Dlaczego teraz? Dlaczego dopiero, kiedy Gaza jest jedną wielką ruiną? Mnóstwo Palestyńczyków sceptycznie podchodzi do porozumienia między Izraelem i Hamasem (zawartym przy udziale USA, Egiptu i Kataru), które musi jeszcze przepchnąć izraelski Kneset. Zwłoka jest spowodowana zmianą zdania w ostatniej minucie, o co oskarżają się wzajemnie dwie strony konfliktu. Problemem ma być wymiana ludzi. Hamas zażądał kilku zbyt kontrowersyjnych, zbyt wojowniczych postaci. Izrael twierdzi, iż to Netanjahu wprowadził zmiany, koniec końców nie godząc się na redukcję liczby żołnierzy w tzw. Philadelphi Corridor, pasie ziemi między Gazą a Egiptem.
Jedną z możliwych odpowiedzi na pytanie „dlaczego teraz?” ma być brak militarnych celów w Gazie i presja, żeby izraelscy żołnierze – i oczywiście zakładnicy – wrócili do domu. Od początku ostatniej fazy otwartej wojny Izraela z Hamasem zginęło ponad 1,700 żołnierzy, nie licząc ataku z 7 października 2023 roku (1,175 zabitych). Po stronie palestyńskiej mamy co najmniej 46 tysiący zabitych. Większość to cywile. Wszyscy mają dość.
Wszystko zdaje się wskazywać, iż to strach przed nadchodzącym prezydentem USA przekonał – jeszcze się okaże, do jakiego stopnia – rząd Izraela do rozważenia zakończenia wojny w Gazie. Trump obiecał „piekło”, jeżeli Izrael i Hamas nie dogadają się przed jego inauguracją. Netanjahu z pewnością wiele by dał, by wiedzieć, co to naprawdę znaczy.
Mimo iż odchodzący prezydent USA Joe Biden mówił o zwycięstwie zarówno w pożegnalnym orędziu do narodu, jak i w osobnym przemówieniu 15 stycznia, nie każdemu tak łatwo dopatrzeć się sukcesu w 16 miesiącach ludobójstwa. Tak naprawdę to wielka klęska polityki Departamentu Stanu pod wodzą Antony’ego Blinkena. Bo gdzie adekwatnie ten deal został przyklepany? W Katarze czy w Waszyngtonie? Gdy dziennikarz wprost zapytał odchodzącego prezydenta, komu należy przypisać zasługi, Biden odparł: „Chyba żartujesz”.
„To nasze porozumienie z maja” – oświadczył triumfalnie, komentując treść umowy między Izraelem a Hamasem. To samo porozumienie zostało przygotowane przez stronę izraelską i zaakceptowane przez Hamas w lipcu. Netanjahu odrzucił je natychmiast, o czym amerykański rząd nie poinformował swoich obywateli.
Izraelskie media zgadzają się między sobą, iż zawieszenie broni to efekt strachu przed Trumpem. Bibi ma teraz przed sobą nie tylko ekipę Bidena, ale też wysłanników jego następcy, którzy już włączyli się w proces. Mamy więc swego rodzaju schizmę; zaangażowane w proces są „oba” amerykańskie rządy – odchodzący i nadchodzący.
„Wysłannicy Trumpa to nie tacy ludzie, jak Blinken czy Kissinger” – powiedział dziennikarz Jeremy Scahill w wywiadzie dla Democracy Now! Ale póki co w Gazie trwa inwazja. 80 zabitych od czasu ogłoszenia, iż ustalono termin zawieszenia broni.
Zwycięstwo Trumpa to zasadniczo pełne zwycięstwo Izraela i polityki niszczenia Palestyny. Z jakiegoś – estetycznego? – powodu Trump chce pokoju w dniu swojej inauguracji. Chce widzieć wyzwolonych izraelskich zakładników. Może jednego sobie choćby przywiezie, żeby przeparadować go w czasie poniedziałkowej inauguracji? W niedzielę mają wyjść trzy kobiety – w zamian za tysiąc palestyńskich więźniów. Ale to nie znaczy, iż Trump nie dzieli swojej wizji przyszłości Gazy i Zachodniego Brzegu z Izraelem.
Zachodniego Brzegu dla Izraela domaga się największa sponsorka Trumpa Miriam Adelson, jak i nadchodzący izraelski ambasador Mike Huckabee. Trump chce mieć kapitalizm na Bliskim Wschodzie oraz doprowadzić do długo przygotowywanego układu między Izraelem a Arabią Saudyjską. W dłużej perspektywie zaproponuje Izraelczykom dokończenie rujnowania Palestyńczyków poprzez ekonomię i utrudnianie im życia, jak przez ostatnie 70 lat. Może też powiedzieć: przejmujemy Gazę, tak jak Grenlandię. Wtedy Izrael straci nadzieję na ekspansję.
Przez następnych kilka tygodni Bibi będzie w ciężkiej politycznie sytuacji. Po raz pierwszy pojawiła się presja z zewnątrz. Podczas gdy Biden nie potrafił zakomunikować mu wprost, iż koniec to koniec, Trump nie będzie miał z tym problemu – jeżeli akurat wpadnie na taki pomysł i uzna go za opłacalny.
Jeśli Netanjahu będzie zbyt spolegliwy wobec Trumpa, może rozpaść się prawicowa koalicja, na której opiera się jego polityczny – i nie tylko – byt. Premier Izraela spróbuje więc opóźniać porozumienie z Hamasem tak długo, jak się da, i zerwie je, gdy znajdzie okazję, by obwinić Hamas o to samo. Na razie próbuje pokazać Trumpowi, iż się stara. A po cichu zakłada, iż za chwilę pojawi się pretekst, by kontynuować rzeź. Izrael nigdy nie zaakceptuje obecności Hamasu w regionie i nigdy nie zaakceptuje Palestyny. niedługo pojawią się nowe osiedla w Gazie i na Zachodnim Brzegu.