Ogrody pod balkonami, precz z kosiarkami!

4 miesięcy temu

O tym, jak ważna jest zieleń miejska, rozmawiałam z mieszkankami i mieszkańcami osiedli. Okazało się, iż bez względu na wiek, wykształcenie, płeć ludzie wiedzą kilka o tym, „co piszczy w trawie” i co ten kawałek zieleni, tuż pod balkonem, może zdziałać, jakie niesie ze sobą bogactwo dobroczynnych oddziaływań na organizm, ekologię, a choćby retencję. Wiedza praktycznie bliska zeru, nafaszerowana źle pojętą estetyką.

„Ogrody pod balkonami, precz z kosiarkami!” to tytuł, który ma, i jeszcze długo będzie miała moja kampania. Zgłaszając projekt wiedziałam, iż jestem dopiero na początku żmudnego procesu, bowiem zmiana mentalności społeczeństwa to proces, który wymaga czasu, cierpliwości i determinacji. To nie kwestia jednej kampanii, to praca na lata. Takie drążenie skały, kropla po kropli.

Jaki jest cel mojej kampanii? Zastopowanie lub maksymalnie ograniczenie do jednego incydentu w roku koszenia traw i zaprzestania używania dmuchaw. Urządzenia – kosiarki, podkaszarki i dmuchawy – dewastują nasze środowisko, przykładają się do kryzysu klimatycznego i są zwyczajnie szkodliwe.

„Płacę za koszenie, to wymagam…”

Kto może zatrzymać ten proceder? Mieszkanki i mieszkańcy osiedla, spółdzielnia mieszkaniowa. Przeprowadziłam rozmowy z mieszkankami i mieszkańcami osiedli o ważności zieleni miejskiej.

Okazało się, iż bez względu na wiek, wykształcenie, płeć ludzie wiedzą kilka o tym, „co piszczy w trawie” i co ten kawałek zieleni, tuż pod balkonem, może zdziałać, jakie niesie ze sobą bogactwo dobroczynnych oddziaływań na organizm, ekologię, a choćby retencję. Wiedza praktycznie bliska zeru, nafaszerowana źle pojętą estetyką.

Niejednokrotnie słyszałam: „to zdumiewające!”, ale także: „Co mi Pani tu za pierdoły opowiada. Ojciec kosił i nie było żadnych powodzi i ocieplenia klimatu. Płacę za koszenie to wymagam, aby było koszone. Nie chcę pokrzyw ani innego zielska pod oknami, ma być ładnie i czysto”. A także często, iż nie chcą słuchać tych ekologicznych bajdurzeń. Temat podrzuciłam na spotkaniu grupy dyskusyjnej w klubie sąsiedzkim. Zebrani zareagowali alergicznie na samo hasło ekologia.

Nawet w grupie zwolenniczek i zwolenników reformy spółdzielni napotkałam na mocny opór. Forumowiczki i forumowicze nie widzieli niczego złego w całodziennym hałasie wytwarzanym przez kosiarki i dmuchawy i depilowanych do ziemi trawnikach. Głusi na argumenty odpowiadali: „Mamy większe problemy ze spółdzielnią i na tym się skupmy”.

Działamy bez cenzury. Nie puszczamy reklam, nie pobieramy opłat za teksty. Potrzebujemy Twojego wsparcia. Dorzuć się do mediów obywatelskich.

Wzmocnij kampanie obywatelskie Instytutu Spraw Obywatelskich

Przekaż swój 1,5% podatku:

Wpisz nr KRS 0000191928

lub skorzystaj z naszego darmowego programu do rozliczeń PIT.

Trzeba działać

Edukator przyrodniczy przeprowadził zajęcia w szkole podstawowej w klasach VII i VIII, zarówno w formie prelekcji, warsztatów jak i zajęć terenowych. Bardzo się cieszę z tej części kampanii, głównie dlatego, iż szkoły zamknęły się na wszelkie działania z zewnątrz, a tu się udało.

Praca z dziećmi to istotny etap w zmianie świadomości społeczeństwa, także ekologicznej. Okazało się, iż temat wzbudził zainteresowanie. Uczennice i uczniowie będą spoglądać przyjaźniej na zarośnięty trawnik pod blokiem. Mam też nadzieję, iż to młode pokolenie wywrze wpływ na swoich rodziców, a ci na władze spółdzielni.

Na dwóch prelekcjach o roli terenów zielonych i ich wpływie na zdrowie, wygłoszonych w Bibliotece Słówka słuchaczki i słuchacze dowiedzieli się, iż naturalne łąki mogą oczyszczać powietrze lepiej niż urządzenia elektroniczne, wpływają pozytywnie na samopoczucie, zmniejszają ryzyko alergii, redukują hałas, uodparniają, a także o wielu, wielu innych dobroczynnych oddziaływaniach.

Również zmniejszają, a może choćby zapobiegają powodziom i podtopieniom! Aby łąka mogła nam pomagać, wystarczy jej tylko nie kosić. Komentarze po spotkaniu: „Nie ma na co czekać, tu trzeba działać!”.

Temat był rozszerzony o element praktyczny podczas trzech spacerów edukacyjnych, otwartych dla wszystkich chętnych mieszkanek i mieszkańców.

Administracja osiedla jak w PRL-u

Inna para kaloszy to administracja osiedla. Nie kryję, iż czułam się jak na planie filmu Barei. o ile chcecie powrócić do czasów peerelu to zachęcam do kontaktów z urzędniczkami i urzędnikami spółdzielni mieszkaniowej (podejrzewam, iż tak może być w każdej tego typu instytucji, ale pewności nie mam).

Najprostsza sprawa urasta tu do rangi problemu na skalę międzynarodową. Mam wrażenie, iż oni są po jakichś kursach typu: „Jak zniechęcić petentki i petentów do kontaktów? Jak odpowiedzieć, żeby nic nie powiedzieć? Jak przewlekać w nieskończoność proste sprawy?”.

Chciałam dowiedzieć się, jakie kwoty pochłania rocznie koszenie trawy na terenie należącym do spółdzielni. Mają to zapisane w budżecie, do którego niestety nie mam dostępu. Wysłałam maila z zapytaniem. W odpowiedzi dostałam informację, iż mam dokładnie wskazać, które partie zieleni mnie interesują. I mam zapłacić… za zrobienie ksero, aby mogli przesłać mi skany! Jak do nich dzwoniłam, proszono mnie o maila, na który odpowiadano równo po 30. dniach. Domyślacie się, iż odpowiedzi nie zawierały żadnych treści merytorycznych. Były po to, aby mnie zbyć.

Zaproponowałam spółdzielni bezpłatne szkolenia dla ich pracowników o znaczeniu zaprzestania koszenia. Odpowiedź: „Prosimy zgłosić się do nas na wiosnę, ale nie wiemy, czy będziemy zainteresowani, planujemy utworzyć łąki kwietne”.

Na propozycję szkolenia o łąkach kwietnych: „Jeszcze nic nie zostało zatwierdzone, decyzję podejmiemy w przyszłym roku, zdecydują mieszkańcy na walnym posiedzeniu w… ( sic!) czerwcu!”. Przesłałam im materiały o kosztach powstania łąk kwietnych i bezkosztowej alternatywie w postaci łąk naturalnych. choćby nie podziękowali.

Dostęp do sprawozdania z walnego zgromadzenia możliwy tylko dzięki konta e-bok, do którego kod mogę otrzymać, jak tylko pojawię się osobiście w biurze spółdzielni. Stawiłam się, otrzymałam. I co z tego, iż mam ten kod, kiedy na mojej karcie użytkowniczki nie ma dokumentów? I znowu kilka mejli, po których wiem, iż technicy naprawiają dostęp do konta. Naprawiają od listopada. Odpowiedzi: „Prace nad przywróceniem prawidłowego działania konta trwają. Powiadomimy o postępach”.

Przy okazji pojawiły się niezgodności. Osoby uczestniczące w walnym zebraniu członkiń i członków spółdzielni usłyszeli, iż spółdzielnia jest zadłużona. A ja dostałam maila, iż nie ma żadnego zadłużenia. Dostępu do prezesa spółdzielni bronią z niezwykłą determinacją. „Nie ma, na posiedzeniu, proszę przesłać maila z pytaniem, na razie nie jesteśmy zainteresowani”. Czyli walka z wiatrakami. Czekają, aż mi się znudzi. Ile takich spraw w ten sposób załatwili? Mogę domniemywać, iż w zbywaniu natrętnych petentek mają spore doświadczenie. Ale kropla drąży skałę.

Zapraszamy na staże, praktyki i wolontariat!

Dołącz do nas!
Idź do oryginalnego materiału