Jarosław Kaczyński i jego ludzie chcą doprowadzić do upadku rządu, przekonując posłów z Polski 2050 do zmiany barw. To nie gra parlamentarna, ale powrót do politycznej inżynierii, która może skończyć się katastrofą. Bo tam, gdzie lojalność mierzy się „załatwieniem czegoś lokalnie”, kończy się demokracja.
Prawo i Sprawiedliwość znów próbuje „odzyskać władzę”, tym razem nie w wyborach, ale w kuluarach. Zamiast programu – lobbing. Zamiast strategii – polityczny handel. jeżeli to ma być nowa metoda na rządzenie, to Polska może niedługo zobaczyć, jak demokracja kończy się nie w urnach, ale w gabinetach.
Według ustaleń dziennikarzy portalu Onet, w PiS trwa cicha operacja. Jej cel: obalić rząd Donalda Tuska. Jej narzędzie: przekonać, kupić lub po prostu „wyjąć” – jak mówią sami politycy PiS – mniej więcej dziesięciu posłów z Polski 2050. „W związku z tym oni prowadzą pewien nieformalny lobbing wśród części posłów” – relacjonuje Onet.
W języku Kaczyńskiego i jego współpracowników nie mówi się już o przekonywaniu, o sporze na argumenty, o polityce jako debacie. Mówi się o „wyjmowaniu”. To słowo nieprzypadkowe – w pełni oddaje sposób, w jaki PiS od lat traktuje państwo: jak maszynę do demontażu, z której można wyjąć posłów, instytucje, pieniądze, media, sędziów.
Jak ustalił Andrzej Stankiewicz, partia Kaczyńskiego szacuje, iż aby doprowadzić do upadku rządu, wystarczy wyjąć dziesięciu posłów z Polski 2050, która dziś liczy 31 osób. „Wyjęcie dziesięciu posłów stawia rząd na granicy większości parlamentarnej” – tłumaczy Stankiewicz. Z kolei Kamil Dziubka dodaje, iż w partii Hołowni panuje napięcie, a „PiS to rozumie i zabiega o to, żeby zaognić ten konflikt”.
To klasyczna metoda PiS: nie budować, ale dzielić. Nie przekonywać, ale korumpować emocjonalnie – albo politycznie. Bo jak mówi jeden z dziennikarzy Onetu: „Zawsze można coś posłowi załatwić w razie zmiany władzy”. Tyle wystarczy, by system parlamentarny zaczął się sypać.
Z perspektywy obywatela to scenariusz niebezpieczny. Oto partia, która w demokratycznych wyborach przegrała władzę, nie potrafi się z tym pogodzić i próbuje wrócić tylnymi drzwiami. Nie reformą, nie ideą, tylko mechanizmem nacisku. To nie jest polityka – to sabotaż instytucjonalny.
Przypomnijmy, iż PiS już wcześniej korzystał z podobnych metod. W czasie swoich rządów potrafił rozbijać kluby poselskie, rozciągać koalicje, kupować poparcie dla ustaw obietnicami posad w spółkach Skarbu Państwa. Teraz te same metody przenosi do opozycji – jakby nie mógł zrozumieć, iż demokracja to nie transakcja, ale odpowiedzialność.
Jeśli Jarosław Kaczyński rzeczywiście wierzy, iż „dziesięciu posłów” może zmienić bieg historii, to znaczy, iż ostatecznie utracił zrozumienie dla tego, czym jest polityka. A jeżeli naprawdę próbuje taki plan realizować, to jest to już nie tylko cynizm, ale niebezpieczna gra z państwem.
„PiS prowadzi pewien nieformalny lobbing” – to zdanie brzmi jak niewinne określenie zza kulis sejmowych. Ale jego sens jest poważny. To otwarte przyznanie, iż były obóz władzy wciąż próbuje wpływać na proces polityczny metodami, które wymykają się standardom demokracji.
Takie zabiegi mogą mieć katastrofalne skutki. Nie tylko dlatego, iż destabilizują rząd, ale też dlatego, iż podważają zaufanie do samego systemu parlamentarnego. jeżeli Polacy po raz kolejny zobaczą, iż los kraju zależy nie od urn, ale od tego, komu „załatwiono coś lokalnie”, zaufanie do demokracji może już się nie odbudować.
PiS przez osiem lat przyzwyczaił swoich polityków do myślenia o władzy jak o łupie. Teraz, po utracie tego łupu, partia zachowuje się jak syndyk upadłościowy własnych złudzeń. Zamiast przeprowadzić rachunek sumienia, woli rozważać, jak „wyjąć” kilku posłów, by znowu mieć dostęp do stołu.
Ale to stół, przy którym już nie ma miejsca. Kaczyński i jego otoczenie stali się politycznym cieniem własnej potęgi – grupą ludzi, którzy nie potrafią pogodzić się z końcem epoki i wciąż wierzą, iż można cofnąć czas poprzez intrygę.
Polska potrzebuje stabilności i instytucji, które działają niezależnie od politycznej histerii. jeżeli PiS naprawdę zacznie realizować swój „plan dziesięciu”, kraj znowu ugrzęźnie w kryzysie, który zniszczy resztki zaufania do państwa.
Bo każda demokracja ma swój próg odporności – i każda kiedyś nie wytrzymuje, gdy polityka zamienia się w handel ludźmi.

2 tygodni temu










