A więc zapadła decyzja – Zandberg jednak będzie kandydować. Uważam to za błąd, ale oczywiście podpiszę i zagłosuję.
Niniejszym jednak ogłaszam, iż status „pobytu tolerowanego” na blogasku będą mieć wszystkie opcje nieprawicowe, do których zaliczam także Trzaskowskiego w pierwszej turze. Lewicowy to on z pewnością nie jest – ze dwa razy z nim rozmawiałem i Zapewniam, iż tak jak wielu samorządowców, on światopoglądowo odrzuca te kategorie i postrzega siebie jako pragmatyka, kierującego się zdrowym rozsądkiem. Czyli: świętej przepustowości świeczkę, ale i rowerzystom ogarek. Dać na muzeum queer, ale i udawać, iż Tischner był wybitnym filozofem.
Znaczna część mojego bąbelka towarzyskiego będzie na niego głosować już w pierwszej turze. W odróżnieniu od typowych „niezatapialnych” samorządowców, Trzaskowski ma autentyczne poparcie wśród znacznej części Warszawiaków. Jest w tym mieście postrzegany jako „jeden z nas”, a nie ktoś, kogo szofer przywozi z opancerzonej willi, jak Ziobrę.
Nie wiem, może przywozi, nie śledzę go. Ale jego poprzednicy, Kazz Lova-Lova i HGW, nie mieli tego vibe’u „kogoś kogo można spotkać w galerii handlowej”. choćby żarty z serii „bążur” mu nie szkodzą, no bo – bądźmy szczerzy – o całym mieście można tak żartować.
Mam też dużo zrozumienia dla tych, którzy chcą głosować na Biejat. A także dużo współczucia – przecież z każdy dniem będzie wam ciężej. Dopóki jeszcze działa usprawiedliwienie, iż „Duda wszystko zawetuje”, można jakoś tłumaczyć niespełnianie obietnic wyborczych – sam na razie to tak tłumaczę. No ale co powiecie już po zmianie strażnika żyrandola, kiedy dostaniemy w najlepszym wypadku żałosną namiastkę związków partnerskich oraz popłuczyny „kompromisu aborcyjnego”? A chyba nikt nie liczy na więcej?
Jako wyborca Razem cieszę się, iż przynajmniej nie muszę udawać, iż lubię dynastię Kosiniaków-Kamyszów. Albo Giertychów. Marna pociecha, zgoda, ale jednak lewica koalicyjna dalej musi się nieszczerze uśmiechać na wspólnych zdjęciach z peezelem, a ja nie.
Co do pozostałych opcji lewicowych, nie zamierzam ich zwalczać, ale ich nie rozumiem. Polecenie ssh w uniksie ma komunikat błędowy „you don’t exist, go away”. Gdy się zastanawiam, co bym powiedział zwolennikowi Szumlewicza, to mi przychodzi do głowy jako pierwsze. Czy takowi w ogóle istnieją?
Co do kandydatów otwarcie już konserwatywnych i prawicowych… Oczywiście nie ma formalnego zakazu wypowiedzi dla ich zwolenników, ale doświadczenie mówi mi, iż nie potrafią się wypowiadać w formie pisemnej.
Ubocznym skutkiem wspierania prawicy przez Thielów i Musków stała się jej niezdolność do funkcjonowania w formułach innych niż „twitnięcia o filmikach” albo „podkasty o twitnięciach”. Gdy się mają wypowiedzieć pisemnie, to już nie ma nie tylko akapitów, ale czasem w ogóle znaków przestankowych – prawica strzela ciągiem słów przeplatanych emoji i nieartykułowanymi „derp derp mwahahaha”. Takie komcie oczywiście będą wylatywać (a innych, jako się rzekło, napisać nie potrafią).
Niemile widziane będą tylko komentarze propagujące absencjonizm. Żyjemy w czasach, w których cyberoligarchowie otwarcie już wspierają faszyzm w swoich monopolistycznych serwisach – czasem biorąc za to wynagrodzenie w rublach. To nie jest moment na symetryzmy z serii „nie ma różnicy między Hitlerem a SPD” (taka mniej więcej była teza komunistów w Republice Weimarskiej).
Każdy nieprawicowy rząd jest teraz na wagę złota, choćby jeżeli jest tylko „mniejszym złem”. Bo to już nie jest mniejsze tak, jak Trzaskowski od Hołowni, tylko jak Bruening od Goeringa.
Nie ma co jęczeć, iż „nie ma na kogo głosować”, bo lewicowych opcji jest aż za dużo. Na naszych oczach spełnia się scenariusz, który znamy z klasycznych dystopii – albo z upadku republiki rzymskiej, którym te dystopie się inspirowały.
Ludzie bogaci jak Krassus czy Katylina kupują sobie stanowiska dzięki głupcom, którzy wierzą, iż Trump obniży ceny jajek a Brexit zwiększy wydatki na służbę zdrowia. Musimy to zatrzymać.
Kiedy to się zaczynało 10 lat temu, pojawił się dowcip o kobiecie, która żałuje swojego głosu na „partię lampartów jedzących twarze”. Dziś doszła druga wersja – o facecie, który nie głosował, bo wydawało mu się, iż to żadna różnica, zeżrą mu twarz czy nie zeżrą. Nie bądź jak on.