W polskiej polityce nie brakuje momentów, w których rzeczywistość zaczyna przypominać teatrzyk – scenę obsadzoną zawsze tymi samymi bohaterami, mówiącymi te same kwestie z coraz większą emfatycznością.
Tym razem głównym aktorem staje się Mariusz Błaszczak, który postanowił przestrzec naród przed rzekomą operacją Donalda Tuska, mającą – jak twierdzi – zapewnić nowy temat rozmów „przy świątecznym stole”. Według Błaszczaka „Donald Tusk chce, aby były minister sprawiedliwości był aresztowany i chce, żeby to był główny temat rozmów przy świątecznym stole”. To poważne słowa, choć trudno oprzeć się wrażeniu, iż ich powaga istnieje tylko w przekonaniu autora.
Błaszczak sugeruje, iż wyznaczenie posiedzenia sądu i wniosek o policyjny konwój wobec Zbigniewa Ziobry to część wielkiej, misternie utkanej intrygi Tuska. To, w jego ocenie, „nie pozostawia złudzeń”. I faktycznie – nie pozostawia złudzeń, iż mamy do czynienia z kolejną próbą stworzenia narracji o „polowaniu na prawicę”. Tego typu opowieści to już stały element repertuaru PiS: im mniej konkretów, tym więcej dramatycznych metafor, banałów o zdradzie i sugestii o niedemokratycznych machinacjach.
W tej konstrukcji Błaszczaka najbardziej uderza przesadna pewność, iż zna motywacje premiera. Pewność, której nie wspierają ani dokumenty, ani fakty. Jest za to opowieść – pełna emocji, oburzenia i sugestii. A ta, jak wiadomo, jest paliwem politycznym, zwłaszcza gdy realnych argumentów brak.
Do gry dołącza Zbigniew Ziobro, przebywający na Węgrzech niczym bohater taniego thrillera. Jego komentarz nie zaskakuje. „Nielegalnie przejęta prokuratura. Nielegalnie odsunięci prezesi sądów i sędziowie. (…) Trudno udawać, iż czegoś tu nie widać” – pisze były minister, kreując się na ofiarę systemu, który rzekomo działa przeciw niemu z góry ustalonym wyrokiem.
Te zarzuty mają jedną cechę wspólną: wielkie słowa, niewielką treść. Ani jedno z nich nie jest poparte dowodem, ale chodzi o coś innego – wytworzenie wrażenia, iż Ziobro jest ścigany nie dlatego, iż prokuratura bada jego działania, ale dlatego, iż „Tusk już zapowiedział, iż areszt będzie”. To figura retoryczna, nie analiza prawna. Ale w narracji, którą PiS próbuje dziś sklejać, liczy się przede wszystkim emocja.
Na tym tle komentarz Mariusza Błaszczaka jawi się jako próba dorzucenia kolejnego polana do ogniska oburzenia. Problem w tym, iż te polana są wyjątkowo mokre. Polityk powtarza tezy tak naciągane, iż trudno słuchać ich bez ironicznego uniesienia brwi. Stwierdzenie, iż premier „robi wszystko, by dać pożywkę dla »silnych razem« i odwrócić uwagę opinii publicznej od kryzysu w służbie zdrowia, drastycznych podwyżek cen prądu i drożyzny w sklepach”, brzmi jak klasyczne uciekanie od meritum: skoro nie ma się nic do powiedzenia w sprawie zarzutów wobec własnego kolegi partyjnego, trzeba opowiadać o całym wszechświecie problemów.
Błaszczak, zamiast odnieść się do faktu, iż sąd – niezależny organ państwa – realizuje swoją procedurę, tworzy własny świat równoległy, w którym każde działanie organów ścigania to zamach na demokrację, a każdy wniosek o konwój to manualne sterowanie z kancelarii premiera.
Trudno nie zauważyć, iż cała ta konstrukcja służy jednemu: budowaniu wrażenia osaczenia, mobilizowaniu elektoratu na bazie strachu i nieufności. To metoda dobrze znana z lat, w których PiS rządził Polską – prosta, powtarzalna i wciąż opłacalna politycznie.
Ale gdy patrzy się na nią dziś, widać przede wszystkim zmęczenie materiału. Błaszczak powtarza te same androny, które krążyły w przestrzeni publicznej wielokrotnie, tyle iż z coraz mniejszą siłą rażenia. Widzowie tego spektaklu znają już role, dialogi i pointy. A jednak aktorzy wciąż grają, jakby wierzyli, iż po raz setny zadziała to tak samo.
Ostatecznie cały spór wokół Ziobry staje się papierkiem lakmusowym kondycji polskiej prawicy. Zamiast rzeczowej odpowiedzi na poważne zarzuty, otrzymujemy kolejną porcję narracji o spisku, stronniczych sądach i „politycznej zemście Tuska”. Błaszczak – chcąc bronić kolegi – pogrąża się w retoryce, która dawno wykroczyła poza granice powagi. A jego słowa, zamiast oświetlać problem, jedynie pogłębiają wrażenie, iż PiS nie ma nic do zaproponowania poza kolejną wersją tej samej opowieści o prześladowanych bohaterach.

19 godzin temu













