Mateusz Morawiecki, były premier i obecny wiceprezes Prawa i Sprawiedliwości, coraz wyraźniej ucieka się do retoryki, która bardziej przypomina język internetowych trolli niż poważnego polityka.
Jego ostatni komentarz w sprawie nieobecności Donalda Tuska na spotkaniu w Waszyngtonie, gdzie omawiano przyszłość Ukrainy i zakończenie wojny, pokazuje, jak dalece przesunęły się granice politycznej debaty w Polsce.
Morawiecki, komentując wydarzenia, napisał w mediach społecznościowych: „Premier Tusk dał się kolejny raz ograć!”. Te słowa nie tylko upraszczają złożoną sytuację geopolityczną, ale także sprowadzają ją do poziomu banalnego internetowego zaczepiania. Takie podejście jest szczególnie niebezpieczne, gdy dotyczy spraw strategicznych, jak bezpieczeństwo Ukrainy czy przyszłość wschodniej flanki NATO.
Nieobecność polskiego premiera w Waszyngtonie rzeczywiście może budzić pytania – dlaczego Donald Tusk nie uczestniczył w spotkaniu, w którym brali udział najważniejsi liderzy Europy? To wątpliwość uzasadniona, wymagająca rzetelnych wyjaśnień. Jednak sprowadzenie tej sprawy do populistycznego hasła, iż „Tusk dał się ograć”, odwraca uwagę od poważnej dyskusji. Zamiast pytać o przyczyny i realne skutki nieobecności, Morawiecki woli zastosować język, który mobilizuje najwierniejszy elektorat, ale nie wnosi nic do debaty publicznej.
Jest to mechanizm znany z internetowych forów czy serwisów społecznościowych: nie szuka się rozwiązań, ale koncentruje na drwinie i eskalowaniu emocji. W tym sensie Morawiecki przestaje pełnić rolę polityka, który powinien budować narrację opartą na faktach, a coraz częściej przypomina użytkownika sieci, którego głównym celem jest wywołanie oburzenia.
Spotkanie w Białym Domu miało charakter wyjątkowy. Prezydent USA Donald Trump i prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski rozmawiali o wojnie, a następnie spotkali się z kluczowymi europejskimi przywódcami: Ursulą von der Leyen, Emmanuelem Macronem, Giorgią Meloni czy Keirem Starmerem. Polskę faktycznie zabrakło przy tym stole. Ale czy naprawdę można sprowadzić tę sytuację do „ogranej partii szachów” między Tuskem a Zachodem?
Tego rodzaju retoryka nie tylko infantylizuje poważną politykę międzynarodową, ale też szkodzi Polsce. W oczach zagranicznych partnerów Polska jawi się jako kraj, w którym były premier używa mediów społecznościowych do rzucania prostych haseł, zamiast formułować pogłębioną analizę czy propozycje rozwiązań. To problem, bo Polska – leżąca na granicy Unii Europejskiej i NATO z Rosją – powinna prezentować się jako państwo poważne, a nie jako przestrzeń wewnętrznych przepychanek.
Morawiecki podkreślał, iż „to niedobrze, iż o sytuacji na Ukrainie decyduje się bez polskiego rządu”. Ma rację – Polska powinna być obecna w takich rozmowach. Ale już zdanie, iż „premier dał się po raz kolejny ograć”, pokazuje, iż nie chodzi o meritum, ale o grę na emocjach. To klasyczna technika trolla: z jednej strony zasugerować prawdziwy problem, z drugiej – zbanalizować go i sprowadzić do szyderstwa.
Warto też zauważyć, iż Morawiecki nie odniósł się do przyczyn nieobecności Tuska ani do tego, jakie były ustalenia spotkania. Zamiast tego, wolał uderzyć w ton, który dobrze wybrzmiewa w mediach społecznościowych. W ten sposób tworzy się obraz Tuska jako wiecznie przegrywającego gracza, a jednocześnie zaciera się faktyczny sens wydarzeń.
Zachowanie Morawieckiego to nie tylko retoryczna przesada. To także realne ryzyko osłabiania pozycji Polski. Politycy, którzy sprowadzają poważne kwestie do internetowych memów i krótkich haseł, osłabiają powagę polskiej debaty publicznej. Kiedy były premier zachowuje się jak troll, zamiast jak mąż stanu, w oczach opinii międzynarodowej cała Polska może wydawać się mniej poważnym partnerem.
Morawiecki, jako były premier, mógłby odgrywać rolę krytyka konstruktywnego – wskazywać, co można było zrobić lepiej, jak wzmacniać polską pozycję w koalicji wspierającej Ukrainę. Tymczasem wybiera drogę prostego zaczepiania i ironii. To droga łatwa, ale pozbawiona wartości dodanej dla społeczeństwa i państwa.
Mateusz Morawiecki coraz bardziej przypomina internetowego trolla niż polityka, który powinien ważyć swoje słowa i formułować poważne argumenty. Sprawa nieobecności Donalda Tuska w Waszyngtonie zasługuje na rzetelną debatę, ale ta debata nie może opierać się na kpinach. W ten sposób Morawiecki może zyskać krótkotrwały poklask wśród wiernych wyborców, ale w dłuższej perspektywie szkodzi polskiej polityce i wizerunkowi kraju.