Olaf Scholz bez wotum zaufania, ale taki był plan. Opozycja mówi o "dniu ulgi dla Niemiec"

1 tydzień temu
Zdjęcie: Fot. REUTERS/Lisi Niesner


Bundestag nie udzielił wotum zaufania Olafowi Scholzowi. Dzięki temu możliwe będą przedterminowe wybory w lutym przyszłego roku. Jak się okazuje, był to element konkretnego planu kanclerza Niemiec.
Rząd Olafa Scholza już formalnie utracił większość w parlamencie. W poniedziałek (16.12.2024) kanclerz nie uzyskał większości w Bundestagu podczas głosowania nad jego wnioskiem o wotum zaufania. Oznacza to, iż prezydent Niemiec Frank-Walter Steinmeier może teraz rozwiązać parlament, a Niemcy będą mogli wybrać nowy Bundestag. Wybory mają odbyć się 23 lutego przyszłego roku. Za udzieleniem Scholzowi wotum zaufania głosowało w poniedziałek 207 posłów. Przeciw było 394, a 116 się wstrzymało.


REKLAMA


Zobacz wideo Twardoch: Trump faszystą? Kiedy przyjdzie prawdziwy faszysta, to jak go nazwiemy?


Scholz wiedział, iż przegra
Olaf Scholz sam wnioskował o udzielenie mu wotum zaufania i doskonale wiedział, iż nie uzyska większości. Był to manewr potrzebny do przyspieszenia terminu wyborów, które zgodnie z parlamentarnym harmonogramem miały odbyć się dopiero pod koniec września przyszłego roku.
Na początku listopada tego roku rozpadła się koalicja socjaldemokratycznej SPD, Zielonych i liberalnej FDP. Podczas poniedziałkowego wystąpienia poprzedzającego głosowanie nad wotum zaufania, Scholz nie szczędził krytyki byłemu partnerowi koalicyjnemu - liberalnej partii FDP, oskarżając ją o egoizm, który doprowadził do upadku koalicji.
"Polityka to nie gra"
Jak mówił, polityka to nie gra. - Kiedy wchodzi się do rządu, potrzebna jest pewna moralna dojrzałość - powiedział pod adresem liberałów. - Każdy, kto wchodzi do rządu, ponosi odpowiedzialność za cały kraj. Odpowiedzialność, która wykracza poza program własnej partii i własnych wyborców - dodał.


Scholz zarzucił FDP sabotowanie prac jego rządu. - Prawda o tym spektaklu ujrzała już światło dzienne - mówił. Jak przekonywał, postawa liberałów zaszkodziła nie tylko rządowi, ale całej demokracji.


Scholz wykorzystał debatę nad wotum zaufania do przedstawienia postulatów swojej partii na wypadek, gdyby po wyborach znowu SPD znalazła się u władzy. Kanclerz przekonywał, iż Niemcy potrzebują inwestycji na wielką skalę, a konieczne do tego będzie poluzowanie kotwicy budżetowej, czemu zdecydowanie sprzeciwiali się liberałowie. Chodzi o inwestycje, które pomogą gospodarce i modernizacji kraju, ale też inwestycje w bezpieczeństwo i obronność. Scholz sprzeciwiał się podnoszeniu wieku emerytalnego, bronił podwyższenia płacy minimalnej. Jak mówił, chce, aby Niemcy pozostały krajem w Europie, który w największym stopniu pomaga walczącej z Rosją Ukrainie.
"Dzień ulgi dla Niemiec"
Lider opozycji, i prawdopodobnie przyszły kanclerz Niemiec - Friedrich Merz z CDU - ostro krytykował Scholza i jego upadłą koalicję. - Zostawiacie kraj w największym kryzysie gospodarczym w powojennej historii - mówił. Dzień, w którym Bundestag głosował nad wotum zaufania dla kanclerza i mu go nie udzielił, nazwał zaś "dniem ulgi dla Niemiec".
Merz zwracał uwagę, iż w przemówieniu kanclerza ani razu nie padło wyrażenie "konkurencyjność niemieckiej gospodarki". Zarzucał mu też brak zaangażowania na arenie europejskiej. Jak mówił, to blamaż i powód do wstydu. Przewodniczący CDU ostro zaatakował również wicekanclerza i ministra gospodarki Roberta Habecka z partii Zielonych. - Jest pan twarzą kryzysu gospodarczego w Niemczech - mówił.
To szósty przypadek w historii powojennych Niemiec, kiedy urzędujący kanclerz złożył wniosek o głosowanie nad wotum zaufania dla jego rządu. W przypadku Scholza chodzi jednak o celowe przegranie głosowania, aby umożliwić rozwiązanie Bundestagu.Tekst pochodzi z Deutsche Welle
Idź do oryginalnego materiału