Decyzja koalicji rządzącej o uruchomieniu procedury postawienia Zbigniewa Ziobry przed Trybunałem Stanu to jeden z najpoważniejszych kroków rozliczeniowych obecnej władzy. Jednak reakcja Prawa i Sprawiedliwości odsłania dużo więcej niż jedynie polityczny spór o byłego ministra sprawiedliwości. Pokazuje bowiem, jak głęboko zabetonowany jest w tej partii odruch obronny wobec własnych ludzi – choćby wtedy, gdy padają wobec nich najcięższe zarzuty.
W środę marszałek Sejmu Włodzimierz Czarzasty poinformował, iż „koalicja rządząca podjęła decyzję o zapoczątkowaniu procesu przekazania sprawy Zbigniewa Ziobry do Trybunału Stanu”. To formalna odpowiedź na wieloletnie wątpliwości dotyczące sposobu, w jaki Ziobro wykonywał funkcję ministra oraz prokuratora generalnego. Polityk od wielu tygodni przebywa na Węgrzech i – jak publicznie deklaruje – nie zamierza starać się o azyl. Twierdzi jednak, iż w Polsce grozi mu czysto polityczna zemsta.
Poseł PiS, Paweł Jabłoński, w rozmowie z Telewizją Republika stwierdził: „Prawda jest taka, iż jeżeli by wrócił, to zostałby natychmiast wtrącony do więzienia przez decyzję polityczną Donalda Tuska.” Słowa te nie są jedynie wyrazem lojalności wobec byłego ministra – w istocie stanowią powtórzenie fundamentalnej dla PiS narracji, zgodnie z którą wszelkie działania obecnych władz to polityczna opresja wobec ich środowiska. Problem w tym, iż utrwalanie takiego obrazu rzeczywistości pogłębia chaos i delegitymizuje instytucje państwa, zanim te zdążą wykonać swoje konstytucyjne obowiązki.
Zresztą sam Jabłoński przyznaje, iż do patologii systemu sądownictwa w Polsce przyczynił się również Ziobro. „Ten system jest zły i do tego systemu… przyczynił się także sam minister Ziobro. Ja byłem krytykiem wielu działań, które on podejmował jako minister sprawiedliwości” – mówi. Mimo tej diagnozy, Jabłoński wciąż twierdzi, iż obecne działania prokuratury są przejawem politycznej motywacji, a więc czymś, co PiS uważa za większe zagrożenie niż nadużycia popełnione we własnych szeregach.
Ta logika jest charakterystyczna dla sposobu funkcjonowania partii Jarosława Kaczyńskiego – ważniejsza od odpowiedzialności jest solidarność. Choćby i niewygodna. Choćby i kosztowna. W efekcie politycy PiS nie bronią Ziobry w imię jego niewinności, ale w imię własnego interesu. jeżeli Trybunał Stanu zajmie się sprawą byłego ministra, otworzy to drogę do zadawania pytań także o rolę pozostałych członków rządu, a zwłaszcza o skalę wpływu, jaki miał on na kierunek polityki państwa. A tego PiS, choćby po utracie władzy, boi się najbardziej.
W narracji partii nie ma miejsca na przyznanie, iż państwo powinno wyjaśnić potencjalne nadużycia. Zamiast tego buduje się opowieść o prześladowaniu, w której Ziobro staje się figurą symboliczną – kimś w rodzaju politycznego męczennika. Jabłoński stwierdza wręcz, iż były minister po przylocie do Polski „natychmiast… zostałby aresztowany, po to, aby 'igrzyska’, którymi rząd chce przykryć inne problemy, mogły trwać dalej.”
Owa wizja rządzących, którzy organizują spektakl polityczny, jest jasnym odbiciem strategii, którą PiS stosował przez osiem lat swoich rządów – budowania polityki na konflikcie i mobilizacji emocji. Problem w tym, iż dziś nie wystarcza już samo straszenie Tuskiem. Społeczne zapotrzebowanie jest inne: rozliczenia, wyjaśnienia, przywrócenia odpowiedzialności publicznej. PiS natomiast zachowuje się tak, jakby wciąż żył w epoce, w której to on wyznacza reguły gry.
Nie jest rolą polityków PiS, by orzekać o winie lub niewinności Zbigniewa Ziobry. Od tego są instytucje państwa. Jednak ich uporczywa obrona byłego ministra – wbrew faktom, wbrew wcześniejszym własnym opiniom i wbrew zdrowemu rozsądkowi – pokazuje, iż partia ta wciąż nie potrafi się zmierzyć z dziedzictwem własnych rządów. A bez tego nie ma szans na powrót do politycznej wiarygodności.

11 godzin temu







