Odblokowane miliardy, wyolbrzymione problemy. KPO w cieniu polityki PiS

12 godzin temu

Wokół środków z Krajowego Planu Odbudowy narasta atmosfera skandalu. Doniesienia o kontrowersyjnych projektach finansowanych z unijnych pieniędzy – jak jachty, solaria czy ekspresy do kawy – wywołały polityczną burzę, która nie słabnie.

Z jednej strony pojawiły się ostre reakcje, z drugiej – chłodna próba uporządkowania faktów i proporcji. Premier Donald Tusk zareagował stanowczo. Minister finansów Andrzej Domański zachował ton rzeczowy i analityczny, wskazując na szerszy obraz. W tle pozostaje jedno z zasadniczych pytań: czy obecny rząd ponosi odpowiedzialność za tę sytuację – i czy nie umyka nam fakt, iż przez lata środki z KPO były w ogóle poza naszym zasięgiem?

Premier Tusk, pytany na konferencji prasowej o nieprawidłowości przy realizacji mikrograntów dla sektora HoReCa, nie próbował rozmywać problemu. Od razu zapowiedział kontrolę w Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości i zaznaczył, iż wyjaśnienia składane przez odpowiedzialną za KPO minister Katarzynę Pełczyńską-Nałęcz „na razie nie wystarczają”. Co ważne, przyznał także, iż nie jest autorem projektów, które w tej chwili są realizowane, ale rozumie ich genezę i kontekst pandemiczny, w którym były przygotowywane. To ważna deklaracja – pozbawiona uniku, ale też unikająca histerii.

Tymczasem głos ministra finansów Andrzeja Domańskiego wnosi do debaty nieco chłodnej perspektywy. Domański zauważył, iż mówimy o pojedynczych przypadkach w ramach ogromnej, ogólnopolskiej operacji inwestycyjnej. – Te pieniądze trafiły do gospodarki w absolutnie najważniejsze miejsca, powiedział, podkreślając znaczenie inwestycji w transformację energetyczną oraz wielomiliardowych projektów realizowanych przez spółki państwowe. Jego wypowiedź była jednocześnie apelem o rzetelność – minister zażądał wyjaśnienia każdej nieprawidłowości, ale przestrzegł przed deformowaniem całokształtu programu przez medialne sensacje.

Wszystko to rozgrywa się w cieniu fundamentalnego faktu: przez niemal dwa lata Polska nie mogła korzystać ze środków z KPO. Przyczyną była polityka rządu Prawa i Sprawiedliwości, który nie był w stanie – lub nie chciał – spełnić warunków wymaganych przez Komisję Europejską, zwłaszcza w obszarze praworządności i niezależności sądownictwa. Dopiero po wyborach w 2023 roku, dzięki działaniom nowego rządu, pieniądze te zostały odblokowane. W lutym 2024 roku Ursula von der Leyen ogłosiła w Warszawie, iż Polska znów ma dostęp do środków: łącznie 59,8 mld euro (około 268 mld zł), w tym dotacje i preferencyjne pożyczki. Premier Tusk mówił wówczas wprost: to największy zastrzyk inwestycyjny, jaki Polska otrzymała od czasów przystąpienia do Unii Europejskiej.

Z tej perspektywy zarzuty kierowane dziś w stronę obecnego rządu wyglądają na polityczne manewry. Trudno bowiem przypisywać odpowiedzialność gabinetowi, który – co najwyżej – nadzoruje realizację projektów zatwierdzonych wcześniej, jeszcze w okresie rządów PiS. Owszem, każda złotówka publicznych pieniędzy powinna być wydawana racjonalnie i transparentnie. Owszem, przypadki niegospodarności lub błędnej oceny wniosków muszą być kontrolowane i rozliczane. Ale nie sposób mówić o „aferze”, ignorując strukturalne tło, skalę całego programu i odpowiedzialność poprzedników.

Problem KPO nie leży dziś w tym, iż środki popłynęły do gospodarki – ale w tym, iż przez długi czas nie płynęły wcale. I to powinno być głównym punktem refleksji. Gdyby nie skuteczna zmiana kursu politycznego, pieniądze przez cały czas pozostawałyby zablokowane. Dziś polityczna odpowiedzialność nie polega na tym, by szukać skandalu za wszelką cenę – ale by uczciwie ocenić stan państwa, decyzje poprzednich rządów i skuteczność obecnych mechanizmów kontroli. W tym sensie chłodna reakcja Tuska i rzeczowa obrona Domańskiego nie są objawem zamiatania sprawy pod dywan, ale próbą uporządkowania debaty. I to jest dokładnie to, czego dziś potrzeba.

Idź do oryginalnego materiału