Maciej Wąsik znów występuje w roli strażnika standardów państwa i sumienia służb specjalnych. W wywiadzie dla portalu wPolityce.pl z oburzeniem piętnuje rząd Donalda Tuska za rzekome wykorzystywanie informacji ze służb do walki politycznej. Padają słowa o „sytuacji bez precedensu”, „braku skrupułów” i „przemyśle nienawiści”. Problem polega na tym, iż oskarżenia te formułuje polityk, który sam ma bardzo poważne problemy z prawem i którego życiorys powinien raczej skłaniać do powściągliwości niż moralnych tyrad.
Wąsik – europoseł PiS, były wiceszef CBA i były wiceminister MSWiA – komentuje sprawę artykułu „Gazety Wyborczej” o lekach przyjmowanych przez Sławomira Cenckiewicza oraz cofnięciu mu poświadczenia bezpieczeństwa. Jego zdaniem ujawnione informacje musiały pochodzić ze służb, a odpowiedzialność spada nie na oficerów, ale na ich politycznych przełożonych. „Moim zdaniem to nie służby ujawniły dane dotyczące stanu zdrowia Cenckiewicza, ale ci, którzy nadzorują te służby” – mówi Wąsik, dodając, iż użyto „ściśle tajnego postępowania do bieżącej walki politycznej”.
Brzmi to jak dramatyczny apel w obronie państwa prawa. Ale kiedy Wąsik mówi o „bezprecedensowym” nadużyciu służb, trudno nie przypomnieć, iż sam jest bohaterem jednej z najbardziej symbolicznych historii o instrumentalnym traktowaniu instytucji państwa. Były wiceszef CBA został prawomocnie skazany za przekroczenie uprawnień, a jego późniejsze ułaskawienie – oraz spór o jego skuteczność – do dziś dzieli prawników i opinię publiczną. To nie jest drobny epizod, który da się zamknąć w przypisie. To kontekst, bez którego każda jego wypowiedź o „standardach” brzmi co najmniej dwuznacznie.
Wąsik idzie jednak dalej. Przekonuje, iż obecna sytuacja to element szerszego planu wymierzonego w prezydenta Karola Nawrockiego. „To oczywiście nie pierwszy raz, kiedy rząd Tuska używa w sposób bezpośredni służb czy informacji ze służb do ataku na prezydenta Nawrockiego” – twierdzi, przywołując kampanię wyborczą i postępowanie sprawdzające ówczesnego szefa IPN. Dowodów nie przedstawia, ale ton oskarżenia jest jednoznaczny.
Jeszcze ostrzejsze są jego oceny polityczne. „Ten rząd nie ma żadnych skrupułów. Ten rząd przed niczym się nie cofnie” – mówi Wąsik, kreśląc obraz władzy prowadzącej „ogromny przemysł nienawiści”, porównywalny z atakami na Lecha Kaczyńskiego czy Andrzeja Dudę. To retoryka dobrze znana z czasów, gdy PiS sprawowało władzę: silne emocje, wielkie słowa, zero autorefleksji.
Najbardziej znamienne jest jednak to, iż Wąsik z góry podważa sens wszelkich postępowań wyjaśniających. „Ja nie łudzę się, iż te postępowania cokolwiek wykryją, bo służby musiałyby ścigać prawdopodobnie swoich przełożonych” – podsumowuje. Innymi słowy: jeżeli śledztwo potwierdzi zarzuty – miał rację, jeżeli nie potwierdzi – to dowód na spisek i zamiatanie sprawy pod dywan. Logika domknięta, odporna na fakty.
W tym wszystkim ginie najważniejsze pytanie: gdzie kończy się realna troska o standardy, a zaczyna polityczna projekcja własnych doświadczeń? Człowiek, który sam został skazany za nadużycie władzy i przez lata korzystał z parasola politycznej ochrony, dziś przedstawia się jako ofiara systemu i bezkompromisowy obrońca prawa. To nie tylko ironia losu, ale też poważny problem debaty publicznej. Bo gdy o nadużyciach służb najgłośniej krzyczą ci, którzy sami mają na koncie konflikty z prawem, trudno uwierzyć, iż chodzi im o państwo – a nie o własne rachunki krzywd.

2 godzin temu












