Opuszczone miasta w Nowej Funlandii wracają do życia

bejsment.com 2 dni temu

Widok na przystań w Dear Harbour

Brian Avery miał zaledwie trzy lata, kiedy jego rodzice zapakowali cały dobytek na łódź i wyruszyli z Deer Harbour w Nowej Fundlandii, zostawiając za sobą dom, styl życia i długoletnią historię rodzinną.

Avery oraz jego sąsiedzi opuszczali społeczność na Random Island w Trinity Bay w ramach programu przesiedleń w prowincji Nowa Fundlandia i Labrador. Ich łodzie płynęły w stronę Clarenville, a następnie do większych miast, gdzie czekały na nich drogi, bieżąca woda oraz szansa na zatrudnienie poza rybołówstwem i leśnictwem.

Dziś, po 57 latach, Avery jest częścią nowego pokolenia Nowofundlandczyków, które walczy z trudną przeszłością przesiedleń, pomagając innym, w roli turystów, odkrywać te opuszczone miejsca.

– Minęło wiele czasu, zanim ktokolwiek wrócił. Nikt nie chciał wracać do miejsca, które budziło bolesne wspomnienia – mówi Avery o swoich rodzicach i dawnych mieszkańcach – Ale zawsze czułem, iż nadejdzie chwila, gdy ludzie dowiedzą się o pięknie Deer Harbour.

Przez wieki Nowofundlandczycy polegali na rybołówstwie i zamieszkiwali nadbrzeżne osady, blisko łowisk. Po dołączeniu Nowej Fundlandii do Konfederacji w 1949 roku, rząd prowincji oraz władze federalne zaczęły oferować wsparcie finansowe dla tych, którzy zdecydowali się przenieść z odległych miejscowości bliżej infrastruktury i usług.

W latach 1965–1970 przesiedlono ponad 16 tysięcy osób z blisko 120 społeczności – jak podaje Heritage Newfoundland and Labrador. Niektóre domy, z historią kilku pokoleń, stały się puste i nietknięte. Inne przenoszono drogą wodną, by potem przewieźć je do nowych lokalizacji.

Przesiedlenia łamały serca, dzieliły społeczności i do dziś pozostają bolesnym wspomnieniem prowincji.

– Wielu ludzi wyjeżdżało z ciężkim sercem, zwłaszcza starsze pokolenia – mówi Duane Collins, którego matka miała siedem lat, gdy opuszczała swój dom na skalistych wybrzeżach Silver Fox Island, na północno-wschodnim krańcu Nowej Fundlandii w zatoce Bonavista. Osada została wyludniona do 1961 roku – Dorośli często podejmowali tę decyzję z nadzieją na lepszą przyszłość dla swoich dzieci, choć wiedzieli, jak będzie im trudno.

Rodzina Collinsów zachowała dom na wyspie i używała go jako wakacyjne schronienie. W 2018 roku, mając 41 lat, Collins założył Hare Bay Adventures, oferując jednodniowe wyprawy na Silver Fox Island i do innych przesiedlonych miejscowości.

Collins zauważa, iż wiele osób odwiedzających te miejsca ma rodzinne korzenie w regionie. Niedawno jego firma zorganizowała wizytę dla mężczyzny z Ontario, który rozsypał prochy ojca na rodzinnym grobie w Newport.

– Widzieliśmy ludzi stojących nad grobami krewnych, których nigdy wcześniej nie poznali – mówi Collins – Tam, gdzie gleba jest płytka, korzenie rodzinne pozostają głęboko zakorzenione”.

Brian Avery przy swojej łodzi w Hickman’s Harbour

W 2020 roku Avery, zainspirowany ojcem, który w latach 90. powrócił do Deer Harbour i zbudował tam chatkę, założył z żoną firmę Gypsy Sea Adventures. Teraz Avery spędza tam część roku, czerpiąc euforia z miejsca, które jego ojcu dało nowe poczucie celu.

– To zmieniło jego życie. Odzyskał swoje korzenie, mógł przeżywać te chwile na nowo – opowiada Avery.

W chatce ojciec zgromadził stare zdjęcia Deer Harbour, a jej drzwi są zawsze otwarte dla tych, którzy chcieliby napić się herbaty i posłuchać historii miasteczka. Avery kontynuuje tę tradycję, oferując wycieczki i zakwaterowanie w trzech dostępnych domkach. Miasteczko, otoczone wzgórzami pokrytymi gęstymi świerkami, dostępne jest tylko drogą morską.

Avery, zanim rozpoczął działalność, rozmawiał z rodzinami związanymi z Deer Harbour, aby upewnić się, iż rozumieją jego wizję i zgadzają się na jego działania.

– Chciałem, by widzieli, iż ta historia dotyczy ludzi, którzy tu kiedyś żyli – mówi.

Jak dotąd, jego klienci pochodzili z różnych miejsc. Wśród nich byli mieszkańcy innych prowincji Kanady oraz osoby powiązane z Deer Harbour. W tym roku Avery przywiózł rodzinę z Bermudów, składającą się z ośmiu członków i trzech pokoleń, którzy mieli związki z tym rejonem. Spędzili czas na zwiedzaniu, odkrywaniu historii i wspólnych posiłkach.

– To było dla mnie najbardziej poruszające – mówi Avery – Deer Harbour zawsze oznaczało jedno: rodzinę.

Na podst. Canadian Press

Idź do oryginalnego materiału