i płakaliśmy. Byliśmy dzieciakami, ale ta miłość do przyrody była już wtedy u mnie rozwinięta. Czułem bezsilność, identyczne uczucie pojawiło się przy okazji tej ostatniej katastrofy na Odrze, rzekomo naturalnej. Pięści mi się same zaciskają na myśl o tym, co PiS-owcy zrobili przyrodzie – mówi Mikołaj Nowacki, fotograf od lat dokumentujący rzekę Odrę i żyjących w pobliżu ludzi.
Jest jakiś obraz, w którym pan zamknął katastrofę ekologiczną na Odrze?
Mikołaj Nowacki: Miałem wtedy osobistą katastrofę – wcześniej tego roku zmarła moja matka. Dlatego nie było mnie nad Odrą, kiedy płynęły nią tony śniętych ryb. Nieco później zostałem poproszony przez niemiecki magazyn "Stern", by towarzyszyć ekipie naukowców z Greenpeace.
Jechali i płynęli wzdłuż Odry, pobierali na różnych jej odcinkach próbki wody i błota. Wszyscy byli trochę jak we mgle. Ówczesny premier Mateusz Morawiecki mówił przecież, iż to naturalna katastrofa. Ale to było kompletnie niewiarygodnie. Naukowcy z Greenpeace chodzili w maskach i kombinezonach. To wszystko mam na zdjęciach.
Co pan wtedy czuł?
To był ósmy rok rządów PiS, jak większość polskiego społeczeństwa, byłem tym zmęczony. Zaczęło się przecież od wycinki Puszczy Białowieskiej, Karpackiej, później była katastrofa na Odrze. Co wtedy czułem? Bezsilność, połączoną z gniewem i rozpaczą. To jest przecież moja rzeka, prawda? Milionów innych ludzi także, ale i moja. Mieszkałem nad nią od zawsze. W tej chwili mam 52 lata, przeżyłem komunę.
Jaka była wtedy Odra?
Mieszkałem z rodzicami we Wrocławiu. Na obrzeżach miasta jest Wyspa Opatowicka. Piękny naturalny las, powalone pnie drzew, starorzecze. W połowie lat 80. wyglądało to, jak dorzecze Amazonki.
Pewnego dnia przyszli pilarze i tak po prostu wycięli połowę drzew. Duża część Wyspy Opatowickiej przestała tego dnia istnieć. Ona była jak pierwotna puszcza, a nagle z jednego brzegu można było dojrzeć drugi. Usiedliśmy z przyjacielem pod tymi drzewami
i płakaliśmy. Byliśmy dzieciakami, ale ta miłość do przyrody była już wtedy u mnie rozwinięta.
Czułem bezsilność, identyczne uczucie pojawiło się przy okazji tej ostatniej katastrofy na Odrze, rzekomo naturalnej. Pięści mi się same zaciskają na myśl o tym, co PiS-owcy zrobili przyrodzie. Porównuję to do czasów komunizmu.
Myśli pan teraz o Odrze jak o rzece częściowo martwej?
Mieszkam parę minut drogi od rzeki. I widzę w pobliżu czaple siwe, bieliki. Na pewno Odra nie jest rzeką martwą, ale wciąż cholernie zagrożoną. Nic się nie zmieniło. Nie wiem, czy pani sprawdzała, kto odpowiada za rzeki w Polsce, m.in. za Odrę.
Ministerstwo Infrastruktury, jakby Odra była drogą.
Nieporozumieniem jest, iż rzeka jest głównie pod władaniem ministra infrastruktury. Ale też rozmycie odpowiedzialności rozjeżdża się na wiele podmiotów. Odra traktowana jest jak droga, co jest kompletną bzdurą.
Oczywiście, iż po Odrze pływają statki i fajnie, iż pływają. Lata 70. i 80., głęboka komuna, łaziłem z przyjacielem nad Odrą, jeździliśmy rowerami. adekwatnie byliśmy tam tylko my i jacyś wędkarze. Rzeka była dzika. To były kompletnie inne czasy. I pływały te statki, barki – z piaskiem, węglem. Tylko wtedy były inne stosunki wodne. Wody było po prostu więcej. Teraz susza hydrologiczna trwa całe lata.
Żeby było jasne, nie jestem przeciwko żegludze. Ochrona przyrody rzeki i ograniczona, w rozsądny sposób prowadzona żegluga, to nie są rzeczy, które się wzajemnie wykluczają.
Mamy uchwaloną przez poprzedni rząd ustawę, która miała chronić Odrę. Ale tak naprawdę to ustawa o ochronie lobby cementowego. Ona do dziś nie została odrzucona.
Mamy nowele specustawy odrzańskiej, ale kilka zmienia.
Ta cała specustawa jest nieporozumienie po prostu.
Chce pan pokazywać związek ludzi z tą rzeką. Czy ta katastrofa zmieniła coś w relacji ludzi z rzeką?
To tereny poniemieckie, tzw. "ziemie odzyskane". Niemcy przez kilkaset lat nauczyli się żyć z rzeką. Myśmy przyjechali nad Odrę ze wschodu. Wrocławianie przez wiele lat byli ustawieni plecami do rzeki. Odra sobie, społeczeństwo sobie.
W tej chwili to się zmienia. Globalnie rośnie nasza świadomość ekologiczna. Podczas powodzi w 1997 roku wszyscy zauważyli rzekę, która jest zagrożeniem. Z jednej strony trzeba ją chronić, ale i trzeba siebie przed nią chronić.
Ostatnia katastrofa ekologiczna pokazała, iż trzeba chronić rzekę, aby ochronić też siebie. To złożony i głęboki związek. Wiedza i świadomość ekologiczna w naszym społeczeństwie są wciąż niewielkie.
Czyli człowiek przestał widzieć związek ja–rzeka?
O to pewnie trzeba zapytać socjologów. Ale mam wrażenie, iż w naszym społeczeństwie nie ma jeszcze masowo tego połączenia i mało kto dostrzega związek, zależność naszego życia od rzek.
Jeśli jest to głównie świadomość zagrożenia powodziowego. Warto też powiedzieć, iż rzeka to nie jest tylko sama woda, to całe koryto, tereny zalewowe, lasy łęgowe
w dolinach rzek, bioróżnorodność, od której zależymy.
Od lat fotografuje pan Odrę, jak ta rzeka się zmieniła?
Na pewno obniżył się znacznie średni roczny poziom rzeki. Zacząłem fotografować Odrę w 2008 roku. Od 2009 roku pływałem statkami transportowymi, np. od Kędzierzyna Koźla do Szczecina. To są odcinki na 5-7 dni płynięcia, zależnie od pory roku i stanu wody.
Często w lecie, kiedy stan wody był bardzo niski, musieliśmy czekać na kotwicy przed śluzą, żeby z jakiegoś zbiornika puścili nam falę. Ta woda podnosiła się na przykład
o metr. I my na tej fali po prostu płynęliśmy następną dobę. Ale następny statek nie mógłby popłynąć, bo było tak nisko, iż po prostu śruba mieliła już piasek.
Wspominał pan o lasach łęgowych. Są odcinki, na których one wysychają. Ale np. W gminie Wołów, gdzie poszerzono koryto rzeki, się odradzają.
Tak, trzeba dać im szansę na odrodzenie się. Bo lasy łęgowe są niezwykle ważne dla całej gospodarki wodnej. Bo – jak już mówiłem – rzeka to nie jest tylko samo koryto z płynącą wodą, ale też i dorzecza, strumyki, strumyczki.
Powódź tworzy się przecież nie w samym korycie rzeki, tylko z jej dopływów. Tę wodę w dopływach, na rzeczkach i strumieniach trzeba spowalniać, a nie: betonować, prostować ich koryta i ekspresowo odprowadzać nimi wodę opadową do głównej rzeki. Tak właśnie tworzy się powódź. Problemem jest także wycinka drzew w lasach łęgowych, choćby na terenach Natury 2000. To też powinno zostać natychmiast zatrzymane.
To się wydaje takie proste.
Prawda? Wystarczy słuchać naukowców. Odstawić politykę na bok. Bo wiadomo, iż idzie o interesy.
Jeśli chodzi o specustawę odrzańską – PiS myślał, iż będzie rządził następne cztery lata.
I iż krewni, znajomi królika – lobby cementowe – zarobią kolejne miliardy na betonowaniu rzeki. A tu, w kwestii ochrony przyrody, chodzi o to, żeby odstawić swoje partykularne interesy i zacząć słuchać naukowców. Dla dobra nas wszystkich, nie jakiejś abstrakcyjnej idei.
Ludzie, którzy od lat bronią rzek, mają ogromną wiedzę, doświadczenie, narzekają, iż jak się tworzy ustawę, to nikt ich choćby nie pyta o zdanie.
Właśnie. Siadają do stołu ludzie, którzy nie mają zielonego pojęcia. I myślą tylko biznesem, technokratycznie podchodzą do sprawy. I nie ma tam w ogóle mowy, żeby ta rzeka mogła się regenerować, żeby zachować jej maksymalną dzikość.
Mówił pan, iż nad Odrą w 1945 roku zamieszkali ludzie rzuceni tam z innych miejsc. Odra stała się częścią naszej tożsamości?
Myślę, iż już teraz – po tych wszystkich katastrofach – Odra jest częścią naszej narodowej tożsamości. Fotografuję ją na wielu odcinkach – od źródła w Czechach aż do ujścia.
I widać, czuć, iż ludzie są z tą rzeką związani.
Wcześniej mi się wydawało, iż tylko ja i kilku przyjaciół chodzimy nad tę Odrę. Ale już teraz wiem, iż zupełnie tak to nie wygląda.
Dla mnie częścią tożsamości narodowej jest na przykład dbanie o przetrwanie dzikiej przyrody ojczystej. I tu mam ochotę siarczyście zakląć.
Proszę bardzo.
Powstrzymam się. Powtórzę, żeby to wybrzmiało: dbanie o dziką przyrodę jest dla mnie częścią tożsamości narodowej, patriotyzmu. Mam wrażenie, iż bardzo wielu ludzi zamieszkałych nad Odrą, ma tę tożsamość. Widzę, jak ludzie szukają kontaktu z rzeką. Teraz całe rzesze jadą nad Odrę. Kiedy jest słoneczny weekend, to rowerzyści, spacerowicze pojawiają się nad rzeką, często ze zwierzętami.
Dlaczego Odra, a nie Amazonka?
To przypadek. Gdybym się urodził w Kongo, to może byłbym związany z rzeką Kongo. Natomiast urodziłem się we Wrocławiu. Moi rodzice byli wtedy młodymi asystentami na Wydziale Prawa na Uniwersytecie Wrocławskim. Byli biedni jak myszy kościelne, ale chcieli żyć na swoim, skorzystali więc, kiedy dostali pokój przy ulicy Pasteura w Hotelu Asystenta. Po drugiej stronie ulicy płynie Odra.
Zawsze przez okno widział pan Odrę?
Tak, od zawsze widzę tę Odrę. Kiedy miałem pięć lat, to dostaliśmy przydział na mieszkanie w bloku na Biskupinie, na Wielkiej Wyspie, która jest otoczona Odrą i jej kanałami. Mieszkaliśmy dosłownie pięć minut drogi od Odry. Wtedy nikt nie był zainteresowany rzeką, może tylko wędkarze i działkowicze. Moje najlepsze wspomnienia z wczesnego dzieciństwa to właśnie Odra.
Były kąpiele w Odrze?
Nie było kąpieli w Odrze, dlatego iż ta rzeka nie nadawała się wtedy do pływania. Była ściekiem. To się zmieniło mniej więcej około 2010 roku. Jestem z pokolenia X, więc myśmy dużo biegali po podwórku, rozrabiali, włóczyliśmy się całymi dniami. Często właśnie nad Odrą. Wtedy choćby my – takie dzikie dzieci – po prostu wiedzieliśmy, iż wejście do Odry spowoduje choroby skórne.
Między 2009 a 2017 roku pływałem z marynarzami śródlądowymi. Towarzyszyłem im za aparatem. Zatrzymywaliśmy się na przykład na kotwicy na środku rzeki albo w jakiejś zatoczce. To były stare pchacze z lat 70.–80, w których na przykład instalacja wodna kompletnie nie działała.
Jedyne, co można było robić, to brać wiadro, wylewać na siebie wodę, mydlić się i tak samo spłukiwać. Albo pływać. Nieskromnie powiem, iż mam też bardzo dobre zdjęcia
z pływania w Odrze. Te obrazy dowodzą, iż po prostu kiedyś, jeszcze stosunkowo niedawno, się dało.
Skąd pomysł, żeby fotografować rzekę, nie wolał pan zostać prawnikiem?
Ja zrobiłem i jedno, i drugie. Skończyłem prawo i zająłem się fotografowaniem rzeki.
A teraz zawodowo się tym zajmuję.
Jest pan bliżej rzeki.
W 2008 roku wyszedłem z aparatem. Na zasadzie: idę "robić" Odrę. Skończyłem prawo
i studia doktoranckie, miałem za sobą już pracę w kilku gazetach. Ale wciąż szukałem tematu, którym mogę się zająć długoterminowo. Chciałem budować opowieść. W języku angielskim jest na to dobre określenie: visual storyteller.
Ryszard Kapuściński pisał, iż o ile jakiś temat wraca do niego w myślach jak bumerang, to znak, iż trzeba do tego wrócić i zająć się tym na poważnie – tak mam z większością tematów, które długo fotografuję.
Tak pan miał też z Odrą?
Z Odrą było jeszcze inaczej. Byłem na warsztatach Tomasza Tomaszewskiego, wybitnego polskiego fotografa. I on zadał mi bardzo ważne pytanie: "co ty lubisz?".
Wyrwał mi dywanik spod nóg. Zacząłem się zastanawiać, co lubię. Odpowiedziałem
w końcu: "lubię wodę!". Przypomniałem sobie, uświadomiłem sobie, iż ja kocham Odrę. Najlepsze lata życia spędziłem właśnie nad Odrą. Uświadomiłem sobie, iż muszę tam iść z aparatem.
Rozsławił pan Odrę, pokazał ją i Amerykanom, i Chińczykom, i w Kambodży. Myśli pan, iż dokumentacja Odry, może odegrać istotną rolę w ochronie tej rzeki?
W wielu innych krajach, m.in. w Nowej Zelandii też były pokazywane moje zdjęcia. Ktoś kiedyś mądrze powiedział, iż trudno być prorokiem we własnym kraju. Ale wciąż wierzę w siłę fotografii.
Nam – dziennikarzom – cały czas się powtarza, iż siłę ma teraz obraz, większą niż słowo.
Tak, bo obraz jest łatwy. Ale słowo jest bardzo ważne. Trzeba czytać książki.
Ale są ludzie, dla których słowa nic nie znaczą. Nie czytają książek.
Wciąż wierzę, iż fotografie ludzi, którzy wystarczająco długo i z pasją zajmują się opowieścią wizualną, są w stanie przebić się do szerszej świadomości. choćby jeżeli sama fotografia nie dokonuje natychmiastowej zmiany, to pokazuje, iż coś istnieje. Że jest rzeka, iż ona płynie obok nas, iż ona jest ważna dla innych ludzi.
Bardzo wierzę, iż nie tylko fotografia nie zginie, iż nie zginie też głębokie dziennikarstwo – słowo pisane. Ludzie mają potrzebę narracji, rozmowy. Tak jak kiedyś siadaliśmy przy ogniskach, opowiadaliśmy sobie mity, mówiliśmy o gwiazdach, o przodkach. My wciąż mamy tę potrzebę opowieści. Mamy też potrzebę prawdy, której nie zaspokoi żadna sztuczna inteligencja.
Pokazuję na swoich zdjęciach Odrę – to opowieść poetycka. Lem powiedział, iż poezja to opowieść dwóch światów: tego, który widzimy i tego, który czujemy. Ona pokazuje jakąś prawdę, tę swoją i tę, którą ja widzę. To jest nagradzane, bo w tych obrazach jest jakaś prawda. Tych marynarzy, rybaków, odrzańskich turystów i moja osobista.
Czuje się pan okiem, rzecznikiem Odry?
Mam swoje artystyczne ego, ale nie aż takie, by stwierdzić, iż jestem rzecznikiem Odry. Jestem rzecznikiem swojej fotografii. I rzecznikiem mojej miłości do Odry.
Co panu dało fotografowanie Odry?
Ojej, to pytanie, na które mogę dwie godziny odpowiadać. Samo fotografowanie dało mi olbrzymią przyjemność. Uwielbiam być w procesie twórczym. Spędzałem i spędzam mnóstwo czasu nad Odrą, mam też przyjemność z przebywania wśród ludzi. Tak naprawdę cała moja kariera fotograficzna wypłynęła na szerokie wody na fali Odry.
Mikołaj Nowacki skupia się na dokumentowaniu relacji człowieka ze środowiskiem naturalnym, w szczególności z wodą. Dokumentuje również kwestie społeczne, kulturowe, prawa człowieka i zmiany klimatyczne całym świecie. Jego zdjęcia i fotoreportaże były publikowane przez prestiżowe magazyny, m.in. "Stern", "The Sunday Times Magazine", "The New York Times", "Le Monde", "Neue Zürcher Zeitung", "National Geographic Polska”.
Otrzymał liczne nagrody i znalazł się na liście finalistów najbardziej cenionych organizacji
i forów fotograficznych na świecie, w tym m.in. Sony World Photography Awards, NPPA Best of Photojournalism, Grand Press
W 2013 roku w nowojorskiej VII Gallery została otwarta uznana przez krytyków indywidualna wystawa Nowackiego zatytułowana "Odra". Fotografie Nowackiego były pokazywane na wystawach indywidualnych i zbiorowych, a także podczas projekcji na festiwalach fotografii
w USA, Meksyku, Wielkiej Brytanii, Francji, Niemczech, Polsce, Litwie, Tajlandii, Kambodży, Korei Południowej, Chinach i Nowej Zelandii.