Od prezydenta do bajkopisarza. Czyli wyszło szydło z worka

15 godzin temu

Andrzej Duda ogłosił na platformie X premierę swojej książki „To ja – Andrzej Duda”.

Publikacja ma być szczerym rozliczeniem jego prezydentury, kulisami decyzji politycznych oraz zapisem rozmów z kluczowymi postaciami w Polsce i na świecie. Zapowiedź brzmi ambitnie, jednak budzi też poważne pytania o intencje autora i wiarygodność jego narracji. Czy Duda, kończąc swoją kadencję, pozostaje prezydentem z krwi i kości, czy raczej przeistacza się w bajkopisarza, który kreuje własną legendę?

Już sam tytuł – „To ja” – sugeruje narcystyczny ton opowieści. Zamiast skupić się na analizie złożonych problemów, z którymi mierzyła się Polska w trakcie jego prezydentury, Duda zdaje się stawiać na autokreację. Obietnica „bez upiększeń i cenzury” brzmi chwytliwie, ale w kontekście jego politycznej kariery budzi sceptycyzm. Prezydent, który przez dwie kadencje był postrzegany jako lojalny wykonawca woli partii rządzącej, nagle obiecuje szczerość? To brzmi jak próba przepisania historii na własnych warunkach, gdzie trudne decyzje, kontrowersje i krytyka zostaną zastąpione wyidealizowanym obrazem.

Duda w swojej zapowiedzi podkreśla rozmowy z „czołowymi politykami” oraz wizyty w miejscach takich jak Gabinet Owalny, Nowogrodzka czy cmentarzysko czołgów na Ukrainie. Te lokalizacje mają nadać książce powagi i dramatyzmu, ale rodzą pytanie: czy prezydent nie próbuje nadać swoim działaniom większego znaczenia, niż miały w rzeczywistości? Jego prezydentura była często krytykowana za brak autonomii i zbytnią uległość wobec Jarosława Kaczyńskiego. Opowieści o kulisach rozmów na Nowogrodzkiej mogą być próbą przedstawienia siebie jako kluczowego gracza, a nie jedynie wykonawcy poleceń. Czytelnik może się zastanawiać, na ile te „nigdy wcześniej nierelacjonowane” rozmowy są rzetelnym zapisem, a na ile literacką fikcją, ubraną w szaty autentyczności.

Kolejnym aspektem budzącym wątpliwości jest sposób, w jaki Duda łączy wątki osobiste z politycznymi. Wspomnienia z kampanii wyborczych, spotkań z Polonią czy zdjęcia z rodzinnego archiwum mają przybliżyć prezydenta jako człowieka „z krwi i kości”. Jednak w kontekście jego prezydentury, naznaczonej polaryzacją społeczną i kontrowersyjnymi decyzjami – jak choćby podpisanie ustaw podważających niezależność sądownictwa – takie zabiegi wydają się próbą ocieplenia wizerunku. Duda zdaje się chcieć, by zapamiętano go jako empatycznego lidera, a nie polityka, który często stawiał partyjne interesy ponad dobrem wspólnym.

Wspomnienie dziedzictwa Lecha Kaczyńskiego i wizji Polski przekazywanej Karolowi Nawrockiemu to kolejny element, który budzi kontrowersje. Duda, wiążąc swoją prezydenturę z postacią Kaczyńskiego, próbuje wpisać się w mitologię obozu rządzącego, ignorując fakt, iż jego prezydentura była często krytykowana za brak niezależności, której Lech Kaczyński przynajmniej próbował się trzymać. Nawiązanie do Nawrockiego, postaci kontrowersyjnej i związanej z polityką historyczną PiS, sugeruje, iż Duda nie odcina się od partyjnej narracji, ale chce ją utrwalić w swojej opowieści.

Książka „To ja” wydaje się bardziej próbą stworzenia swoistej „autohagiografii” niż rzetelnym rozliczeniem z prezydenturą. Zamiast krytycznej refleksji nad trudnymi momentami – jak kryzys konstytucyjny, weto ustaw sądowych czy relacje z Unią Europejską – Duda zdaje się wybierać drogę bajkopisarza, który maluje swój obraz w ciepłych barwach. Czytelnik, oczekujący głębszej analizy, może poczuć się rozczarowany. W miejsce historycznego dokumentu, otrzymujemy raczej opowieść, w której prawda miesza się z literacką fikcją, a prezydent staje się narratorem własnej, wyidealizowanej legendy.

Idź do oryginalnego materiału