Ostatni sprawiedliwy PiS. Przynajmniej we własnym mniemaniu

19 godzin temu

Jacek Sasin, były minister w rządzie PiS, złożył zawiadomienie do prokuratury na premiera Donalda Tuska, oskarżając go o brak nadzoru nad wydatkowaniem środków z Krajowego Planu Odbudowy. Polityk stawia się w roli obrońcy przejrzystości życia publicznego, choć sam wciąż nie rozliczył kontrowersyjnych działań z czasów swojego urzędowania.

Jacek Sasin, jeden z czołowych polityków Prawa i Sprawiedliwości, ponownie pojawił się na pierwszym planie debaty publicznej. Tym razem wystąpił w roli oskarżyciela, składając zawiadomienie do prokuratury przeciwko premierowi Donaldowi Tuskowi w sprawie Krajowego Planu Odbudowy. Przedstawił się jako ktoś, kto w imię praworządności reaguje na rzekome nadużycia obecnej władzy. Problem w tym, iż Sasin nie jest postacią, którą opinia publiczna kojarzy z bezwzględną czystością działań.

W czasie swojej obecności w rządzie odpowiadał za obszary, które obciążone były kontrowersjami, w tym m.in. organizację wyborów korespondencyjnych w 2020 roku, które nigdy się nie odbyły, a pochłonęły dziesiątki milionów złotych. Do dziś kwestie te pozostają bez pełnego wyjaśnienia, a sam Sasin konsekwentnie unika odpowiedzi, zasłaniając się politycznym kontekstem tamtych decyzji. Trudno więc nie dostrzec dysonansu między jego dzisiejszym wizerunkiem a przeszłością.

W swoim wystąpieniu Sasin powoływał się na artykuły Konstytucji i ustawy o Radzie Ministrów, podkreślając, iż to premier jest odpowiedzialny za nadzór nad ministerstwami i iż niedopełnienie tych obowiązków może nosić znamiona przestępstwa. Wskazał na „działania wysoce korupcjogenne” oraz sugerował istnienie „zorganizowanej grupy przestępczej” działającej w strukturach obecnej administracji.

Retoryka była ostra, niemal prokuratorska. Ale to właśnie ta ostrość każe zastanowić się nad motywacją polityka. Czy chodzi o realną troskę o przejrzystość procesów wydatkowania środków publicznych, czy raczej o odwrócenie uwagi od wewnętrznej sytuacji w Prawie i Sprawiedliwości i własnych nierozliczonych decyzji?

Afera KPO, choć medialnie głośna, wciąż jest w fazie badania przez prokuraturę. Faktem jest, iż w opublikowanych danych znalazły się przykłady dotacji przyznanych na cele odbiegające od wyobrażeń o odbudowie gospodarki – od jachtów i saun po prywatne przedsięwzięcia o wątpliwej wartości publicznej. Część beneficjentów to osoby powiązane z politykami różnych partii, co sugeruje, iż problem ma charakter systemowy. W tym kontekście trudno jednak nie zauważyć, iż PiS w czasie swoich rządów korzystał z podobnych mechanizmów dystrybucji środków, a krytykowana dziś metoda „blisko władzy – blisko pieniędzy” nie jest wynalazkiem ostatnich miesięcy.

Sasin próbuje dziś odgrywać rolę „ostatniego sprawiedliwego”, piętnując brak nadzoru nad wydatkowaniem unijnych funduszy. Jednak publiczna pamięć o jego własnych decyzjach jest wciąż żywa. Organizacja wspomnianych wyborów kopertowych to nie jedyny przykład, który przywołują jego krytycy. W czasie kierowania resortem aktywów państwowych pojawiały się również wątpliwości dotyczące obsady stanowisk w spółkach skarbu państwa i efektywności wydatkowania środków publicznych.

Strategia Sasina wpisuje się w szerszy proces rekonfiguracji sceny politycznej po wyborach. W obliczu utraty władzy przez PiS część polityków tej formacji szuka sposobu na wzmocnienie swojej pozycji wewnątrz partii. Publiczne atakowanie przeciwnika może być elementem tego planu – szczególnie jeżeli ataki te wzmacniają narrację o „zepsutym” rządzie Tuska. Jednak z punktu widzenia wiarygodności przekazu, wybór Sasina na głównego orędownika czystości życia publicznego jest ryzykowny.

W polityce liczy się nie tylko treść zarzutów, ale także wiarygodność osoby, która je formułuje. Kiedy polityk obciążony własnymi nierozliczonymi działaniami staje na czele krucjaty przeciwko „korupcjogennym mechanizmom” władzy, łatwo o wrażenie, iż chodzi bardziej o polityczną grę niż o autentyczną walkę o standardy.

Zawiadomienie złożone przez Sasina będzie przedmiotem analizy prokuratury. Niezależnie od jego dalszych losów, pozostaje pytanie o spójność przekazu i politycznej postawy byłego ministra. jeżeli ktoś sam nie rozliczył się z kontrowersyjnych decyzji, trudno oczekiwać, by opinia publiczna przyjmowała jego oskarżenia bez cienia wątpliwości.

Sasin może liczyć, iż część wyborców PiS uzna jego działania za dowód determinacji i odwagi. Jednak w szerszym kontekście jego wystąpienie wpisuje się raczej w mechanizm wzajemnych oskarżeń, którymi polska scena polityczna żyje od lat – bez względu na to, kto akurat sprawuje władzę. W tym sensie mamy do czynienia z kolejną odsłoną starej gry, w której interes polityczny jest zawsze ważniejszy niż konsekwentne budowanie przejrzystych zasad.

Idź do oryginalnego materiału