Ponieważ porozumieliśmy się z zarządem jak Polak z Polakiem, nie będę już do niczego wracać. Wielkodusznie puszczę wszystko w niepamięć.
Napiszę więc tak sobie ogólnie o elitach i ich alienacji. Alienacja klasy pracującej to temat doskonale opisany w marksizmie, świetny wywiad ostatnio miała o tym moja koleżanka (związkowa i redakcyjna) Adriana Rozwadowska z prof. Moniką Kosterą.
Fascynuje mnie ostatnio temat alienacji elit, o którym w marksizmie jakby mniej, ale literatura uwielbia go opisywać co najmniej od czasów Szekspira. A choćby Elektrybałta („Gniewny Gienek Gienerator garbiąc garści grzązł gwałtownie…”).
Dla porządu zaznaczę, iż „elity” definiuję marksistowsko, jako tych, którzy posiadają środki produkcji (klasa wyższa) lub nimi zarządzają (wyższa średnia). Czyli nie łapie się na to profesor ani pisarz (nawet wzięty).
Świat elit jest dla mnie niepojęty. Często w różnych swoich rolach, i jako dziennikarz, i jako aktywista rozmawiam z tymi ludźmi, ale ich nie umiem zrozumieć.
Nie nadawałbym się na autora fabuły o elitach z fantazji nieocenionego Awala. Nie umiem dokończyć zdania typu „Prezes Pokrzycki spojrzał w lustro i pomyślał…”.
Pomyślał co? Nie wiem. Nie umiem sobie wyobrazić ich myśli, ich uczuć, ich motywacji.
Wyobrażam sobie, iż to się zaczyna niewinnie. Z tego, iż kontrolujesz środki produkcji nieuchronnie wynika, iż zaczynają cię otaczać pochlebcy. Podwładni zaczynają ci przytakiwać i mówić miłe rzeczy, bo podświadomie liczą, iż im to wynagrodzisz awansem, podwyżką albo przynajmniej przesunięciem na koniec kolejki kandydatów do zwolnienia.
Nie ma znaczenia, kim jesteś jako człowiek. Możesz być sympatyczny, otwarty, bezpośredni, możesz probować być tzw. „dobrym panem”, albo wręcz „ludzkim szefem”, te mechanizmy ruszą i tak, bo taka jest Natura Lucka (TM).
Ludzie zaczną zmieniać temat rozmów gdy zobaczą, iż się zbliżasz. choćby jeżeli to zauważysz, to co poradzisz?
Przecież jeżeli zapytasz „ej, czy wy właśnie zmieniliście temat rozmowy na mój widok?”, zaprzeczą. Ktoś choćby powie „no skąd, przecież w naszej firmie panuje atmosfera otwartości i zaufania, a poza tym wszyscy pana traktujemy jak kumpla”.
Nie będziesz miał pewności, czy się nie zgrywa. W myślasz przesuniesz go na początek kolejki kandydatów do zwolnienia, ale problemu tym nie rozwiążesz.
Ale w sumie co cię to obchodzi? Coraz lepiej czujesz się u siebie, w magicznej krainie Elitopii, w Dyrektorsburgu, w Zarządolandii, w Ciudad Padron. Niech tam sobie choćby twoi podwładni coś szepczą po kątach, na każdego z nich masz dwudziestu chętnych.
Myślę, iż kluczem wszelkiego sukcesu, czy to w biznesie, czy w polityce, jest niepoddawanie się temu zjawisku. Steve Jobs na przykład był mobbującym szefem, ale potrafił WYCZUĆ potrzeby małego, nieważnego ludzika (w zakresie technologii cyfrowych). I przewidzieć, jakiego ten ludzik chciałby sobie kupić laptopa, albo i telefona.
Nawet przeciwnicy Kaczyńskiego zgodzą się ze mną, iż jego triumfalna passa po 2015 brała się z wyczucia potrzeb szeregowego wyborcy. Inni politycy doskonale dogadują się ze sobą nawzajem (oraz z innymi mieszkańcami Elitopii), ale wyborcom takim jak ja czy ty mają do zaoferowania wymiętolone frazesy, które możemy zaakceptować tylko jako „mniejsze zło”.
Kaczyński stworzył fantastyczną miksturę kija i marchewki, iż 500+ plus „straszydło sezonu”, jak nie islamiści to seksualizatorzy. To wszystko bzdury, ale opozycja od 5 lat nie umie tego skontrować, bo nie umie mówić językiem Jana Kowalskiego. Bążur!
Ale i Kaczyńskiemu to gaśnie. Afera futerkowa, na której o mało co nie wykopyrtnęła się koalicja, jest tego przejawem. Wszyscy wiedzą, iż prezes kocha zwierzątka, a więc prawdopodobnie na Nowogrodzkiej od dawna ludzie demonstracyjnie noszą worki z kocim żwirkiem, żeby pokazać prezesowi, iż też kochają zwierzątka.
Skoro wszyscy mu w tej sprawie przytakiwali, to prezes był przekonany, iż poprą go też wszyscy. I najwyraźniej zaskoczył go brak entuzjazmu wielu Janów Kowalskich – często dotychczasowych wyborców PiS! – dla jego nowej ustawy.
Pożarła go Elitopia. Zabłądził w Prezesburgu. I dobra nasza.
Gdybym kiedyś awansował do elity, zatrudniałbym kogoś jako konsultanta ds mówienia mi przykrych rzeczy. Ale nie awansuję.
Na razie wiem jedno, iż na jakiś czas temat Patronite’a (oraz wskrzeszenia podkastu) nie istnieje. Chciałbym też, żeby tutaj została wszelka ew. dyskusja na ten temat, żebyśmy mogli się zająć czymś ciekawszym, no bo ile można…