Czy w Polsce naprawdę zbliża się koniec swobodnego palenia papierosów? Po decyzjach Holandii, Islandii i Nowej Zelandii w sprawie radykalnych ograniczeń sprzedaży tytoniu, podobny kierunek zaczyna obierać również nasz kraj. Zmiany mogą być większe, niż wielu przypuszcza.

Fot. Shutterstock / Warszawa w Pigułce
Europa mówi „stop” paleniu
Holandia jako pierwsza wprowadziła system, który ma całkowicie wyeliminować dostępność papierosów w zwykłych sklepach. Od lipca 2024 roku nie kupimy ich już na stacjach, w pubach ani w automatach. Powstają specjalne punkty sprzedaży, a długofalowy plan zakłada możliwość zakupu papierosów tylko po okazaniu zaświadczenia lekarskiego.
Islandia i Nowa Zelandia również prowadzą intensywne kampanie ograniczające sprzedaż tytoniu. W Nowej Zelandii rozważa się wprowadzenie zakazu palenia dla wszystkich urodzonych po 2004 roku. Tym samym całe młode pokolenie miałoby nigdy nie sięgnąć po papierosa.
Polska podąża tym samym tropem
Choć pomysł sprzedaży papierosów na receptę w Polsce nie został jeszcze formalnie przyjęty, rząd coraz wyraźniej kieruje się w stronę polityki ograniczania dostępności tytoniu. Celem jest zmniejszenie liczby palaczy i ochrona zdrowia publicznego.
Nowelizacja ustawy o lekach wprowadziła już zakaz używania tytoniu mentolowego w papierosach, podgrzewaczach i tytoniu do skręcania. Kolejne zmiany są w przygotowaniu. Ministerstwo Zdrowia chce zrównać wszystkie produkty tytoniowe – tradycyjne, elektroniczne i podgrzewane – traktując je tak samo w kontekście prawa, akcyzy i zakazów reklamowych.
Nowa polityka antynikotynowa
Plan rządu koncentruje się na trzech filarach:
-
Ujednolicenie przepisów – wszystkie wyroby zawierające nikotynę będą traktowane identycznie, niezależnie od formy.
-
Zmiana unijnej dyrektywy – Polska popiera wprowadzenie zakazu sprzedaży produktów aromatyzowanych, które przyciągają młodych ludzi.
-
Wyższe podatki – podniesienie akcyzy ma zwiększyć ceny papierosów i e-papierosów, co – jak pokazują badania – skutecznie ogranicza liczbę palaczy.
W praktyce oznacza to, iż palenie będzie coraz trudniejsze i droższe, a dostęp do papierosów może zostać ograniczony do wybranych punktów sprzedaży.
Ambitne cele i twarde liczby
Jeszcze kilka lat temu pojawiły się informacje, iż Polska planuje stać się „krajem wolnym od tytoniu” do 2030 roku, co oznaczałoby spadek liczby palaczy poniżej 5 procent populacji. Choć Ministerstwo Zdrowia sprostowało te dane, to kierunek działań jest jednoznaczny – rząd chce zmniejszyć liczbę osób sięgających po papierosa.
Obecnie około 25 procent dorosłych Polaków regularnie pali. To wciąż jeden z najwyższych wskaźników w Unii Europejskiej. Mimo obowiązującego od 2010 roku zakazu palenia w miejscach publicznych, problem pozostaje poważny, a skutki zdrowotne – kosztowne dla systemu.
Czy naprawdę zapalimy tylko na receptę?
Choć żaden oficjalny dokument jeszcze tego nie potwierdza, w kuluarach mówi się o możliwym wdrożeniu rozwiązania wzorowanego na modelu holenderskim – papierosy tylko w specjalnych punktach, a docelowo choćby wyłącznie na zaświadczenie lekarskie.
To wizja, która może w ciągu kilku lat całkowicie zmienić rynek tytoniowy w Polsce. Wzrost cen, ograniczona dostępność i presja społeczna mogą doprowadzić do tego, iż palenie stanie się zjawiskiem marginalnym.
Co to oznacza dla czytelników
Wszystko wskazuje na to, iż nadchodzi największa rewolucja antynikotynowa w historii Polski. jeżeli rząd zrealizuje zapowiadane zmiany, papierosy mogą zniknąć z większości sklepów, a ich cena stanie się zaporowa. To może oznaczać ostateczny koniec nałogu, który przez dekady był elementem codzienności milionów Polaków.