Im bliżej klęski, tym częściej politycy PiS mówią o konieczności jedności wśród Polaków. Zupełnie tak, jakby sukcesywnie jej nie niszczyli co najmniej od 2015 r. Albo i dłużej.
– Pamiętam, jak w trakcie inauguracji prezydentury w 2005 r. przed izbami polskiego parlamentu Lech Kaczyński mówił, iż trzeba wreszcie skończyć z tym fatalnym podziałem na “Polskę A i B”, z czym się nie udało uporać ani w II RP, ani w okresie PRL, ani potem w III RP – opowiada więc dziś Jacek Sasin.
– W Polsce są miejsca bardzo bogate, wysoko rozwinięte, gdzie poziom życia nie tylko nie odbiega od średniego poziomu życia w Unii Europejskiej, ale choćby jest znacząco wyższy. Ale są też takie miejsca – i jest ich bardzo dużo, a adekwatnie można powiedzieć, iż większość – gdzie rozwój, niestety, nie nadąża, gdzie Polacy czują się obywatelami drugiej kategorii – przekonuje polityk, którzy rządzi Polską od 8 (sic!) lat.
– Chcemy, by lepsze miejsce do życia było tutaj, żeby nie trzeba było wyjeżdżać. By każdy Polak, który chce żyć na godnym poziomie, mógł żyć tutaj. Nie tylko w wielkich miastach, ale również w małych miasteczkach i gminach. Taki jest nasz cel. Dla naszego rządu nie ma lepszych i gorszych Polaków – oznajmił wicepremier zdumionym słuchaczom.
Odkryć tak znaczący problem po ośmiu latach niepodzielnego sprawowania władzy? Jesteśmy od wrażeniem.