Oczywiście, iż Matysiak nie miała pojęcia, jak to się skończy

2 miesięcy temu

Od czasów taśm Renaty Beger pojawiło się w słowniku publicystyki politycznej pojęcie „szachów 5D” – stosowane najczęściej ironicznie, by zdystansować się do podejrzliwej interpretacji wydarzeń poprzez wskazanie na zbyt dużą ilość zmiennych.

Jednak gdy w czwartek Paulina Matysiak z Razem ogłosiła założenie ruchu „Tak dla Rozwoju” z Marcinem Horałą, posłem PiS i byłym pełnomocnikiem rządu Zjednoczonej Prawicy ds. CPK, zmienne były adekwatnie tylko dwie – reakcja własnej partii, od lat budującej pozycję na byciu w opozycji do partii Horały, i reakcja własnych wyborców, testowana podczas miesięcy intensywnej działalności medialnej, skupionej głównie na CPK.

Być może Matysiak, ogłaszając stworzenie ruchu, nie miała świadomości, iż jej partia nie zareaguje chórem poparcia. W końcu na inicjowanie nowych ruchów, np. przez elektrony z Polski 2050 i Konfederacji, ich liderzy na pewno odpowiedzieliby radością. Oczywiście gdyby chodziło o dobro Polski.

Zastanówmy się, co myślał sam Horała, sukcesor Jacka Bartosiaka („o którym w ostatnim czasie znowu głośno”, by sięgnąć po wytarty frazes) w CPK. Pewnie coś w stylu: „A więc robimy to. Z Pauliną Matysiak – po rozwój pozbawiony kolorów partyjnych. Ludzie z Razem byliby głupi, gdyby na taką inicjatywę nie zareagowali szaleńczym entuzjazmem”.

Jak wiadomo, Nowa Lewica i Razem nie przeżywają najbardziej wypełnionego sukcesami okresu. Tej pierwszej zarzuca się nieporadność w przepychaniu własnej agendy w koalicji z liberałami, Razem – niepodjęcie choćby prób w tym zakresie. Horała, prawdopodobnie na własną rękę i bez konsutlacji z własnym środowiskiem, postanowił więc rzucić koło ratunkowe obu partiom, zapraszając posłankę Matysiak do bezinteresownej, utrzymywanej w tajemnicy współpracy nad projektem, na którym zdaje się jej naprawdę zależeć. Nadeszło wyglądane przez proroków porozumienie ponad ideologicznymi podziałami, popierane przez osoby z różnych krańców politycznego spektrum – od alf-leftu z Rafałem Wosiem na czele po Sławomira Mentzena. Porzućmy polityczne przepychanki, gdy chodzi o wielki patriotyczny zryw.

Kto bardziej szkodzi Lewicy?

Tego, iż partia Razem zareaguje zawieszeniem i oburzeniem na wspólną inicjatywę swojej posłanki z jedną z twarzy PiS-u, nie mogła przewidzieć sama Matysiak. Musiała brać pod uwagę różne scenariusze: rewolucyjny zapał albo powściągliwą życzliwość, wielki radosny rozkrok razemiaków, którzy teraz normalnie legalnie mogliby supportować Tuska i Kaczora po równo, może odwrócenie się aktywu od możliwości zarządzania instytucjami, nad którymi władzę sprawują dziś koalicjanci z 15 października, czy powolne budowanie nowej, cepekańsko-altleftowej siły na lewicy pod pisowskim zarządem powierniczym. Negowanie dobrych intencji posłanki byłoby jednak czystą głupotą i politycznym samobójstwem. Razem przeciwko rozwojowi – to dopiero!

A jednak, choć wydawać się mogło, iż brak ekstazy partii Razem to najmniej prawdopodobny scenariusz – własnie on się zrealizował. Szokująca reakcja starych towarzyszy i towarzyszek jest najlepszym dowem na to, iż tu żadna szachowa rozgrywka nie mogła się udać. Znany z przenikliwych analiz Michał Kolanko napisał, iż „Lewica OCZYWIŚCIE (podkreślenie moje) nie musiała reagować aż tak gwałtownie i tak ostro”. Kolanko sam nieustannie rozgrywa zresztą polityczne szachy 5D, mierząc się z zarzutami o doradzanie politykom z jednej strony, a z drugiej regularnie udowadniając, iż jego rady nie są warte funta kłaków. Tym razem jednak nie dowiadujemy się z tekstu, jaką reakcję doradzałby Nowej Lewicy i Razem, poza sugestią reagowania wolno i łagodnie. Ale przeczekanie to nie jest sposób na każdy problem.

Tak czy siak, wbrew dziennikarzom i zdrowemu rozsądkowi zbiorowemu, mleko się wylało: posłanka zawieszona, rozwój Polski pod znakiem zapytania. Pojawiły się jednak wątpliwości co do moralnej legitymacji samych zawieszających. Tu wkracza druga wielka niewiadoma, czyli reakcja wyborców, od ponad pół roku kibicujących niezwykłemu pokazowi politycznej woli i determinacji, jaki prezentowała Matysiak w mediach od Republiki po „Sieci”.

Lewicowcy z X/Twittera tradycyjnie zarzucili sceptykom niechętnym sojuszom z PiS libkowanie i modły wznoszone do Tuska. Pytali nie bez podstaw: czy walcząc o CPK, które wszyscy wyznający się na infrastrukturze i brzydzący prozą „światopoglądowego” sporu Polacy (bez kontrowersji – jak pisze Kolanko) kochają, posłanka zaszkodziła partii bardziej niż x, y czy z? Czy Biedroń, Gdula, Nowacka, Miller i Teodor Duracz nie zasłużyli na cancel bardziej? I dlaczego w ogóle Matysiak marnuje się wśród tych zakapiorów?

Wściekli po kolejnych kompromitacjach i braku wniosków w kwestii potrzebnych zmian we władzach partyjnych wyborcy Lewicy i Razem stanęli ostatecznie po stronie popularnej posłanki, ale nie można było tego przewidzieć.

Matysiak na listach PiS-u?

Po tej serii cudów i dziwów czekają nas kolejne niepewne tygodnie. Czy Paulina Matysiak oprze się usilnemu wpychaniu przez zdradziecką partię-matkę w łapy PiS, ukorzy się i przeprosi za niefortunnie zakomunikowaną inicjatywę? Czy podniesie się po ciosie wymierzonym przez dawnych kompanów, nie rozumiejących jej politycznej wizji? Czy wciąż będzie tą niezależną i chadzającą własnymi ścieżkami polityczną fighterką, którą pokochały miliony, i w ramach „Tak dla Rozwoju” pozostanie bezkompromisowo wierna ideałom lewicy, tyle iż w ramach organizacji życzliwie wspieranej merytorycznie i finansowo przez drugą drużynę w tabeli?

A może zostanie twarzą ponadpartyjnego ruchu na rzecz lotniska i – nie szczędząc ostrych słów jednemu czy drugiemu politykowi PiS – okaże się niezalezną fachowczynią? I tylko czasem wyskoczy z karty do głosowania na listach innych niż zwykle, za to zapewniających spokojną karierę na długie lata, jak innemu idealistycznemu geniuszowi niezrozumianemu we własnych szeregach, Łukaszowi Kohutowi?

Stop. Wchodzimy na bardzo nieelegancki grunt. Sugerowanie, iż posłanka Matysiak porzuciłaby prawa kobiet, osób LGBT+ i innych mniejszości oraz całą resztę spraw, które różnią Razem i PiS, choćby po miesiącach wspierania i obecności w mediach alt-leftowych radykałów, to liberałkowate urojenia. Kohutowi chodzi o Śląsk, Matysiak chodzi o CPK, kropka.

Po prostu coś mnie tknęło, gdy my tu sobie na komentariacie rozważamy potencjalne skutki decyzji Matysiak i stwierdzamy, iż nowa kooperacja nie przyniesie naiwniutkiej posłance żadnych dodatkowych głosów, bo pisowcy w życiu nie zagłosują na Razem…

Może i nie. Ale jest w tym trochę protekcjonalnej nuty, może i seksistowskiej. Tzw. zwykłym ludziom czy choćby publicystom obserwującym politykę wydaje się często, iż rozumieją z niej coś więcej, niż ludzie zajmujący się nią zawodowo, a politycy nie śpieszą do wyprowadzania ich z błędu. Tymczasem, jak uczy najnowsza historia, na miejscach biorących z list partii, które przygarniają niepokorne polityczki i polityków – zawieszonych, opluwanych, lżonych i poniewieranych za dobre serca we własnym środowisku – nowe transfery spotykają się z wielką życzliwością. Wie coś o tym Monika Pawłowska, która w tym tygodniu z list PiS-u wskoczyła do poselskich ław na miejsce Mariusza Kamińskiego. Byłą polityczkę SLD i Wiosny polubili nie tylko wyborcy, ale też koledzy i koleżanki, choćby Przemysław Czarnek. A Pawłowska choćby nie miała swojej bliskiej pisowskiemu sercu idée fixe.

Konkordat?

Jak przypominam sobie dzięki serwisowi Bankier, wydatki CPK na działania CSR, obejmujące m.in budżet na prezenty dla zaprzyjaźnionych samorządów i parafii, pochłonęły za czasów PiS 250 mln zł, kolejne kilkadziesiąt wydano na promocję (choć, nawiasem mówiąc, fundowanie prezentów parafiom trudno uznać za antypromocję). Szkoda by było zaprzepaścić taki kapitał społeczny – i nie tylko.

Odstawiając na bok spekulacje, scenariusze i domysły, nie da się ukryć, iż dla Razem i Nowej Lewicy decyzja Matysiak będzie miała wyłącznie fatalne konsekwencje. Nie ustaną płynące ze strony liberałów zarzuty o kolaborację z PiS-em, ze strony PiS-u o radykalizm, o brak sprawczości czy złe kampanie ze strony własnego elektoratu. Na razie Lewica prawdpodobnie straci jedną posłankę, ale proces konsumowania sześcioprocentowców dopiero się zaczyna. Obecna atmosfera i morale po nie-transferze Matysiak – czy to w Nowej Lewicy, czy to w Razem – raczej nie będą go spowalniać. Na fali wieszczonej przez publicystów depolaryzacji przypadkowo powinny urosnąć głównie PiS i PO.

Trudno mieć pretensję do Pauliny Matysiak za brak złudzeń co do własnej formacji i lekcję politycznego pragmatyzmu, której (oczywiście całkowitym przypadkiem i wbrew własnym intencjom) udzieliła koleżankom i kolegom, od miesięcy rozkładającym bezradnie ręce przy pytaniach o wysłanie Czarzastego na emeryturę czy wyrzucenie religii ze szkół, choć przecież mamy konkordat. Zwłaszcza iż sam postulowałem samorozwiązanie się obecnej lewicy parlamentarnej po klęsce w eurowyborach. A jednak, mimo wszystko, zdarza mi się czasami zatęsknić do czasów Renaty Beger.

Idź do oryginalnego materiału