Od emigracji do imigracji w dekadę. Polska demografia się zmienia

1 rok temu
Czy Polska powinna doszukiwać się przyszłości na granicy?
Źródło: pixabay.com/fot. Jerzy Gorecki

Od lutego zeszłego roku do Polski przybyło ponad osiem milionów Ukraińców. Dla części
z nich zachodni sąsiad to zaledwie przystanek w drodze do państw Europy Zachodniej. Dla innych Polska stała się drugim domem. W tym samym czasie część polityków prawej strony zaczęła walczyć z „ukrainizacją Polski”. Jak widać „obrońcy suwerenności narodu”, przegapili bardzo istotny proces, który trwa w Polsce już od przeszło dekady.

Wielka Brytania, Irlandia, Norwegia czy Niemcy. To właśnie tam udawaliśmy się masowo
w poszukiwaniu godnej pracy i możliwości stabilizacji życiowej. Nie było to przecież tak dawno
– zaledwie 15 lat temu. Jednak w tym samym czasie Polska stabilizowała się po kryzysie
z pierwszej dekady XXI wieku. Stopniowo wzrastały płace minimalne, komfort i jakość życia. Ze wszystkich zasług, jakie przypisują sobie politycy, najważniejsza jest jednak stopniowa europeizacja Polski. W pewnym momencie przestaliśmy być postrzegani jako kraj postkomunistyczny, a bardziej jako integralna część Europy. Na owoce tego statusu musieliśmy czekać do 2016 roku. Wtedy też odnotowano po raz pierwszy od 1989 roku dodatni wskaźnik migracyjny. Oznacza to, iż więcej osób do Polski przyjechało, niż z niej wyjechało.

Czy tego chcemy czy nie, nasz kraj jak wiele innych państw „zachodniej” strefy czeka coraz większy odsetek migrantów w ogólnej populacji. Jak podaje Główny Urząd Statystyczny, w kwietniu 2022 roku, przyrost naturalny wynosił -3,6‰. Wskaźnik obciążenia demograficznego (odpowiadającego za liczbę osób w wieku nieprodukcyjnym na 100 osób w wieku produkcyjnym) wyniósł 68. To oznacza, iż w Polsce trzeba pilnie załatać niedobory pracowników. W tym kierunku państwo podejmuje już kroki. Rząd Prawa i Sprawiedliwości prowadzi o dziwo dość liberalną politykę względem migrantów. Długość krótkoterminowych wiz wzrosła. Początkowo z sześciu miesięcy została wydłużona do 12, a w styczniu 2022 roku weszły nowe przepisy, umożliwiające staranie się o wizę do 24 miesięcy z możliwością natychmiastowego przedłużenia. Warto zaznaczyć, iż rząd prowadzi jednak tak zwaną selektywną politykę migracyjną. Drzwi pozostają otwarte dla przybyszów z państw dawnego ZSRR, a także coraz liczniejszej grupy migrantów
z państw Azji Wschodniej. Jednocześnie wciąż pamiętamy o niehumanitarnym przetrzymywaniu uchodźców na granicy z Białorusią, a także braku wyraźniej solidarności z innymi krajami europejskimi w momencie „kryzysu uchodźczego” z 2015 roku. Nie chodzi tutaj choćby o strach przed multikulturalizmem, który już u nas występuje, a raczej o wybredne poszukiwanie pracowników, zdolnych do pracy niskozarobkowej. Polskiej gospodarki nie uratuje pełne otwarcie granic, a możliwość lub chociaż próba integracji ludności napływowej – zapewnienie dobrobytu nie tylko pracownikom, ale i ich rodzinom. Jednym z elementów takiej integracji jest pojawienie się ukraińskich napisów pod niektórymi reklamami, czyli, jak niektórzy uważają, kolejnej próby „zagarnięcia narodowej tożsamości”.

Warszawa wciąż pozostaje miastem z największym odsetkiem obcokrajowców w Polsce
Źródło: fot. Jagoda Nowak/Fenestra

(K)raj imigrancki

Możliwość podjęcia pracy, atrakcyjność państwa i polityka rządowa to jedno. Napływ migrantów to proces zmienny, który w zależności od sytuacji gospodarczej czy społecznej może zawrócić
i spowodować ponowną emigrację z Polski. To, co może uatrakcyjnić nasz kraj, wynika z procesu globalizacji. Po pierwsze studenci. Uczelnie wyższe chętnie wykorzystują wszelkie programy wymiany studenckiej oraz programy stypendialne. W roku akademickim 2021/22 w Polsce studiowało około 84 tysięcy studentów zza granicy. Głównie z Białorusi oraz Ukrainy, ale spora liczba z nich to także Azjaci oraz studenci z Afryki. Dla porównania, w ubiegłym roku poza Polską studiowało około 50 tysięcy polskich studentów. Wymiany studenckie umożliwiają promocję uczelni, a także zapewniają przyjazd potencjalnych mieszkańców Polski, a co za tym idzie – przyszłych pracowników. Siłę roboczą zza granicy mamy już jednak od dawna, ponieważ obecność zagranicznego kapitału zawsze przyciąga obcokrajowców. Nie mówimy tu już o migracji zarobkowej, a o tworzeniu w Polsce biznesu, zachęcaniu inwestorów do spoglądania w stronę naszego kraju. W 2018 roku w Polsce zarejestrowanych było 22 tysiące firm w całości posiadających kapitał zagraniczny, pod koniec 2022 roku były to już prawie 24 tysiące, zmieniła się jednak dynamika samego kapitału. Całkowity kapitał zagraniczny w 2018 roku to 196 miliardów złotych, cztery lata później to już 215 miliardów. Zwiększyła się także liczba firm z kapitałem większym niż jeden milion USD, a co za tym idzie, na polski rynek coraz śmielej wchodzą duże korporacje i konglomeraty.

W momencie tak granicznej sytuacji, jaką jest wojna większość osób ucieka z kraju bez wyraźnego przygotowania. Kiedy język polski pozostało niezrozumiały, to właśnie taka drobnostka jak znajome napisy pod reklamą niektórych sklepów przybliżają uchodźców z Ukrainy do integracji społecznej. Po zakończeniu wojny wiele osób zostanie w naszym kraju, jeszcze więcej przybędzie do nas z innych stron świata. Polska jest postawiona przed faktem dokonanym, a rządowa polityka powinna wspierać integrację ludności napływowej. Przede wszystkim chodzi tutaj o udostępnienie praw i przywilejów, takich jak składki zdrowotne, świadczenia emerytalne czy ulgi. Polska polityka migracyjna musi dokonać kilku istotnych zmian, bo, jak zaznaczał na Twitterze pod koniec 2022 roku prof. UW dr hab. Maciej Duszczyk, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego, odsetek cudzoziemców do 2030 roku osiągnie pułap 9-10%. Oznacza to, iż Polska ugruntuje swoją pozycję jako kraj imigracyjny.

Kacper POCZTARSKI

Idź do oryginalnego materiału