Jarosław Kaczyński po raz kolejny udowodnił, iż jego sposób myślenia o państwie to nie szukanie realnych rozwiązań problemów, ale proste zakazy i moralizatorskie hasła. W najnowszej wypowiedzi prezes PiS przyznał, iż poparłby ogólnopolski zakaz sprzedaży alkoholu w godzinach nocnych. – „Ja bym poparł ogólnopolski zakaz sprzedaży alkoholu w godzinach nocnych” – stwierdził, dodając, iż sam widuje młodych ludzi kupujących napoje wyskokowe późnym wieczorem.
Na pierwszy rzut oka brzmi to jak troska o społeczeństwo. Ale czy rzeczywiście chodzi o nasze dobro, czy raczej o kolejny przykład obsesji Kaczyńskiego na punkcie kontrolowania życia obywateli?
Problem nadużywania alkoholu w Polsce jest realny – nie sposób temu zaprzeczyć. Jednak proponowane przez Kaczyńskiego rozwiązanie brzmi jak echo minionej epoki. Oto państwo ma zamykać sklepy i dyktować dorosłym ludziom, kiedy mogą kupić butelkę wina czy piwa. To logika: skoro nie potrafimy rozwiązać problemu, to go zakryjemy. A przecież doświadczenia pokazują, iż zakazy działają krótkotrwale i prowadzą do obchodzenia prawa.
Kaczyński mówi: „Mężczyzna, żeby popaść w alkoholizm, musi pić nadmiernie przez 20 lat, podczas gdy kobieta tylko 2”. Takie stwierdzenie nie tylko trąci uproszczeniem, ale brzmi wręcz groteskowo. Zamiast rzetelnych analiz czy odwołania do ekspertów, prezes serwuje własne teorie, które bardziej przypominają anegdotę z podwórka niż stanowisko polityka, który chce decydować o życiu milionów obywateli.
Zadziwiające jest, jak wiele w tej wypowiedzi jest tonu wyższości wobec zwykłych ludzi. Kaczyński tłumaczy: „Widzę, jak w tych miejscach, gdzie można kupić alkohol, stoją ludzie i czekają. To są w ogromnej mierze młodzi ludzie, często niestety także panie”.
„Niestety także panie” – to zdanie mówi więcej o sposobie myślenia prezesa niż setki programowych wystąpień. W jego oczach kobieta, która kupuje wino w nocy, to już coś „niestety”. Brzmi to jak echo dawnych czasów, w których władza pouczała obywateli, jak mają żyć, co pić, jak się ubierać. Młodzi ludzie z kolei zostali sprowadzeni do roli bezmyślnych konsumentów, którzy nie wiedzą, co robią. A może po prostu wychodzą późno z pracy? Może kupują piwo na spotkanie ze znajomymi? Czy państwo naprawdę ma decydować o tym, o której godzinie obywatel może kupić butelkę napoju?
Warto też zauważyć, iż temat zakazu alkoholu pojawia się nieprzypadkowo. Kaczyński doskonale wie, jak grać emocjami. Gdy brakuje pomysłu na gospodarkę, gdy społeczeństwo oczekuje realnych rozwiązań w ochronie zdrowia czy edukacji – wówczas najlepiej wrzucić temat prosty, nośny i polaryzujący. Alkohol, aborcja, związki partnerskie – to sprawdzone karty prezesa.
Tymczasem realne problemy alkoholizmu w Polsce nie polegają na tym, iż ktoś kupi piwo o 23:30. One biorą się z braku edukacji, z łatwego dostępu do taniego alkoholu, z niewystarczającej pomocy psychologicznej, z dramatycznego niedofinansowania terapii uzależnień. Ale na to Kaczyński nie ma pomysłu. Łatwiej mu rzucić hasło zakazu i zająć media kolejną pseudo-debatą.
Historia pokazuje, iż każde społeczeństwo, któremu próbowano narzucać „moralność odgórną”, buntowało się lub uciekało w hipokryzję. Wystarczy przypomnieć prohibicję w Stanach Zjednoczonych – wzrosła przestępczość, rozwinęła się mafia, a ludzie i tak pili, tylko nielegalnie. Polska nie potrzebuje kolejnej wersji „państwa zakazów”.
Zamiast tego potrzebujemy państwa, które traktuje obywateli poważnie. Takiego, które rozumie, iż dorosły człowiek ma prawo podjąć decyzję – choćby jeżeli kupuje piwo późną nocą. Wolność to nie tylko prawo do głosowania, ale też prawo do wyboru stylu życia, dopóki nie krzywdzi się innych.
Kaczyński, w swojej wizji świata, wciąż odgrywa rolę surowego nauczyciela, który strofuje, poucza i grozi. Ale Polska to nie szkoła, a obywatele to nie uczniowie, którzy muszą słuchać wiecznie niezadowolonego dyrektora. Jego propozycja zakazu nocnej sprzedaży alkoholu nie rozwiąże problemów – jest tylko kolejną próbą ograniczania wolności.
Pytanie, które powinniśmy sobie zadać, brzmi: czy naprawdę chcemy, by o naszym życiu decydował człowiek, który widząc młodych ludzi kupujących piwo, snuje opowieści o „paniach” i wymyśla statystyki z sufitu? Bo jeżeli pozwolimy mu narzucać takie zakazy, jutro okaże się, iż państwo będzie wiedziało lepiej, kiedy mamy spać, co jeść i z kim się spotykać.
To nie jest troska. To jest kontrola. A kontrola – ubrana w ładne słowa o „walce z pijaństwem” – zawsze kończy się tym samym: ograniczeniem wolności obywateli.