Partia po władzy. PiS zajęty już tylko sobą

15 godzin temu
Zdjęcie: PiS


Jacek Kurski wrócił – nie do polityki sensu stricto, ale do jej najbardziej destrukcyjnej odmiany: wewnętrznych rozrachunków prowadzonych publicznie, nerwowo i bez większego planu. Jego długie wpisy w serwisie X, opisujące rzekomy „głęboki kryzys” Prawa i Sprawiedliwości oraz uderzające w Mateusza Morawieckiego, są mniej analizą sytuacji, a bardziej objawem stanu, w jakim znalazła się partia Jarosława Kaczyńskiego. PiS coraz wyraźniej żyje już tylko sobą – własnymi urazami, ambicjami i lękiem przed rozpadem.

Prezes PiS próbował gasić pożar w rozmowie z Kanałem TAK!, nazywając wpisy Kurskiego „niefortunnymi”. To określenie wyjątkowo łagodne, jak na skalę wyrządzonych szkód. Kaczyński zapewniał jednocześnie, iż chwilę wcześniej odbył „dobrą” rozmowę z Mateuszem Morawieckim, co miało sugerować, iż sprawa jest pod kontrolą. Problem polega na tym, iż podobne zapewnienia słyszeliśmy już wielokrotnie – i rzadko kiedy były one zapowiedzią realnego uspokojenia sytuacji.

Wpisy Kurskiego były czymś więcej niż emocjonalnym komentarzem. Były próbą publicznego zdefiniowania winnego obecnego kryzysu PiS. Były prezes TVP zarzucał Morawieckiemu nielojalność wobec partii i jej kierownictwa, realizowanie własnych ambicji politycznych oraz „publiczne ogłaszanie się przyszłym premierem” wbrew stanowisku władz ugrupowania. Krytykował go za wywiad udzielony w siedzibie Agory, w którym – zdaniem Kurskiego – Morawiecki dopuścił możliwość „wielkiej koalicji” z Koalicją Obywatelską i Donaldem Tuskiem oraz zapowiedział odejście od rozliczania obecnej władzy.

Ten zestaw zarzutów mówi jednak więcej o PiS niż o samym Morawieckim. Partia, która przez lata opierała swoją siłę na jasnym podziale „my–oni”, dziś nie potrafi poradzić sobie z faktem, iż jeden z jej najważniejszych polityków próbuje odnaleźć się w nowej rzeczywistości opozycyjnej. Zamiast debaty o przyszłości, mamy więc publiczne oskarżenia o zdradę i nielojalność, formułowane przez człowieka-symbol propagandowej epoki TVP.

Kurski posunął się dalej, sugerując, iż część decyzji podejmowanych w czasie rządów Zjednoczonej Prawicy – zwłaszcza w sprawach europejskich i klimatycznych – zapadała bez formalnej zgody PiS i przyczyniła się do osłabienia pozycji partii oraz odpływu wyborców. To oskarżenie szczególne, bo podważające mit monolitycznej władzy Kaczyńskiego. jeżeli potraktować je serio, oznaczałoby to, iż PiS nie tylko przegrał wybory, ale wcześniej utracił kontrolę nad własnym rządem.

Na wpisy Kurskiego zareagował Piotr Müller, i to w tonie, który dobrze oddaje temperaturę sporu. „Jacku, po pierwsze, błagam, po Twojej kompromitacji w wyborach do PE jesteś ostatnią osobą w zakresie doradzania jak je wygrać. Wyborcy podsumowali to doskonale” – napisał były rzecznik rządu. Dodał, iż jako osoba uczestnicząca w pracach rządu znała proces decyzyjny i wezwał Kurskiego, by „po chwili refleksji skasował ten wpis”. To już nie polemika, ale brutalna próba zamknięcia ust.

Wszystko to składa się na obraz partii, która nie rozmawia już z wyborcami, ale wyłącznie sama ze sobą. PiS nie proponuje dziś żadnej spójnej narracji na temat przyszłości kraju. Zamiast tego produkuje kolejne konflikty personalne, które wylewają się do mediów społecznościowych i wywiadów. Jarosław Kaczyński, ograniczający się do ocen typu „niefortunne”, sprawia wrażenie arbitra zmęczonego własnym obozem.

Jacek Kurski jest tu figurą szczególną: człowiekiem, który przez lata kształtował przekaz władzy, a dziś – pozbawiony realnej funkcji – próbuje odzyskać znaczenie poprzez wywoływanie chaosu. PiS pozwala mu na to, bo sam nie potrafi już narzucić dyscypliny ani sensownej wizji. Partia Kaczyńskiego krąży więc wokół własnych problemów jak wokół jedynego dostępnego tematu. I coraz mniej wskazuje na to, by miała z tej orbity gwałtownie zejść.

Idź do oryginalnego materiału