik chciał wywołać burzę, pokazując rzekomą hipokryzję rządzących. Problem w tym, iż jego tekst obnaża przede wszystkim chaos… własnego argumentu. Zamiast mocnej publicystycznej pięści dostajemy rozczapierzoną dłoń, która nikogo nie zaboli.
Patryk Słowik nisko upadł w swoich atakach na rząd. Bardzo nisko.