W Prawie i Sprawiedliwości zapanowała prawdziwa panika. Katastrofa wizerunkowa Karola Nawrockiego, kandydata wspieranego przez partię w wyborach prezydenckich, postawiła PiS w niezwykle trudnej sytuacji.
Sprawa mieszkań Nawrockiego, która w ostatnich dniach zdominowała debatę publiczną, okazała się punktem zwrotnym, który zmusił partię do desperackich działań i prób zdystansowania się od swojego kandydata. Sytuacja jest na tyle poważna, iż choćby najbardziej zagorzali zwolennicy PiS zaczynają wątpić w możliwość obrony Nawrockiego, a w partii mówi się o konieczności szybkiego ratowania własnego wizerunku.
Wszystko zaczęło się, gdy Onet ujawnił, iż Karol Nawrocki, który podczas debaty prezydenckiej w „Super Expressie” zapewniał, iż posiada tylko jedno mieszkanie, w rzeczywistości jest właścicielem dwóch lokali. Drugie mieszkanie, kawalerka w gdańskiej dzielnicy Siedlce, zostało przejęte przez Nawrockiego i jego żonę Martę od 80-letniego Jerzego Ż. w 2017 roku w zamian za obietnicę opieki nad seniorem. Jak się później okazało, pan Jerzy trafił do Domu Opieki Społecznej, a Nawrocki, według ustaleń portalu, nie utrzymuje z nim kontaktu od grudnia 2024 roku. Sprawa wywołała lawinę krytyki – zarówno ze strony politycznych przeciwników, jak i opinii publicznej. Szymon Hołownia, jeden z kontrkandydatów, ironicznie skomentował, iż gdy jego sąsiad potrzebował pomocy, on kupił mu leki, a Nawrocki „wjechał na mieszkanie”. Takie opinie tylko podsyciły kryzys.
Konferencja prasowa Nawrockiego w Węgrowie, która miała załagodzić sytuację, okazała się spektakularną porażką. Zwolennicy kandydata PiS zagłuszali dziennikarzy, wyjąc i buczą, co uniemożliwiło rzeczową dyskusję na temat zarzutów. Dziennikarze, tacy jak Joanna Miziołek z „Wprost” czy Artur Molęda z TVN24, nazwali to wydarzenie katastrofą, wskazując, iż zamiast wyjaśnić sprawę, sztab Nawrockiego jedynie pogorszył jego wizerunek. W mediach społecznościowych pojawiły się komentarze, iż takie zachowanie jest nie do obrony, a choćby w samym PiS zaczęto mówić o konieczności wycofania poparcia dla kandydata, bo sprawa mieszkania uderza w partię bardziej niż wcześniejsze skandale finansowe.
W partii zapanował chaos. Posłowie PiS, tacy jak Andrzej Śliwka i Anna Gembicka, próbują ratować sytuację, oskarżając służby specjalne o zaangażowanie w kampanię i atakowanie Nawrockiego na zlecenie Rafała Trzaskowskiego, głównego rywala. Jednak te tłumaczenia brzmią coraz mniej przekonująco, zwłaszcza iż rzeczniczka Nawrockiego, Emilia Wierzbicki, wydała sprzeczne oświadczenia – najpierw twierdząc, iż kandydat pomagał panu Jerzemu bezinteresownie, a później przyznając, iż mieszkanie było formą zapłaty za pomoc. W obliczu narastających wątpliwości i pytań – między innymi o to, czy Nawrocki wykorzystał swoją pozycję w Radzie Dzielnicy Siedlce do poznania Jerzego Ż. – PiS zaczyna tracić grunt pod nogami.
Co więcej, partia zdaje sobie sprawę, iż dalsze popieranie Nawrockiego może zaszkodzić jej wizerunkowi w dłuższej perspektywie. Wewnętrzne głosy, które już wcześniej, w lutym 2025 roku, mówiły o schyłkowym etapie PiS, teraz przybierają na sile. Niektórzy działacze sugerują, iż jedynym wyjściem jest zdystansowanie się od kandydata. W mediach społecznościowych pojawiają się opinie, iż PiS powinien wycofać poparcie dla Nawrockiego, aby zminimalizować straty. Jednak takie posunięcie byłoby równoznaczne z przyznaniem się do błędu, co dla partii Jarosława Kaczyńskiego, która od lat budowała wizerunek nieomylnej siły politycznej, jest trudnym krokiem.
Sytuacja jest patowa. PiS, próbując ratować resztki wiarygodności, może być zmuszony do poświęcenia Nawrockiego, ale to z kolei mogłoby zniechęcić ich elektorat. W tle wciąż wybrzmiewają słowa Andrzeja Dudy, który na konwencji w Łodzi poparł Nawrockiego, ryzykując własnym autorytetem. Teraz, gdy katastrofa wizerunkowa kandydata PiS stała się faktem, partia musi zmierzyć się z konsekwencjami tej decyzji, balansując między lojalnością a politycznym instynktem przetrwania.