„Korupcja, recesja, inflacja. Walentynki Kaczyńskiego” - napisał na Twitterze kandydat na premiera najjaśniejszej Rzeczypospolitej Donald Tusk - przerywając długie milczenie. Tusk przerwał milczenie w sytuacji, gdy cały świat pisze o arabskim lobbyście, biorącym od Emiratów Arabskich gigantyczne pieniądze, choć jest deputatem Parlamentu Europejskiego z wysuniętego ramienia Platformy Obywatelskiej.
Tym tweetem Tusk udowodnił zatem wszystkim niedowiarkom, iż jest opętany ciężką obsesją paranoidalną, podobną do choroby innego niemieckiego führera. Okazało się bowiem, iż prezes Kaczyński śledzi führera skrajnej opozycji choćby w Walentynki…
A przecież trzy dni wcześniej okazało się, iż premier Morawiecki mówi dokładnie to samo, co Tusk już powiedział w 2008 roku, tylko cyrylicą. Premier Morawiecki ewidentnie więc przedrzeźnia Tuska, co doprowadza führera skrajnej opozycji do uzasadnionej furii. A furia, połączona z paranoidalną obsesją to mieszanka, której żaden mózg nie wytrzyma. Tylko patrzeć, jak Tusk eksploduje, gdy tylko zdejmie czapeczkę, chroniącą jego głowę przed falami, na których nadaje mu reżim kaczystowski…
Oczekiwanie, iż Tusk zabierze wreszcie głos w sprawie afery arabskiego lobbysty, jest więc całkowicie nieuzasadnione tym bardziej, iż na temat stanu psychicznego führera skrajnej opozycji milczą takie sławy medyczne jak doktór Ewa Kopacz oraz psychiatra Edmund Klich. Jak pamiętamy, Donald Tusk osobiście rzucił doktora Klicha na Ministerstwo Obrony, ale jego leczenie doprowadziło wojsko polskie do stanu pełnej zapaści. Wprawdzie doktór Klich, wymieniony został na kierowcę Tuska Siemoniaka, ale dr Klich utracił zaufanie biura politycznego Platformy, które przecież nie dopuści konowała do łóżka führera!
Nie wolno nam jednak zapomnieć, iż po rezygnacji z amerykańskiej tarczy antyrakietowej, to olśniony lampką b. kierowca Tuska Tomasz Siemoniak dozbroił polskie wojsko w najnowszej generacji tablice Mendelejewa!
Wprawdzie w otoczeniu Platformy Obywatelskiej jest także inny znakomity medyk - słynny Tygrys, czyli doktór Kosiniak-Kamysz, ale ten podpadł Tuskowi po tym, gdy zbratał się z Hołownią. A Hołownia to przecież kolejna obsesja paranoidalna Donalda Tuska – kto wie – może choćby groźniejsza niż śledzący Tuska prezes Kaczyński?
Sytuacja jest więc podobna do „spisku lekarzy” za czasów Stalina, gdy nikt nie ośmielił się powiedzieć Stalinowi, iż jest opętany paranoiczną obsesją. A przecież sytuacja jest dramatyczna, skoro prezes Kaczyński śledzi Tuska choćby w Walentynki, zaś Hołownia chce go wygryźć z fotela führera skrajnej opozycji !
W rachubę nie wchodzi więc przerwanie milczenia w sprawie arabskiego lobbysty i pozbycie się go z Platformy Obywatelskiej. Donald Tusk i biuro polityczne Platformy Obywatelskiej przecież doskonale pamiętają słowa arabskiego mudżahedina, wypowiedziane w trakcie kampanii wyborczej Platformy: „Jeszcze jedna bitwa, jeszcze dorżniemy watahy, wygramy tą batalię!”. Choć führer PO już nie kuma, to biuro polityczne Platformy Obywatelskiej ma pełną świadomość, iż naruszając dobra osobiste mudżahedina, Platforma Obywatelska stanie się zapowiedzianą watahą do dorżnięcia…
W tej patowej sytuacji, Tusk ufa już tylko teściowej. To ona zawsze wyprowadzała Donka z ciężkiej depresji, po kolejnej aferze jego najbliższego współpracownika, któremu Tusk zaufał, jak własnemu synowi. Czyli jak Józefowi Bąkowi. To teściowa koiła swojego ukochanego zięcia słowami : "Donku wiem, iż masz kłopot ze swoimi ludźmi. Jestem po Twojej stronie. Nie powinni się tak zachować, ale nie pozbywaj się ich. I tak sporo ludzi PO odeszło za Twoich poprzedników. Teraz w PO każdy jest na wagę złota. Czasem człowiek w jakiejś chwili popełnia błąd, ale potem żałuje. To są pozytywne chłopaki, więcej takich głupot nie zrobią. Pozdrawiam Cię serdecznie. Twoja stara doradczyni-Teściowa Stefania Sochacka".