Oświadczenie Prawa i Sprawiedliwości w odpowiedzi na wypowiedź Szymona Hołowni dotyczące Zgromadzenia Narodowego 6 sierpnia jest kolejnym przykładem politycznego dryfu tej partii. Zamiast realnej analizy sytuacji i zaprezentowania programu działania, PiS po raz kolejny sięga po sprawdzoną, choć coraz mniej skuteczną strategię: kreowanie kryzysu tam, gdzie go nie ma, i wzmacnianie narracji o chaosie oraz zagrożeniu konstytucyjnym.
Według stanowiska opublikowanego na portalu wPolityce.pl, wypowiedź marszałka Sejmu miała rzekomo sygnalizować próbę zablokowania zaprzysiężenia nowego prezydenta IPN Karola Nawrockiego. Z tego powodu – twierdzi PiS – konieczna jest mobilizacja i obecność w Warszawie 6 sierpnia, by „przypilnować, by wszystkie procedury zostały dopięte”. W tle pojawia się także oskarżenie, iż „w koalicji 13 Grudnia nie dzieje się dobrze”.
W istocie mamy tu do czynienia z klasycznym przykładem tworzenia tematu zastępczego. PiS nie wskazuje żadnych faktów potwierdzających rzekome ryzyko zablokowania Zgromadzenia Narodowego. Marszałek Hołownia, zgodnie z komunikatem Sejmu, wypełnia swoje obowiązki zgodnie z konstytucją. Zaplanowane wydarzenie ma charakter formalny i nie budzi żadnych kontrowersji proceduralnych. Mimo to partia Jarosława Kaczyńskiego próbuje wykreować napięcie, które pozwoli jej odzyskać kontrolę nad przekazem medialnym.
Co więcej, sposób myślenia prezentowany przez polityków PiS w tej i wielu innych sprawach świadczy o postępującym oderwaniu od rzeczywistości. Zamiast podjąć próbę zdefiniowania własnej roli jako opozycji konstruktywnej, formacja koncentruje się na rytualnym oskarżaniu rządu o niekompetencję, zdradę i chaos – choćby wtedy, gdy nie istnieją żadne racjonalne podstawy ku temu.
To nie jest już wyłącznie kwestia stylu. To fundamentalny problem politycznego rozpoznania. PiS zdaje się funkcjonować w alternatywnym uniwersum, w którym wszyscy przeciwnicy są zdrajcami, każde działanie instytucji państwowych to zamach, a każdy komunikat – prowokacja. W tej logice nie ma miejsca na rozmowę o inflacji, edukacji, transformacji energetycznej czy bezpieczeństwie. Zamiast tego mamy czysto rytualne gesty i pełne patosu odezwy, których jedynym celem jest mobilizacja twardego elektoratu.
Oburzenie wokół Zgromadzenia Narodowego jest szczególnie symboliczne. To wydarzenie czysto konstytucyjne, formalne, niebędące elementem żadnej poważnej debaty politycznej. Tymczasem PiS próbuje uczynić z niego punkt kulminacyjny nowej narracji o „konstytucyjnym zagrożeniu”. Nie po raz pierwszy – wcześniej podobne mechanizmy uruchamiano przy okazji spraw Sądu Najwyższego, Trybunału Konstytucyjnego, TVP czy Krajowej Rady Sądownictwa.
Problem polega na tym, iż skuteczność tych zabiegów dramatycznie spada. Elektorat – zarówno centrowy, jak i umiarkowanie konserwatywny – oczekuje dziś realnych rozwiązań i odpowiedzi na pytania, których PiS unika. Co partia ma do zaproponowania w sprawie wzrastających cen mieszkań? Co z edukacją i jej dostosowaniem do wyzwań cyfrowych? Jakie stanowisko ma wobec europejskiej polityki bezpieczeństwa? Na te pytania nie ma odpowiedzi, bo partia woli mówić o rzekomych „zagrożeniach konstytucyjnych”.
Oderwanie od rzeczywistości nie jest tylko medialnym zarzutem. To stan faktyczny, którego skutkiem jest erozja wiarygodności. PiS nie jest już w stanie prowadzić spójnej narracji politycznej – zastępuje ją ciągłą mobilizacją wokół „nieistniejących wrogów” i „zdrad narodowych”. To strategia krótkoterminowa, niezdolna do przetrwania w warunkach demokratycznej konkurencji i pluralizmu.
Jeśli największa partia opozycyjna w Polsce nie podejmie próby wewnętrznej reformy – organizacyjnej i intelektualnej – jej wpływ na debatę publiczną będzie systematycznie malał. A wtedy nikt nie będzie musiał blokować jej działań. Po prostu przestaną one kogokolwiek obchodzić.