Oda do radości

4 miesięcy temu

20 lat temu byłam na niesamowitym koncercie. Wiedeńscy Filharmonicy w ogrodach pałacu Schönbrunn zagrali pierwszy z – teraz już tradycyjnych – koncertów otwierających lato. „Koncert dla Europy”, bo tak go zatytułowano, którym dyrygował niezrównany Bobby McFerrin, de facto witał nowe kraje, które 1 maja 2004 dołączyły do Unii Europejskiej. Dla wielu z nas spełniało się marzenie. Dla wielu był to efekt ciężkiej pracy, mądrze prowadzonej polityki i starań o to, by zawarte w art. 2 Traktatu o Unii Europejskiej wartości – a zatem godność, wolność, demokracja, równość, państwo prawa, prawa człowieka, pluralizm, niedyskryminacja, tolerancja, sprawiedliwość i solidarność – faktycznie były przestrzegane. I choć do pełnej realizacji niektórych przez cały czas wiele nam brakuje, zrobiliśmy gigantyczny krok do przodu, ku temu, co w Unii naprawdę wspólne.

Tamtego wieczoru ogrody wokół wiedeńskiego pałacu były pełne ludzi – niektórzy w strojach wieczorowych, inni na totalnym luzie. Wokół rozstawiono namioty, w których kupić można było brätwurst, appfelstrudel, Ottakringera albo weissgespritz. Gwar rozmów przeplatał się z cudem muzyki, świętującej wstąpienie do Unii Europejskiej dziesięciu „nowych” krajów. Muzycy, których zwykliśmy słuchać, gdy grają swój noworoczny koncert w Złotej Sali Wiener Musikverein, tego wieczora uraczyli nas nie tylko Straussem. Grali Chopina, Smetanę, Glazunova, Sibeliusa… Nie zabrakło i Beethovena. Grali utwory kompozytorów pochodzących z państw wstępujących do Unii Europejskiej, a może lepiej powiedzieć, odnawiających swoje pełne członkostwo we wspólnocie europejskich narodów, na nowo jednoczących się w unii. Siedzieliśmy na trawniku pod Gloriettą zasłuchani w muzykę, zatopieni w rozmowach. Dwoje Polaków, Czech, Rumunka, Węgier i dwóch młodych Austriaków. Mieliśmy po dwadzieścia kilka lat, byliśmy tuż po studiach. Zaczynaliśmy życie bodaj w najlepszym momencie, bo 1 maja 2004 otworzył przed nami szanse, na które pokoleniom przed nami trudno było liczyć.

Owe szanse to… trochę marzenia z wczoraj, bo dziś – i dla kończących dziś studia – wiele z tych możliwości, które nas wówczas zachwycały to codzienność. Stypendia, podróże, otwarty rynek pracy, wspólnotowe regulacje, które często upraszczają życie (prosta rzecz: popatrzcie na ujednolicone końcówki ładowarek do telefonów) albo śmieszą/absurdalną (przypadek prostego banana, uznania marchewki za owoc czy dyrektywa dotycząca konstrukcji drabiny). Ta codzienność to jednak znacznie więcej, bo widzimy, jak zmieniła się Polska, przy ilu drogach, mostach, placach zabaw, obiektach kultury, szkołach i innego rodzaju inwestycjach widzimy tabliczkę: „Sfinansowano ze środków UE”. To codzienność, która nie pozwoliła na ekscesy PiS-u, a której potrzeba pomogła nam uniknąć autorytaryzmu. Ta codzienność, o którą szczęśliwie udało się młodym zawalczyć w wyborach 15 października 2023, ale której nie powinni przyjmować ze pewnik przed pierwszymi wyborami do Parlamentu Europejskiego, w jakich dzisiejsi dwudziestolatkowie będą brać udział. Bo o tym są nadchodzące wybory europejskie – o naszej bezpiecznej, stabilnej codzienności. Naszym lokalnym „teraz” i „jutro”, ale także o stabilnej wspólnotowej przyszłości. O jedności, która jest wartością.

Po 20 latach od pamiętnego rozszerzenia nie mówimy już o starej i nowej Unii (choć przez lata takie określenie padało w różnych, często niechętnych europejskości i skłonnych do podsycania podziału kręgach). Przeszliśmy kolejne rozszerzenia, w kolejce stoją już państwa zabiegające o członkostwo, rozpoznające unijne wartości i stabilność wspólnoty jako miernik bezpieczeństwa. Zyskały „europejską perspektywę”, która wymaga dziś nowego zdefiniowania; zyskały czas, choć w wielu kwestiach – również dla wewnętrznego bezpieczeństwa – przydałyby im się twarde deadline’y. Zyskały… szansę, jak my kiedyś. I raczej nie zamierzają jej zmarnować. I to nie tylko dlatego, iż – jak my kiedyś – marzą, ale po prostu wiedzą, iż dziś Unia jest najlepszą opcją, iż bycia poza po prostu im się nie opłaca.

***

Czasem zadaję pytanie: Gdzie byłeś/byłaś 1 maja 2004, w dniu, gdy spełniło się nam marzenie o wejściu do Unii Europejskiej? O tym kroku kończącym drogę, jaką jako państwo, społeczeństwo i jednostki przeszliśmy od strajku w Stoczni Gdańskiej, upadku Muru berlińskiego, obrad Okrągłego stołu, pierwszych wolnych wyborów z 4 czerwca 1989? Droga nie była prosta, raczej pełna zawirowań, nietypowych dla naszego klimatu huraganów, jednodniowych przymrozków czy wielkiej ciszy, jaka niekiedy potrafiła zapanować między nami. Ciszy, z której szczęśliwie – mimo politycznych różnic – udawało się wychodzić, bo jednoczyła nas perspektywa… europejska. Zatem: Gdzie byłaś / gdzie byłeś 1 maja 2004? I pytanie drugie, dziś ważniejsze: Gdzie będziesz 9 czerwca 2024? Ja na pewno bardzo świadomie wrzucę swój głos do wyborczej urny.

Idź do oryginalnego materiału