Szeregowy obywatel Andrzej Duda gorączkowo szuka sobie jakiegoś nowego miejsca w życiu, bo nie nawykł być owym szeregowym, szarym obywatelem, przeto swym zwyczajem się nadyma i napina, min nie szczędzi, a jego umyślny wydzwania non-stop media, błagając by ktoś Dudę zaprosił, bo przecież ma tyle ciekawych rzeczy do opowiedzenia. Z tego co zaobserwowałem, dał się na to nabrać tylko kliencki jak zwykle Polsat, innych tropów nie zauważyłem, pomijając wyrzygi Dudy na X.
Prawdopodobnie to, czy Duda wreszcie gdzieś się przytuli, lub raczej jego przytulą, jest pytaniem nurtującym część Polaków; jednych z troski pewnie autentycznej (rozumiem, ale nie popieram), drugich z czystej ciekawości, bo los klaunów po zamknięciu cyrku, bywa czasem interesujący. Tacy lubią sobie jeszcze z niego podworować, póki jest z czego i póki można (rozumiem i popieram), bo za chwilę nikt Dudy prawdopodobnie nie będzie już pamiętał.
Na razie wydaje się, iż coś tam znalazł, zera się przyciągnęły, bowiem Duda został nadwornym błaznem u nijakiego Stanowskiego, czy jak tam ten przygłup się nazywa. Mentalnie choćby do siebie pasują, choć związkowi temu nie wróżę jakiegoś długiego pożycia. Stanowski dymnie Dudę raz czy drugi, a potem uzna go za produkt już bezwartościowy. Produkt do wora, wór do jeziora. Koniec przygody.
Problemem, który zdaje się znacząco komplikuje marzenia o godnej przyszłości jest to, iż Andrzej kilka rzeczy ogarnia, czyli kilka umie. Po ośmiu latach jego pontyfikatu coś tam o nim wiemy. Więc sami powiedzcie, co może robić facet nie dość, iż prawnik jak z koziej dupy trąba, to jeszcze gość za którego wszystko robili inni. Może tylko tyłek sam sobie podcierał i małego wysadzał (pewności nie mam), no i trzymał samodzielnie długopis, są zdjęcia dokumentujące, iż robił to sam osobiście bez niczyjej pomocy (nie wykluczam jednak ustawki). Nie znajduję innych argumentów, świadczących na korzyść tego pacjenta. Czyli rozumiecie, iż brak kwalifikacji to marne raczej kwalifikacje.
Nie wiem kto mu tę książkę napisał, mam pewne podejrzenia, znam kwotę wynagrodzenia za „pomoc redakcyjną”, przeto zakładam, iż poza autografem, nic istotnego on tej opowieści nie dał od siebie. Wychodzi więc mi na to, iż raczej nie będzie chętnych na przytulenie pajaca tytularnego, choć oczywiście życie jest pełne niespodzianek i na to pewnie liczy ów pajac.
I tu widzę istotną przewagę obecnego rezydenta Nawrockiego. On po zakończeniu swojego pontyfikatu (pewnie rychłym, bo za chwilę się zaćpa na amen), zawsze może wrócić do bramkarstwa, albo do biznesu cipkowego, jeżeli oczywiście rynek się w międzyczasie nie zmieni, to znaczy do koryta nie dorwie się nowa ferajna a stara, ta spod batyrowego trzepaka, się zmarginalizuje, albo wyginie z przyczyn niekoniecznie naturalnych. W każdym razie ma chłop jaką taką szansę odnalezienia się w życiu i w biznesie, natomiast Andrzej….? No nie wiem, nie wygląda to dobrze. Zawsze może iść do pośredniaka, choć tam prawdopodobnie nie ma pracy dla ludzi z jego i tak dalej…