Określenie „uzurpator” przylepiło się do Nawrockiego, jego współpracownicy są wściekli

15 godzin temu

Na Karola Nawrockiego mało kto mówi dziś inaczej niż „uzurpator”. To określenie weszło do politycznego obiegu tak naturalnie, iż przylgnęło do niego na dobre – i to niezależnie od tego, jak bardzo jego współpracownicy starają się walczyć o poważny wizerunek szefa. Problem polega na tym, iż Nawrocki, zamiast udawać człowieka kompetentnego, codziennie dostarcza powodów, by traktować go jak politycznego przypadkowego pasażera.

Ludzie z jego otoczenia mieli nadzieję, iż uda się sprzedać opinii publicznej obraz poważnego, „państwowego” prezydenta. Zamiast tego, muszą zmagać się z łatką uzurpatora, a w kuluarach – z plotkami o niechlubnych powiązaniach, znajomościach z gangsterami i życiowych nałogach, które tylko pogłębiają jego kompromitację. O ile Andrzej Duda, choćby w roli „długopisu”, miał jakieś wykształcenie i minimum ogłady, o tyle Nawrocki jest prymitywny i zupełnie oporny na zdobywanie wiedzy. Zamiast uczyć się, rozumieć i próbować dorastać do roli, brnie w prostactwo. „By nazwać rzeczy po imieniu – on po prostu nie ogarnia” – komentuje jeden z ludzi z otoczenia PiS.

Do tego wszystkiego dochodzi atmosfera strachu, jaka codziennie wisi nad pałacem. Nie chodzi już tylko o kompromitujące wpadki czy medialne ksywki, ale o świadomość, iż jeden człowiek – Waldemar Żurek – może w każdej chwili pociągnąć za sznurki i wyrzucić Nawrockiego wraz z całą jego drużyną pomagierów na śmietnik historii. „To jest życie na walizkach – nigdy nie wiadomo, czy jutro jeszcze będą mieli swoje stanowiska” – mówi nasz rozmówca.

Tak wygląda codzienność człowieka, który marzył o roli wielkiego gracza, a skończył jako uzurpator, z piętnem kompromitacji i poczuciem, iż jego los zawisł na włosku.

A 12 mln Polaków mówi wprost – Nawrocki won.

Idź do oryginalnego materiału