Pamiętaj TO NIE JEST SIOSTRA ZAKONNA! Nie daj się oszukać TVN!

1 tydzień temu

„Siostra” tylko w tytule? Mój list do Małgorzaty Chmielewskiej i przestroga dla czytelników

Zacznijmy od rzeczy podstawowej, która w całej tej dyskusji bywa sprytnie zaciemniana: Małgorzata Chmielewska nie jest siostrą zakonną. Nie należy do żadnego katolickiego zgromadzenia, a mimo to w mediach – zwłaszcza tych środowiskowo lewicowych – regularnie bywa przedstawiana jako „siostra”. Do tego habit na ramionach, stylizacja na osobę życia konsekrowanego i już mamy komplet: widz, który nie śledzi tematu, automatycznie przypisuje jej głos Kościoła katolickiego. A potem słyszy stanowiska, które z nauczaniem Kościoła rozmijają się o całe kilometry. To nie jest drobiazg ani niewinna konwencja. To świadome żerowanie na autorytecie Kościoła, by uderzać… właśnie w Kościół oraz w ludzi wiernych polskiej tradycji. Na to zgody być nie może. I dlatego przestrzegam wszystkich moich czytelników i widzów: uważajcie na takie zabiegi – one mają konkretny cel polityczny.

Fundację Ośrodek Monitorowania Antypolonizmu możesz wesprzeć tutaj:

Dlaczego zabieram głos i dlaczego napisałem list

W odpowiedzi na jej list otwarty (adresowany m.in. do Pary Prezydenckiej, Marszałka Sejmu i posłów), skierowałem do Małgorzaty Chmielewskiej mój list. Nie zamierzam milczeć, gdy ktoś podszywa się pod autorytet Kościoła i próbuje to wykorzystać, aby rozmiękczać jednoznaczne stanowisko moralne w sprawach życia, narodu i odpowiedzialności społecznej. o ile ktoś chce przemawiać jako aktywistka, polityk czy osoba prowadząca działania charytatywne – proszę bardzo, ma do tego pełne prawo. Nie ma jednak prawa występować jako „głos Kościoła”, kiedy tym głosem po prostu nie jest. To wprowadza w błąd opinię publiczną i jest etycznie nie do obrony.

Tego typu działania to nic innego jak sowiecka propaganda. To nie jest żadna siostra, nie należy do żadnego katolickiego zakonu – a lewackie media próbują ją celowo przedstawiać jako siostrę zakonną, szczególnie w kwestiach rozmywania stanowiska Kościoła. Zatem odpowiadam:… https://t.co/QAbl3gxe5M pic.twitter.com/JGr0H9vkjP

— Dariusz Matecki (@DariuszMatecki) August 28, 2025

Mechanizm: najpierw „habit”, potem tezy uderzające w nauczanie Kościoła

Schemat, który obserwujemy od lat, jest aż nadto czytelny. Najpierw jest symbol (habit, tytuł „siostra”), a potem – przekaz: rozmywanie nauczania o ochronie życia, podważanie moralnej odpowiedzialności, nacisk na polityczne rozwiązania sprzeczne z katolicką doktryną społeczną, a na końcu stygmatyzowanie tych, którzy stoją na pozycjach konserwatywnych. To działa nie dlatego, iż argumenty są mocne, ale dlatego, iż publiczność ma wrażenie, iż mówi Kościół. Nie mówi. Mówi konkretna osoba o konkretnych poglądach. I ma do nich prawo – ale nie ma prawa zasłaniać się sutanną i habitem, jeżeli nie reprezentuje żadnej wspólnoty zakonnej.

Nie pierwszy raz: „autorytety” na polityczne zawołanie

To nie dotyczy jednej osoby. Wanda Traczyk-Stawska bywała wysuwana na sztandary przez te same redakcje i polityków zawsze wtedy, gdy trzeba było zbić kapitał polityczny na emocji, historii, bólu. Z całym szacunkiem dla losów osobistych – nie akceptuję mechanizmu, w którym media traktują wybrane postaci jak narzędzia legitymizacji: dziś do walki z Kościołem, jutro do atakowania polskich patriotów, pojutrze do usprawiedliwiania decyzji uderzających w polską rację stanu. To jest stara, znana taktyka: ubrać przekaz w moralny autorytet, by uciszyć debatę i z góry skompromitować przeciwnika.

Co napisałem w liście i na czym mi zależy

Odpowiedź na list Małgorzaty Chmielewskiej

Szanowna Pani,

pisze Pani list otwarty do Prezydenta RP, jego Małżonki, Marszałka Sejmu oraz posłów, w tym i do mnie. Zatem odpowiadam publicznie, bo Pani list również miał taki charakter.

Na początku muszę sprostować: nie ma czegoś…

— Dariusz Matecki (@DariuszMatecki) August 28, 2025

W liście do Małgorzaty Chmielewskiej stawiam sprawę jasno:
Nie ma „posłanki na Sejm” – jest poseł na Sejm. Słowa mają znaczenie; żonglowanie nimi to element tej samej wojny kulturowej.
Proszę o uczciwość w autoprezentacji: występując publicznie, niech mówi jako Małgorzata Chmielewska – aktywistka czy polityk – a nie „siostra”.
Chcemy dobra wspólnego, ale nie będziemy akceptować sytuacji, w której od lat z pieniędzy polskich podatników finansuje się rozwiązania faworyzujące cudzoziemców kosztem Polaków, a każdy sprzeciw nazywa się „nieludzkością”. Miłosierdzie osobiste – tak. Przymus fiskalny i moralny szantaż – nie.
Szacunek dla realnej, cichej dobroczynności – owszem. Ale zero tolerancji dla manipulacji symbolami Kościoła, gdy służą one projektom ideologicznym sprzecznym z jego nauką.

Dlaczego to ważne akurat teraz

Bo polskie społeczeństwo jest pod nieustanną presją: medialną, polityczną i kulturową. Próbuje się nam wmówić, iż tradycja, wiara, patriotyzm to „wstyd”. A gdy pojawia się opór, natychmiast wyciąga się „autorytety” – prawdziwe czy wykreowane – by przykryć merytoryczną słabość argumentów. Dzisiaj tematem jest socjal dla cudzoziemców, jutro – rozmywanie pamięci o Wołyniu, pojutrze – kolejne „kompromisy”, które w praktyce niszczą polską tożsamość i moralny kręgosłup. o ile pozwolimy, by podszywanie się pod głos Kościoła stało się normą, jutro obudzimy się w kraju, w którym wszystko da się „uświęcić” medialną etykietą.

Przestroga dla czytelników i widzów

Proszę Was o jedno: ufajcie faktom, nie kostiumom. Sprawdzajcie, kto mówi, w czyim imieniu i z jaką intencją. Nie dajcie sobie wmówić, iż ktoś reprezentuje Kościół tylko dlatego, iż tak podpisano belkę w programie albo włożono mu habit. Autorytet Kościoła nie jest rekwizytem do użycia w telewizyjnej scence. A polski patriotyzm nie potrzebuje zgody tych samych redakcji, które od lat nim gardzą.

Na koniec

Mój list do Małgorzaty Chmielewskiej to apel o uczciwość. Nie o cenzurę, nie o knebel, ale o prostą, cywilizowaną zasadę: mówmy w swoim imieniu i nie podszywajmy się pod autorytety, których się nie reprezentuje. Bo jeżeli pozwolimy na taki teatr, jutro każdy ideolog będzie mógł udawać czyjś głos – byle tylko było to wygodne politycznie. A na to nie może być nigdy zgody.

Idź do oryginalnego materiału