Do Sądu Okręgowego w Warszawie trafił akt oskarżenia wobec Mariusza Błaszczaka, byłego ministra obrony narodowej. Prokuratura zarzuca mu przekroczenie uprawnień poprzez odtajnienie fragmentów planu obrony Polski „Warta” w czasie kampanii wyborczej 2023 r.
Dokumenty te, choć historyczne, dotyczyły wariantów strategicznych i mogły odsłonić potencjalne słabości polskiej obrony. W tym momencie wkracza poseł Michał Wójcik, który w typowo partyjnej manierze przekonuje, iż Błaszczak jest „wielkim patriotą”, a zarzuty to czysta polityka.
Problem w tym, iż w tej narracji więcej jest politycznej lojalności niż faktów.
Wójcik twierdzi, iż Błaszczak działał w interesie Polski. Ale fakty są inne. Odtajnienie fragmentów planu „Warta” miało miejsce w gorącej kampanii wyborczej, gdy PiS szukał sposobu, by zdyskredytować opozycję. Nie chodziło o historyczną debatę, ale o szybki polityczny efekt. Upublicznienie fragmentów wojskowej dokumentacji w atmosferze wyborczej walki nie służyło bezpieczeństwu, ale propagandzie.
Obrona Wójcika, iż „to tylko dokumenty archiwalne”, nie rozwiązuje problemu. W każdej armii świata plany operacyjne – choćby starsze – są traktowane z najwyższą ostrożnością, bo mogą wskazywać sposób myślenia i logikę obrony danego państwa. Wyciąganie ich na światło dzienne, by uderzyć w politycznych przeciwników, jest co najmniej lekkomyślne.
Gdy Wójcik mówi o „wielkim patriocie Błaszczaku”, trudno nie dostrzec, iż jest to pusty slogan, mający odwrócić uwagę od sedna sprawy. Patriotyzm to nie efektowne hasła, ale odpowiedzialność – zwłaszcza za bezpieczeństwo państwa. Tymczasem Błaszczak, zamiast chronić strategiczne informacje, wykorzystał je jako amunicję w kampanii.
Bronienie tego typu działań jako przejawu patriotyzmu brzmi groteskowo. Czy odpowiedzialny minister obrony, w imię dobra państwa, powinien grać planami wojskowymi na wiecach wyborczych? Odpowiedź wydaje się oczywista – nie. A jednak Wójcik próbuje wmówić opinii publicznej coś przeciwnego.
Argument, iż akt oskarżenia wobec Błaszczaka to wyłącznie polityczna zemsta, powtarza się jak refren. Tak mówią sami oskarżeni, tak mówi partia, a teraz także Michał Wójcik. Problem w tym, iż powtarzanie tego nie unieważnia faktów. Prokuratura nie stawia zarzutów za poglądy, ale za konkretne czyny – za odtajnienie dokumentów w sposób, który mógł zaszkodzić państwu.
Oczywiście, można dyskutować o intencjach Błaszczaka. Ale czy intencje cokolwiek zmieniają, jeżeli efekt pozostaje ten sam – upublicznienie fragmentów planów obrony, które miały pozostać w sejfach?
Wypowiedzi Wójcika są przykładem myślenia typowego dla PiS: partia zawsze ma rację, a gdy fakty nie pasują – tym gorzej dla faktów. Zamiast uznać, iż były minister popełnił poważny błąd, trzeba przedstawić go jako bohatera. To mechanizm obronny, znany od lat – każdy zarzut wobec polityka PiS jest „polityczny”, każdy akt oskarżenia to „zemsta Tuska”.
Taka narracja jest wygodna, ale niebezpieczna. jeżeli politycy przekonają obywateli, iż wszystko można usprawiedliwić lojalnością wobec partii, to odpowiedzialność za realne błędy i nadużycia znika. Państwo staje się wtedy narzędziem propagandy, a nie wspólnym dobrem.
Niezależnie od tego, jak głośno Wójcik powtarza o patriotyzmie i politycznych motywacjach, fakty są twarde: Błaszczak odtajnił i ujawnił dokumenty, które nie powinny ujrzeć światła dziennego w trakcie kampanii. Zrobił to, by uderzyć w przeciwników, a nie w trosce o bezpieczeństwo kraju.
Obrona takich działań to nie przejaw odpowiedzialności, ale partyjnej lojalności. Wójcik nie broni polskiego interesu – broni kolegi z partii. I to jest najpoważniejszy zarzut wobec niego: iż polityka bierze górę nad zdrowym rozsądkiem i realnym interesem państwa.
Polska potrzebuje dziś polityków zdolnych do krytycznego myślenia, a nie partyjnych adwokatów. Tymczasem Michał Wójcik pokazuje, iż dla niego ważniejsze jest bronienie linii partii niż stawianie pytań o odpowiedzialność. A ta odpowiedzialność jest kluczowa – bo jeżeli ministrowie obrony mogą bezkarnie wykorzystywać plany wojskowe w kampanii, to co jeszcze stanie się narzędziem politycznej walki?
Sprawa Błaszczaka to test na dojrzałość polskiej klasy politycznej. I niestety – patrząc na obronę w wykonaniu Wójcika – test ten wciąż pozostaje niezdany.