Tusk w Angoli zaliczył wtopę? Były szef protokołu: Skrzywiłem się, gdy to zobaczyłem

1 godzina temu
Premier Donald Tusk spotkał się z lawiną krytyki za to, iż podczas oficjalnego powitania na lotnisku w Luandzie nie miał marynarki i krawata. Prawica aż się gotuje i grzmi o wstydzie. Ostro szefa rządu punktuje internet. Jan Wojciech Piekarski, były ambasador i b. szef Protokołu Dyplomatycznego MSZ w rozmowie z naTemat analizuje tę sytuację


Strój premiera na lotnisku w Angoli rozpalił polski internet i prawicę. Od komentarzy gotuje się jeszcze dzień po wizycie Donalda Tuska w Afryce. Jak pan odbiera całe zamieszanie wokół ubioru szefa rządu?

Jan Wojciech Piekarski, były ambasador, b. szef Protokołu Dyplomatycznego MSZ, wykładowca i autor podręczników z zakresu protokołu dyplomatycznego: Chciałbym zaznaczyć, iż to są dwie różne sprawy. Z jednej strony protokolarne. A z drugiej – merytoryczne, polityczne. Wykorzystuje się tę okazję, żeby dołożyć premierowi, zwłaszcza w niesprzyjających mu środkach przekazu. Natomiast z punktu widzenia merytorycznego to nie ma żadnego większego praktycznego znaczenia.

Przeanalizujmy, co się stało. Zobaczył pan zdjęcie premiera na czerwonym dywanie bez marynarki i krawata i....

Skrzywiłem się. Mnie, jako byłego szefa protokołu dyplomatycznego takie rzeczy rażą. Normalną rzeczą jest, iż w samolocie podróżuje się w stroju luźnym. Mam cały szereg zdjęć polityków w dresach, którzy tak podróżują na pokładzie samolotu i w takim stroju wychodzą do dziennikarzy, rozmawiają z nimi.

Niestety, po wielogodzinnej podróży samolotem niektórzy politycy uważają, iż mogą wyjść na płytę lotniska w takim stroju, w jakim odbywali podróż, co nie jest wskazane. Wtedy trzeba zachować pewną normę. Zwłaszcza wtedy, kiedy widzi się, iż na płycie lotniska oczekuje szpaler żołnierzy i przedstawiciel miejscowych władz, a sądzę, iż również polskiej placówki.

To co się stało, panie ambasadorze? Co poszło nie tak? Czego zabrakło?


Moja żona opowiadała mi kiedyś o wizycie prezydenta Kwaśniewskiego i jego małżonki w Luksemburgu. Była wtedy na pokładzie samolotu. Formuła przekazana przez dwór luksemburski była taka, iż przy tak oficjalnych spotkaniach dla pań wskazany jest kapelusz.

Jednak gdy panie wyjrzały przez okno samolotu i zobaczyły, iż witająca je osoba jest bez kapelusza, to oczywiście zostawiły kapelusze w samolocie.

Tak samo w tym przypadku. Trzeba wyjrzeć przez okno. To jest chwila. Zanim przystawią schodki, już widzi się, kto stoi na lotnisku. Wtedy pozostało czas na to, żeby założyć marynarkę.

Premier Tusk to bardzo doświadczony polityk. Trudno w to uwierzyć, iż nie wyjrzał przez okno samolotu. Nie widział szpaleru, który na niego czekał?

Nie obwiniamy o to polityka, ale jego otoczenie. Polityk ma prawo być myślami zupełnie gdzie indziej. Jest bardziej skoncentrowany na czekających go rozmowach i na spotkaniach, na które przybywa. Natomiast obowiązkiem szefa protokołu jest przypomnieć mu: "Panie premierze, wychodzimy. Na lotnisku jest półgalowe powitanie, trzeba mieć krawat i marynarkę".



Pan zareagowałby od razu?


Z pewnością. W takich sytuacjach, kiedy samolot stał już na płycie lotniska, gdy podjeżdżały schodki, to zawsze – jako szef protokołu – byłem przy szefie delegacji i przekazywałem ostatnie wskazówki związane z tym, co będziemy widzieli, jak zejdziemy po schodkach. Ogólnie nie musiałem zwracać uwagi na stroje, bo to zawsze było już przygotowane i omówione wcześniej.

W tym przypadku w samolocie prawdopodobnie nie było szefa protokołu, bo w tym samym czasie była wizyta prezydenta Nawrockiego w Pradze, a reguła jest taka, iż wtedy szef protokołu towarzyszy prezydentowi, a zastępca szefa protokołu premierowi.

Może w otoczeniu premiera zabrakło asertywności, żeby zwrócić na to uwagę? Żeby powiedzieć, iż trzeba dostosować się do normy, aby potem uniknąć uszczypliwych komentarzy?

Wyobrażam sobie jednak, iż tak doświadczony polityk sam automatycznie chwyta za marynarkę w takiej chwili.

To otoczenie premiera powinno przypominać mu o tym, bo on jest zajęty ważnymi sprawami, nie o wszystkich musi pamiętać. Od tego jest szef protokołu, zastępca, rzecznik prasowy, czy osoby z sekretariatu, które powiedzą: "Panie premierze, rzucą się na pana jak hieny. Trzeba się przebrać inaczej".

I rzucili się. W sieci wysyp mamy dziś wysyp memów o Donaldzie Tusku – jak obiera ziemniaki na lotnisku, pcha taczkę... Politycy PiS grzmią o wstydzie. Posłanka Anita Czerwińska stwierdziła na przykład: "Co za pogarda dla gospodarzy i wstyd przed całym światem". Czy to wstyd?

To jest przesada. Świat nie interesuje się tym, w jakim stroju premier Polski wysiadł na lotnisku w Angoli, tylko tym, co przywódcy europejscy ustalili, czy co mają do przekazania głównym negocjatorom w sprawie Ukrainy, czyli prezydentowi Trumpowi i Zełenskiemu.

Europoseł PiS Maciej Wąsik stwierdził, iż "Donald Tusk podczas oficjalnej wizyty wygląda, jakby szedł na zakupy do dyskontu, a nie reprezentował Polskę". Zgadza się pan?

Nie. To jest takie szczypanie premiera, jak gdy ubrał się w marynarkę i poszedł na grzyby. Natomiast nie ulega wątpliwości, iż któryś z doradców do spraw protokolarnych czy wizerunkowych powinien zwrócić uwagę premierowi na to, żeby nie dawać powodów partnerom do śmiechu. W jego przypadku zaczęło się od czapeczki w Peru. Dlatego powtarzam, premier powinien unikać sytuacji, które dają amunicję do odwracania uwagi od meritum sprawy i atakowania go.

Jak strój Donalda Tuska mógł zostać odebrany przez prezydenta i inne osoby witające go w Angoli?


Trochę ze zdziwieniem, ale bez jakichkolwiek akcentów politycznych, iż polski premier lekceważy nas i nie docenia, iż lekceważy Afrykę i ludzi z innych krajów. Absolutnie nie sądzę, żeby takie były myśli. Po prostu odebrano to tak, iż dopiero odpoczął po podróży z Londynu, pojedzie do hotelu, przebierze się w odpowiedni strój.

I tak było. Na spotkaniach oficjalnych był w stroju oficjalnym. Na wszelkiego rodzaju oficjalnych spotkaniach premier Tusk jest ubrany bardzo adekwatnie i trzeba to podkreślać. Podobnie, gdy pokazuje się w terenie, kiedy występuje w kurtkach. To nie jest przebieranie się w kurtki pseudowojskowe, tylko po prostu luźniejszy strój, niewymagający koszuli, krawata i płaszcza.

Czy takie sytuacje w dyplomacji jak ta na lotnisku w Angoli zdarzają się często?


Nie. Ale jak już się zdarzy to hula to w internecie.

Co w ogóle mówi o tym protokół dyplomatyczny?


To jest bardziej norma savoir-vivre niż protokołu. Gdyby to było lądowanie na lotnisku, na którym premiera witałby nie prezydent, tylko ambasador oraz ktoś z miejscowego protokołu, to byłaby to zupełnie inna formuła. Natomiast w momencie, kiedy jest czerwony dywan, szpaler żołnierzy i przedstawiciel administracji angolańskiej, to już wiadomo, iż powitanie nie ma charakteru zupełnie prywatnego, tylko oficjalny.

Nie jest to pełna gala jak przy wizycie państwowej, ale taka, jaką stosuje się dla przybywającego szefa rządu. I trzeba się do tego dostosować.

Idź do oryginalnego materiału