Krzysztof Stanowski to człowiek obrzydliwy. Za czasów PiS zarabiał na współpracy z państwowymi mediami miliony. Samozwańczy moralny arbiter i kandydat na prezydenta od wszystkiego i niczego, przez ponad cztery lata inkasował państwowe pieniądze od TVP, gdy tą kierował Jacek Kurski.
Łączna wartość faktur wystawionych przez jego firmę Weszło TV przekroczyła milion złotych – dokładnie 1 030 740 zł, a do tego 40,5 tys. zł za bycie „ekspertem” w studiu podczas Euro 2020. Razem daje to 1 071 240 zł. Tyle właśnie kosztowała Polaków obecność „niezależnego” dziennikarza w propagandowej machinie PiS.
Ale spokojnie – to nie była żadna kolaboracja. Stanowski przecież sam wszystko produkował, sam zapraszał gości, sam nagrywał, a TVP tylko płaciła. Jakby to była jakaś telewizyjna wersja Uber Eats, tylko znacznie droższa. I – rzecz jasna – bez wyłączności.
Dziś ten sam Stanowski, który przez lata nie zauważył „niezależności” TVP, grzmi o „zdemolowanych mediach publicznych” i „braku pluralizmu”. Dopiero gdy przestał dostawać przelewy z Woronicza, poczuł powołanie do wolności słowa.
Niektórzy nazywają to hipokryzją. Inni po prostu: przekupstwem. PiS zapłacił Stanowskiemu za stworzenie czegoś, co będzie działać na ich korzyść. Efekty dzisiaj widzimy. Pozostaje tylko ujawnić jedno najważniejsze nazwisko pośrednika.
źródło: Onet